Reklama

Nazwa zobowiązuje! Niesamowita pogoń w Szczecinie.

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

15 lutego 2016, 21:07 • 3 min czytania 0 komentarzy

Mieliśmy nadzieję, że tak się stanie, ale teraz możemy już to oficjalnie napisać: limit nudy na całą kolejkę Ekstraklasy został wyczerpany w trzech pierwszych meczach po powrocie piłkarzy na boisko. W pozostałych pięciu spotkaniach – w Krakowie, Gdańsku, Poznaniu, Warszawie i  Szczecinie – zobaczyliśmy widowiska, na które nie wstyd zabierać kolegów z innych krajów, nawet tych, w których na pierwszy rzut oka ludzie kopiący piłkę uprawiają inne dyscyplinę niż u nas. Tak, tak, nie przesadzamy, ale nawet jeśli – to tylko trochę. Na przykład taką remontadę jak ta dzisiejsza ze Szczecina, pewnie z przyjemnością obejrzałoby wielu Hiszpanów. 

Nazwa zobowiązuje! Niesamowita pogoń w Szczecinie.

Mecz pomiędzy Pogonią a Koroną z typowym poniedziałkowym męczeniem buły miał mniej więcej tyle wspólnego, co “Pamiętniki z wakacji” i inne tego typu szmiry z poważnymi amerykańskimi serialami. Niby bez trudu można znaleźć wspólny mianownik, ale nawet nie wypada dokonywać porównania. W Szczecinie wszystkiego było w bród, chciało się ten mecz mecz oglądać od pierwszej do ostatniej minuty, w sumie nie obrazilibyśmy się, gdyby sędzia doliczył kwadrans. A przede wszystkim była piłkarska jakość, i to garść a nie szczypta – to należy podkreślić.

Zaczęło się od małego trzęsienia ziemi. Fakt, Korona jesienią pokazała, że na wyjazdach potrafi zaskoczyć, ale to jednak Pogoń była zdecydowanym faworytem. Ale ten faworyt po 16 minutach leżał na deskach, powaliły go dwa ciosy. Pierwszy zadał Bartłomiej Pawłowski, który ładnie wykończył podanie Cabrery (też bardzo ładne), drugi to już sprawka samego Hiszpana, którego obsłużył Aankour. Musimy oczywiście wspomnieć o tym, że pomocnik był na spalonym – akcja znów dość efektowna, ale bramka nie powinna zostać uznana.

Ledwie piłkarze Pogoni zdążyli poczuć atmosferę, a już byli dwie bramki w plecy. A niewesoła sytuacja stała się jeszcze bardziej przygnębiająca, gdy w końcówce pierwszej połowy serią dobrych interwencji popisał się Małkowski. Nie udało się złapać kontaktu jeszcze przed przerwą – kolejny cios. A gdy na początku drugiej części gry Pawłowski stanął przed szansą podwyższenia wyniku – zatrzymał go Słowik – naprawdę niewiele wskazywało, że dojdzie do przełomu.

Oj, dawno na naszych boiskach nie widzieliśmy takiego powrotu z zaświatów. Wczoraj Termalice udało się odrobić dwie bramki na Lechu, za to też należy się szacuneczek, ale piłkarze Pogoni powiedzieli dziś: przebijamy. No i przebili.

Reklama

59′ – Murawski na 1-2 po wrzutce Frączczaka i nietypowym zgraniu piłki przez Dwaliszwiliego.

70′ – Frączczak na 2-2, po złamaniu akcji z prawego skrzydła do środka i strzale z lewej nogi, po którym piłka obiła oba słupki.

79′ – świetna indywidualna akcja Murawskiego, który dostrzegł na skrzydle Gyurcso, a ten posłał piłkę między nogami obrońcy i obok zaskoczonego Małkowskiego.

3-2. Kapitalne 20 minut. Jako postronnym obserwatorom trochę szkoda nam Korony, bo ekipa Marcina Brosza zagrała znacznie powyżej oczekiwań. Z czasem dała się trochę stłamsić, ale mamy wrażenie, że dziś pod naporem “Portowców” mogłyby pęknąć również znacznie poważniejsze ekipy. Trzeba się będzie liczyć Pogonią tej wiosny, w piłkarską Polskę poszedł jasny komunikat.

vTABst3

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...