Jeden wyjątkowo słaby piłkarz będzie miał większy wpływ na twoją drużynę, niż jeden wyjątkowo dobry – ten zły rozmontuje zespół bardziej, niż ten dobry poskleja. Rzuty rożne wykorzystywane są z konwersją 3%, podobnie przereklamowane wrzutki i strzały z dystansu – oto futbol w dyktaturze liczb. Zaawansowane statystyki i nowoczesna analiza meczowa rozpycha się coraz odważniej na salonach, z usług armii analityków korzystają kluby, a dla wielu kibiców raporty InStat czy Prozone to najlepsza lektura. O rewolucji analityczno-statystycznej porozmawialiśmy z fachowcem, Michaelem Caley’em współpracującym między innymi z Opta i ESPN.
***
“Bringing baseball nerdiness to football” piszesz w profilu na twitterze. Baseball to najdokładniej opisany statystycznie sport zespołowy świata, podczas gdy futbol jest na drugim biegunie.
Baseball to sport zespołowy, ale w którym prawie wszystko rozgrywa się w statycznych pojedynkach indywidualnych, a przez to jest łatwy do opisania statystycznie. Liczba kontekstów, w jakich odbywają się te pojedynki, też jest ograniczona, a bazy zaawansowanych statystyk są prowadzone od lat dwudziestych. W piłce powiedzmy, że piłkarz dostanie piłkę pięćdziesiąt razy podczas jednego meczu – za każdym razem będzie to w zupełnie innym kontekście, nie da się więc tego tak łatwo zredukować, opisać. System zapisze celne podanie, ale nie zapisze, że było dziesięć lepszych opcji do rozegrania akcji. Historia zaawansowanych statystyk? Gdy zacząłem interesować się piłką nie mogłem znaleźć nawet najbardziej podstawowych danych. Nie mówię o odbiorach, podaniach, ale choćby średniej oddawanych na bramkę strzałów. Początkowo trzeba było gromadzić bazę ręcznie, dzisiaj jest już łatwiej, pomaga zaawansowana technologia, o strzałach wiemy również nie tylko jak często są oddawane i zamieniane na gole, ale także skąd, po jakich akcjach itd.
Najbardziej znany jesteś ze rozwinięcia czynnika “Expected Goals”. Zaintrygował mnie, gdy natrafiłem na twój napisany w październiku artykuł o Juve, w którym udowadniałeś, w oparciu o niego, że wlekąca się w ogonie Stara Dama tak naprawdę gra świetnie i jest skazana by wkrótce odpalić.
Expected Goals analizuje do jak wielu okazji doprowadzasz, a także do jak wielu dopuszczasz, rozróżniając też te najlepsze sytuacje od bylejakich. Oczywiście wiele bramek pada z pozycji, które nie były idealne, a także wiele stuprocentowych szans jest marnowanych, ale na długą metę najlepsze drużyny to te, które tworzą najwięcej dobrych okazji i do najmniejszej liczby takich dopuszczają. Jeśli widzisz drużynę, która świetnie wypada w tym czynniku, a mimo to nie punktuje, to bardzo prawdopodobne, że ma – po prostu – pecha. Nie ma co bić na alarm, bo zespół gra dobrze, wyniki przy takiej grze przyjdą. Juventus z początku sezonu jest dobrym przykładem: nie jest tak, że ich defensywa wyglądała wówczas źle, wręcz przeciwnie, w topowych czterech ligach nie było wówczas nikogo, kto dopuszczałby do mniejszej ilości dogodnych okazji. Ale strzelano im gole, a to po rykoszecie, a to komuś wyszedł strzał życia… to jednak nie mogło przecież przerodzić się w stałą tendencję.
Inter w Expected Goals wypadał natomiast bardzo przeciętnie, mimo, iż uciekał stawce.
Inter był na drugim biegunie. Przeciętna defensywa pełna słabych punktów, pozwalali rywalom na naprawdę wiele. Handanović był w wybitnej formie, ale jeśli spojrzysz w statystyki to bramkarze i napastnicy najczęściej wpadają w okresy świetnej gry, by później powrócić na ziemię.
