Rakels? Jaki Rakels? – mógłby dziś uśmiechnąć się Jacek Zieliński. Że stracił drugiego najlepszego napastnika ligi, a nie dostał nikogo, kogo mógłby z miejsca wstawić do składu? Nic nie szkodzi, na trenerze Cracovii nie robi to żadnego wrażenia. Przepracował zimę tak, że mimo utraty tak ważnego piłkarza zespół jest jeszcze silniejszy.
Kibice w Krakowie jeszcze w trakcie meczu z Górnikiem Zabrze śpiewali: Raz, dwa, trzy… Mało! Bo faktycznie, i to już nie chodzi o ich ambicję i głód goli, było za mało. Zdecydowanie za mało. Cracovia sprowadziła dziś podopiecznych Leszka Ojrzyńskiego na ziemię: dominowała w każdym elemencie, robiła co chciała, wjeżdżała w obronę jak w masło, oddała 26 strzałów na bramkę, z czego jedenaście celnych i… jeszcze trochę moglibyśmy wymieniać.
Lawinę niekorzystnych wydarzeń uruchomił Dominik Sadzawicki, który już w trzeciej minucie kompletnie odpuścił krycie Kapustki i pozwolił mu uderzyć w dobrej sytuacji. A potem to już ruszyło: dość kiepsko w tej sytuacji interweniował Janukiewicz (gol numer 1), Sadzawicki pozwolił Kapustce wygarnąć piłkę spod swoich nóg, Danch kompletnie dał się wyprowadzić w pole przez Jendriska (gol numer 2), kilka błędów sporego rozmiaru popełnił Szeweluchin, Matuszek minął się z piłką, a partnerzy nie zdołali zatrzymać Cetnarskiego (gol numer 3).
Nie ukrywajmy: Cracovia weszła w ten mecz na pełnej… No, sami wiecie. Pomógł trochę Górnik, pomogli tragiczni obrońcy, ale dużą rolę odegrała tutaj pewność siebie, zdecydowanie i determinacja gospodarzy. To oni wyszli z nastawieniem, by rywali rozjechać. I jazdę zaczęli od pierwszej minuty. Po pół godzinie gry prowadzili już 3:0 i wcale nie zamierzali zaprzestać kolejnych ataków. Jeszcze przed przerwą Jendrisek był bliski wykończenia podania Wójcickiego, Cetnarski trafił w słupek, Wójcicki w jednej akcji dwukrotnie został zatrzymany przez Janukiewicza, a w ostatniej akcji pierwszej połowy tak się chcieli gospodarze zabawić przed bramkarzem, że przedobrzyli.
I wszystkim z każdą minutą coraz bardziej było szkoda Janukiewicza. Grzegorz Mielcarski mówił, że równie dobrze bramkarz zabrzan mógłby rzucić ręcznikiem, powiedzieć, że on tutaj nic już nie ma do roboty i więcej nie pomoże. W przerwie sam stanął przed kamerami: – Fatalnie gramy, jeden wielki wstyd. Dostaliśmy bramkę, gra nam się posypała. Na razie gramy tragicznie. Zapachniało słynną autozjebką po Olimpii Elbląg, już czekaliśmy na teksty o chłopakach z Uzbekistanu, już zacieraliśmy ręce, ale Janukiewicz w porę się powstrzymał. Górnik miał jeszcze podjąć walkę.
Czy ją podjął? To chyba za dużo powiedziane. Kilkukrotnie szarpnął Steblecki, po jego indywidualnej akcji piłkę dobił Gergel, ale był na spalonym. Znacznie więcej działo się po drugiej stronie: znów na dzień dobry pomylił się Sadzawicki, choć bez większych konsekwencji, Szeweluchin wystawił patelnię Karaczanakowowi, a Janukiewicz w świetnym stylu zatrzymał jeszcze Wójcickiego. Cracovia dążyła do czwartej bramki, ale zdążyła trochę „usiąść”, nie miała już takiego parcia, zresztą Zieliński ściągał z boiska kolejnych strzelców. A po meczu…
Jacek Zieliński: Przedostatni sparing mamy za sobą. Teraz jeszcze ostatni sparing za tydzień i będziemy gotowi na ligę.
— Michał Trela (@MichalTrelaBlog) February 13, 2016
Strach się bać, kiedy to wszystko zacznie funkcjonować zgodnie z jego planem.