Reklama

Gdzie kończy się zabawa, a zaczyna szyderstwo?

redakcja

Autor:redakcja

15 lutego 2016, 16:51 • 3 min czytania 0 komentarzy

Temat wraca za każdym razem, gdy ktoś przebija się zbyt odważnie przez konwenanse i rutynę. W 2010 roku obszerną dyskusję na łamach hiszpańskich gazet rozpoczęło podanie plecami w wykonaniu Cristiano Ronaldo. Tak lekceważące podejście do przeciwnika w meczu derbowym wywołało długą dyskusję, czy „tak wypada”. Potem do Hiszpanii trafił Neymar i podobne kłótnie stały się zdecydowanie częstsze. Nieudana lambretta, czyli przerzucenie piłki nad głową po podbiciu piętą, w meczu z Bilbao mogło zakończyć się nawet bójką, ostatecznie stało się tylko przyczyną rozżalonych komentarzy. To był przedsmak. Internet naprawdę zapłonął dopiero po wczorajszym show, jakie Barcelona Globetrotters zafundowała Celcie Vigo.

Gdzie kończy się zabawa, a zaczyna szyderstwo?

Rzut karny wykonany w stylu Johana Cruyffa, będący zresztą hołdem dla jednego z najważniejszych filozofów futbolu walczącego obecnie z chorobą, to tylko wierzchołek całkiem solidnej góry lodowej. Piłkarze Barcelony – a w szczególności Neymar – od zdobycia trzeciego gola już głównie czarowali. Piętki, podcinki, zwody, wreszcie wspomniana lambretta, która w przeciwieństwie do meczu z Bilbao tym razem była w pełni udana. Festiwal technicznych sztuczek.

– Magia! – krzyknęli entuzjaści finezyjnego stylu gwarantowanego przez brazylijskiego czarodzieja. – Bazar! – odkrzyknęli ci, dla których tego typu zagrania są dowodem pogardy dla rywala, a jednocześnie głębokiego przerostu formy nad treścią. Ile bowiem tej „treści”, ile korzyści dla drużyny, było w przerzuceniu piłki nad rywalem w kierunku własnej bramki, przy wyniku 3:1 i dziesięć minut przed końcowym gwizdkiem?

I zaczął się sąd nad Neymarem, Messim, Suarezem i całą Barceloną, która z ostatnich meczów uczyniła widowiska na miarę cyrkowych popisów akrobatów na trapezach. Zwolennicy mówią: taki powinien być sport, za tym tęskniliśmy, widowiskowo i skutecznie, efektywnie, ale i efektownie. Czyste umiejętności, zero jakiegokolwiek przypadku, brak dośrodkowań na aferę, piłka pod bezustanną kontrolą – niezależnie, czy podczas wymian między piłkarzami, czy w dryblingu jednego z nich. Przecież właśnie takich technicznych bajerów oczekiwano, gdy krytykowano „nudne” podania na własnej połowie w tiki-tace Guardioli.

Reklama

Są jednak i przeciwnicy. Ci zaś mają jasne stanowisko – istnieje granica w poniżaniu rywala i ta właśnie granica została w tym wypadku przekroczona. Co innego wygrać 6:1, 8:0 czy 10:2, a co innego bawić się w zakładanie siatki czy „sombrera”. Tylko – no właśnie – gdzie jest ta granica? Gdy Messi mija samym balansem ciała trzech rywali, to jeszcze w porządku, czy już poniżanie i powinien odegrać do tyłu? Gdy Neymar zagrywa piłkę piętą zaliczając asystę, to już się „znęca”, czy jeszcze rzetelnie walczy o korzystny wynik dla swojego zespołu?

Na ile można sobie pozwolić, by piłkarskie jury nie oceniło, że to już szyderstwa i kpiny z rywala, a nie efektowna gra? Jeśli dziś ludzie chcą zabronić Neymarowi „lambretty” czy Cristiano Ronaldo odgrywania plecami, to czy następne nie będzie wymuszanie podań po minięciu drugiego obrońcy? O, albo nakaz gry długimi podaniami przynajmniej przez trzy minuty w meczu. Patrzcie, z jakim szacunkiem traktują się piłkarze ligi szkockiej. Żadnych prób ośmieszania, żadnego lekceważenia:

Tak ma wyglądać ten futbol w ujęciu fair-play? Wybaczcie, chyba wolimy Neymara.

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...