Zastanawiałem się nad Expected Goals i co do mnie w tej statystyce przemawiało: w futbolu jest wiele ważnych elementów, ale ostatecznie decydują chwile, te podbramkowe momenty, a więc umiejętność hurtowego doprowadzania do takowych i ich ograniczanie naprawdę może być uznawane za esencję. Z tego co wiem, taki model jest osią w zorientowanym na analizę Midtjylland.
Pracuję teraz nad modelem, który będzie analizował nie tylko strzały, ale też na przykład sytuacje, gdy piłkarz był w dobrze ustawiony, już miał strzelać, ale w ostatniej chwili obrońca wybił mu piłkę. Choć uderzenie nie padło, to tak naprawdę była to groźniejsza okazja niż, powiedzmy, strzał z trzydziestu metrów, a póki co odnotowywane jest tylko to drugie zdarzenie.
Koncepcja strefy zagrożenia odgrywa kluczową rolę.
Liczby potwierdzają oczywistą oczywistość: że zdecydowana większość goli pada ze środka pola karnego. Drużyny, które dostają się w to pole, które najczęściej utrzymują tam piłkę, będą miały najwięcej najlepszych sytuacji do strzelenia gola. Jeśli oglądasz Barcelonę, to cała ich idea ataku polega na dostaniu się do strefy zagrożenia, i wymowne: nikt nie wykonuje w niej większej liczby PODAŃ niż Barca. Ich napastnicy wbiegają w tę strefę nie tylko szukając strzału, ale też by stworzyć przewagę, by się pokazać do kolejnego podania, które wypracuje jeszcze lepszą pozycję.
Zniszczmy liczbami mity. Która metoda ataku jest według nich najmniej skuteczna?
Załóżmy, że drużyna konsekwentnie próbuje przebić się środkiem, ale nie wychodzi. Wówczas bardzo często porzuca takie granie i gra flankami, wrzucając stamtąd piłkę, podnosząc ją w górę. Nie twierdzę, że nie ma w futbolu miejsca na grę dośrodkowaniami, w odpowiedniej sytuacji i z odpowiednim składem może to się okazać skuteczne, ale według mnie – to broń słabych. Najłatwiejsza metoda dogrania piłki w pole karne, co jednak oznacza również, że jest najłatwiejsza do obronienia, najtrudniejsza do zamiany na gola. Jeśli rzeczony zespół dalej kontynuowałby grę środkiem, to cały czas mierzyłby w stworzenie okazji o 40-50% średniej szansy na powodzenie, podczas gdy wrzutki to polowanie na w najlepszym przypadku kilkuprocentową sytuację. Jeśli spojrzysz na najlepsze drużyny Europy, to prawie wszystkie bardzo mało strzelają po wrzutkach. Barcelona w La Liga ma najmniejszy udział goli po dośrodkowaniach w lidze, tak samo Bayern i Dortmund w Bundeslidze, Napoli we Włoszech. Najlepiej grające ofensywnie zespoły po prostu nie opierają się na tym elemencie.
Inne tego typu mity?
Aguero w zeszłym sezonie miał taki okres, kiedy trafił raz na pięćdziesiąt uderzeń. Ludzie zaczęli mówić, że Man City przechodzi kryzys, że wszystko trzeba zmienić – błąd! Tworzyli tak samo wiele okazji jak wcześniej, dopuszczali do niewielu. Grali tak samo dobrze.
System działał.
