Reklama

Raport Weszło: Czy da się żyć bez Hamalainena?

redakcja

Autor:redakcja

08 lutego 2016, 16:26 • 6 min czytania 0 komentarzy

Niespodziewane wejście na szczyt, euforia i szybki upadek na samo dno. Pojawienie się nowej, podejrzewanej o czarodziejskie moce postaci, która ratuje sytuację i pomaga wstać z kolan. Przejście głównego aktora na złą stronę mocy i momentalne przylepienie mu łatki „czarnego charakteru”. Jeśli Lech Poznań byłby serialem science-fiction, właśnie szlibyśmy po popcorn i pełni niecierpliwości czekalibyśmy na kolejne odcinki.

Raport Weszło: Czy da się żyć bez Hamalainena?

Za „Kolejorzem” bardzo burzliwy rok (z hakiem). Przed rundą wiosenną nasuwa się jedno pytanie – jak poradzą sobie w życiu bez Hamalainena? Niby są Jevtić i Gajos, na dziesiątce może zagrać Linetty, ale każdy z nich – przynajmniej na teraz – to zwyczajnie mniejszy rozmiar kapelusza. Wzmocnienia? W Poznaniu jak najbardziej chcieli odciąć się od „awanturniczej polityki transferowej”, ale nikt nie odnosi wrażenia, że ich ruchy były poprzedzone tysiącami wyjeżdżonych kilometrów i setkami godzin na telefonach. Bardziej nasuwa nam się, że wzięli tych, którzy po prostu byli do wzięcia za rozsądne pieniądze.

Nicki Bille Nielsen, Sisi i Władimir Wołkow – czy któregoś z nich wrzucilibyście do worka z napisem „pewniak”? My też nie. Taki plus, że gdy któryś z wymienionej trójki okaże się ogórkiem, szybko może zejść z listy płac. Sisi podpisał ledwie półroczny kontrakt, Wołkow jest tylko wypożyczony, a Nielsen… gdy coś nie idzie, przejawia dużą łatwość w szukaniu sobie nowych pracodawców, tak to ujmijmy.

jevitc

Bez niego ani rusz

Reklama

Gdyby zimą w Lechu nie doszło do żadnych zmian personalnych, na 99% w tej kategorii wpisalibyśmy Kaspera Hamalainena. A skoro Fina zabraknie, żeby w Poznaniu nie przebąkiwali coś o „ludziach nie do zastąpienia”, musi błysnąć ktoś inny. Kandydatów – jak wspomnieliśmy – widzimy trzech:

– Karol Linetty, przed którym prawdopodobnie ostatnia runda w Ekstraklasie, motywację będzie miał zatem podwójną. Dobra gra w klubie = pierwszy skład na Euro = jeszcze lepsza oferta z zachodu. To nominalny defensywny pomocnik, ale jesienią radził sobie na dziesiątce.
– Maciej Gajos, który jesienią nieźle (choć bez szału) wprowadził się do nowej drużyny i z każdym miesiącem powinno być tylko lepiej,
– Darko Jevtić, który kiedyś musi zacząć wykorzystywać trochę więcej niż 30% swojego potencjału.

Żeby Lech nie odczuł utraty jakości, któryś z nich musi wejść na jeszcze wyższy poziom.

Piąta kolumna

Nie ma Denisa Thomalli, nie ma Dariusza Formelli i trochę nam z tego powodu smutno, nie będzie z kogo kręcić beczki. Jest za to jeden gość, dla którego nadchodząca runda może być przełomowa, ale wcale nie musi. Dawid Kownacki. Póki co: młody, zdolny, perspektywiczny. Jeśli utrzyma obecny poziom, za chwilę odejdzie od tego przymiotnik „młody”, lada moment znikną także i dwa pozostałe. Na razie dostaje kolejne szanse głównie ze względu na wiek (teraz również będzie je dostawał, wśród napastników jest „pierwszy do wejścia”) i ciężko powiedzieć o nim, że to na boisku pozytywna postać.

Naczelny ananas

Reklama

Nielsen. Nie wiemy, czy z Duńczykiem liga będzie lepsza, wiemy natomiast, że będzie ciekawsza. To w końcu gość, który:

– po przyjściu do Lecha odmienił słowo „lojalność” przez wszystkie możliwe przypadki, mimo że przez jego bogate CV wcale byśmy go o to nie posądzali,
– potrafi strzelić bramkę w końcówce meczu, podbiec do kibiców i wziąć od nich kilka łyków browca,
– wrzuca na Instagram zdjęcia w stroju krowy, albo z bardzo skromną garderobą, eksponując swoje tatuaże,
– został zatrzymany za udział w bójce i stawiał się policjantom do tego stopnia, że aż jednego z nich miał ugryźć,
– chodził na sesje do psychiatry, z którym pracował nad panowaniem nad gniewem.

Coś nam mówi, że szybko stanie się naszym ulubieńcem. Ale czy ulubieńcem kibiców Lecha – czas pokaże. Stuprocentowy kandydat na ananasa.