System działał, piłkarze wykonywali swoją robotę równie dobrze, co wtedy, gdy wygrywali mecz za meczem, po prostu akurat nie kończyli tak skutecznie. Poza tym jednym z większych mitów jest przesadne koncentrowanie się na formie napastnika. Zastosowałem kiedyś taką metodę: podzieliłem wszystkie strzały napastników na pięćdziesiątki. Ile strzelił z pierwszych pięćdziesięciu, ile z następnych i tak dalej. Zdziwiłbyś się jak bardzo mało jest korelacji między nimi, wskaźnik efektywności, “conversion rate”, po prostu szaleje. Nie jest tak, że nie ma lepszych ani gorszych napastników, oczywiście że taki Messi wypada fenomenalnie, ale przeciętny snajper wpada w słabszą formę nieustannie, to wręcz naturalne. Łatwo pojechać po napastniku, gdy drużyna gra dobrze, a on marnuje okazję za okazją, ale często ważniejsze jest to, że do nich dochodzi, że umie się w nich znaleźć. Weźmy też przypadek Higuaina: miał złą reputację, bo nie trafił w kilku ważnych momentach. Ale ze statystycznego punktu widzenia – to tylko kilka strzałów! Kilka strzałów idzie źle w każdym meczu. Higuain to jeden z najlepszych, najskuteczniejszych napastników, ale wielu nie jest przekonanych do niego przez kilka pudeł.
Żaden sport nie jest w aż takim stopniu decydowany przez szczęście, przez przypadek, bo jak powiedzieliśmy: o wyniku decydują chwile. W tym ujęciu przywiązywanie wielkiej wagi do pojedynczych sytuacji, do jednego, dwóch, trzech meczów, jest ryzykowne.
Powiedzmy, że 2-3 mecze w sezonie przeważy brak szczęścia. Mówimy wtedy już o sześciu, dziewięciu punktach, co w tabeli może zrobić kolosalną różnicę – rozstrzygnąć tytuł, przeważyć o spadku! Analiza zaawansowanych statystyk uczy, żeby być cierpliwym i wyciągać wnioski na dużej próbie, mniejsze są niemiarodajne i na ich podstawie możesz pogrzebać obiecujący projekt – drużynę, która miała działający system grania, albo bardzo dobrego zawodnika.
Kolejny mit ofensywny, który z tego co widziałem liczby niszczą – strzały z dystansu.
Strzału z dystansu to konwersja na bramki rzędu kilku procent. Strzały ze strefy zagrożenia, ze środka pola karnego, mają kilkukrotnie większe szanse trafić do siatki. Owszem, są specjaliści, którzy potrafią regularnie robić fantastyczne rzeczy z tej odległości, ale generalnie znacznie efektywniejsze jest szukać wtedy podania. Pomyśl: decydujesz się na strzał o szansie powodzenia maksymalnie kilku procent, a tymczasem jeśli dograsz dobrze, doprowadzisz okazji nieporównywalnie łatwiejszej, mającej konwersję 30-40%.
Strzały z dystansu są o tyle interesujące, że kiedy wejdą to są niezwykle efektowne. Zapadają w pamięć, a piłkarza nosi się na rękach. Dlatego łatwo zakwalifikować je jako efektywną broń, z której warto korzystać – działa na wyobraźnię.
Nie jest tak, że nigdy nie jest to rozwiązaniem, że należy z tego zrezygnować całkiem. Jest łatwiej wykonać podanie w strefę zagrożenia, jeśli obrońca wie, że istnieje opcja strzału z daleka i na jej obronę też musi przygotowany. Strzał z dystansu powinien być jednak tylko elementem strategii mającej doprowadzić o wypracowania jeszcze lepszych okazji, ale nie priorytetową drogą do bramek.
Co jeśli chodzi o stałe fragmenty gry?
Rzuty rożne wykorzystywane są z konwersją 3%. Co 150 korner prowadzi do… straty gola po kontrze. Jeśli to rozumiesz i z takimi liczbami nie zamierzasz dyskutować, to rozumiesz też, że zwykłe wstrzelenie piłki nie jest rozwiązaniem. Natomiast każdy stały fragment to doskonała okazja by przygotować kreatywny schemat, plan, który zaskoczy przeciwnika – to robią w Brentford i Midtjylland, z sukcesami. Strzały z rzutów wolnych też są dość nieefektywne, z wyłączeniem uderzeń tuż sprzed pola karnego. Przy większych odległościach też lepiej postawić na ciekawe rozegranie akcji.
Mówiłeś w wywiadzie dla World Soccer, że trzeba póki co jednak zachować dozę sceptyczności co do zaawansowanych statystyk i analizy.