Ręce na kołdrę

Transfery. Z jednej strony – nie tacy piłkarze zjadali tę ligę na śniadanie i nie raz już przekonaliśmy się, że doszukiwanie się logiki przy zakupach nie ma zbyt dużego sensu. Z drugiej – no właśnie, my z uporem maniaka dalej się tej logiki doszukujemy. Każda z nowych twarzy daje nam solidne podstawy ku temu, by podejrzewać, że zostanie gwiazdą:

Sisi: rozegrał prawie dziewięćdziesiąt meczów w Primera Division i dwanaście dla hiszpańskiej młodzieżówki,
Nielsen: poza kilkoma wyjątkami, w każdym z klubów (m. in. Rosenborg, Elche, Evian, Esbjerg) nie tylko był, ale i grał, i to regularnie,
Wołkow: ma na koncie trzy mistrzostwa Serbii z Partizanem i dwa Mołdawii z Sheriffem jako pełnoprawny gracz, a nie statysta.

Każdy z nich ma też coś, co sprawia, że szybko zapala nam się lampka kontrolna.

Sisi: Hiszpania go ostatecznie wypluła i ostatnio kopał w drugiej lidze koreańskiej,
Nielsen: z jakichś powodów te kluby jednak zmieniał, posiadanie dwunastu pracodawców w CV nie wystawia mu najlepszej opinii,
Wołkow: stracił miejsce w składzie przeciętnego Mechelen a dziurę po nim łatał między innymi… Rafał Wolski. Tak, ofensywny pomocnik, tak, mówimy o pozycji lewego obrońcy.

Rozliczanie za transfery już teraz byłoby oczywiście zbyt pochopne, ale ci nie zagrali jeszcze ani jednego meczu, a my już mamy co do nich uzasadnione obawy.

Trener (+ przewidywana data zwolnienia)

Kiedy Jan Urban obejmował Lecha Poznań, o awansie do pierwszej ósemki jeszcze przed przerwą zimową mówiliśmy za pomocą słów „fantastyka”, „puknijcie się w łeb”, „marzenie ściętej głowy”. Za sukces uważalibyśmy wejście do grupy mistrzowskiej gdzieś w okolicach świąt wielkanocnych. Tymczasem…

a) odmienił Lecha jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki,
b) punktuje lepiej niż w sezonie mistrzowskim,
c) może i gra „Kolejorza” jest nudna i przewidywalna, za to skuteczna,
d) znalazł sposób na grę co trzy dni,
e) z tarczą wracał nawet z trudnych wyjazdów do Warszawy i Szczecina.

Hurraoptymistyczny plan spełnił się w stu procentach. W teorii jego posada powinna być niezagrożona, ale Lech to klub z ambicjami, tu na dobrym wrażeniu nie pojeździsz zbyt długo. Czy ktoś wpadłby na to, że jedenaście kolejek po zdobyciu mistrzostwa Skorża straci pracę? No właśnie.

Wyjściowa jedenastka

lech

Ciekawostka InStat

Statystyka idealnie odzwierciedla jesienną niemoc Lecha. Zaliczyli prawie najwięcej ataków pozycyjnych (74 na mecz, więcej o trzy miała tylko Lechia) i najmniej kontrataków (19 na spotkanie). Są na podium w liczbie strzałów (średnio 15), liczbie podań (564 na mecz przy celności 81%) i posiadaniu piłki (56%). Co z tego, skoro brakowało efektywności. Lechici próbowali, ale nie bardzo wiedzieli jak. Mała liczba szybkich ataków może dziwić tym bardziej, że poznaniacy notowali największy procent udanych odbiorów z całej ligi (59% przy średnio 33 odbiorach na mecz).

Optymistyczny scenariusz

Lech wjeżdża w rundę z buta i jeszcze przed podziałem punktów ląduje na podium. Później jest już tylko lepiej. Linetty gra rundę życia, Jevtić budzi się ze snu, Poznań zapomina o kimś takim jak Hamalainen (tym bardziej, że w Legii przesiaduje na ławie). Ostatecznie nie tylko rzutem na taśmę wyprzedzają Piasta i Legię, ale jeszcze zbroją się na Ligę Mistrzów. Nicki Bellie Nielsen przebąkuje o chęci pozostania w klubie do końca kariery, świeżo ściągnięty z Piasta Kamil Vacek ma stworzyć duet z Linettym, który decyduje się zostać na jeszcze jedną batalię o fazę grupową Ligi Mistrzów. Fantastyczne półrocze kończy sensacyjny transfer. Nemanja Nikolić odrzuca ofertę Reading i przechodzi do stolicy Wielkopolski.

Pesymistyczny scenariusz

Wołkow i Sisi okazują się kluczowymi postaciami poznańskiej grupy baletowej, Chińczycy rzutem na taśmę biorą Karola Linettego, Marcin Kamiński notuje wpadkę za wpadką. Lech ostatecznie ratuje grupę mistrzowską, ale kończy sezon na siódmym miejscu. Kibice „Kolejorza” wieszają na wyjeździe do Warszawy transparent „Kasper, wróc!”. Nicki Bille Nielsen ciągnie zespół za uszy, ale w pojedynkę niewiele może zdziałać. Wpada w oko działaczom Legii, którzy ściągają go do siebie po sezonie i w dupę możemy sobie wsadzić wszelkie hasła o lojalności.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Anglia

Arsenal pokazał, na czym polega futbol, a Chelsea udowodniła, czemu jest poza pucharami

Bartek Wylęgała
2
Arsenal pokazał, na czym polega futbol, a Chelsea udowodniła, czemu jest poza pucharami
1 liga

Jeśli oglądaliście mecz tylko w ostatnich minutach, to nic nie straciliście

Piotr Rzepecki
5
Jeśli oglądaliście mecz tylko w ostatnich minutach, to nic nie straciliście

Komentarze

0 komentarzy

Loading...