Nasza ewaluacja drużyn mogłaby być lepsza, tak już teraz uważam, że jest całkiem dobra i potrafi sporo powiedzieć. Należy natomiast bardzo sceptycznym być w kwestii ewaluacji zawodników, tutaj jest najwięcej do nadrobienia.
Czyli to zupełnie inny poziom trudności, analiza dyspozycji klubu, a piłkarzy.
Ewaluacja piłkarzy to coś, czego chce od ciebie, analityka, każdy klub. Byś poszedł do prezesa i powiedział: hej, kup tego gościa z ligi austriackiej, jest fantastyczny, dziś kosztuje milion, jutro będzie wart dziesięć milionów. Ale tak jak wspominałem, jest tak wiele boiskowych kontekstów, zachowań piłkarzy, że jest to bardzo trudne. Zapewniam cię, że wszyscy usilnie nad tym pracują, ja zresztą też, ale z samej natury futbolu wynikają problemy.
Jeśliby to złamać, to masz żyłę złota.
Próbują to zrobić na poważnie w Brentford i Midtjylland, również wyciągając wartość piłkarza z Expected Goals. Mam tam wielu znajomych, jest to zaawansowany projekt, ale wiesz, nawet oni zatrudniają zwykłych skautów. Ten problem musi być potraktowany w znacznie bardziej kompleksowy sposób niż to, co mamy do tej pory.
Niemniej pisałeś artykuły w duchu ewaluacji piłkarzy – choćby “How To Scout the Stats”.
Powiem ci tak: im dalej od bramki, tym łatwiej ocenić piłkarza. Obrońcy są najtrudniejsi, stoperzy to prawdziwy koszmar. Ale jak dochodzisz do ofensywnych pomocników i napastników to znajdziesz silne argumenty w dyskusji. Jak wiele strzałów oddaje piłkarz na mecz? Jakiego rodzaju są to strzały? Skąd? Ile ma podań na mecz, które kończą się strzałami? Ile razy uwalniał kogoś zagraniem? Dusan Tadić w czasach Eredivisie wyglądał fantastycznie w takich danych, teraz fenomenalnie gra Hakim Ziyech, zapamiętaj to nazwisko. Z drugiej strony pisałem też o Alexandre Lacazette, którego w zeszłym sezonie łączono z City, z United, podczas gdy ja przyznam, że zachowywałem rezerwę co do jego umiejętności. Na jego liczby mocno wpływało strzelanie karnych, poza tym nie miał szczególnie wysokiej efektywności – potrzebował wielu strzałów, by trafić do bramki.
Co jest jednym z największych zaskoczeń sezonu, jeśli patrzeć po liczbach?
Chyba największym wydarzeniem jest dołączenie Neymara do najlepszych na świecie. Od lat nikt nie potrafił zbliżyć się do poziomu Ronaldo i Messiego, ale teraz Neymar jest w tej samej lidze, stał się fenomenalnym piłkarzem. Niektórzy mówią, że Ronaldo czy Messi zwolnili, ale prawda jest taka, że wciąż trzymają się mocno, tylko ktoś do nich doskoczył, a to kończy ich dominację, sprawia wrażenie osłabienia.
Jesteś też znany z analizowania związków taktyki i zaawansowanych statystyk.
Jurgen Klopp powiedział kiedyś: gegenpressing to najlepszy playmaker na świecie. Ja zgadzam się w pełni, liczby to potwierdzają. Kiedy drużyna wygrywa piłkę na połowie przeciwnika, to ma przed sobą zaskoczoną, źle ustawioną obronę i odebranie piłki w tej strefie bardzo często kończy się dobrą okazją. Konwersja jest kilkukrotnie większa niż w przypadku ataku rozpoczętego znacznie wcześniej. Na swój sposób skuteczny wysoki pressing to dokładnie tak, jakbyś miał efektywnego rozgrywającego, który swoją błyskotliwością tworzy ci klika okazji na mecz. Wysoki pressing taki jak u Kloppa to też przejęcie inicjatywy, choć teoretycznie jesteś wówczas pasywny, bo nie masz piłki.
Twoim zdaniem jakaś przyszłość analizy statystycznej?
Na razie ta rewolucja odbywa się nieco za zamkniętymi drzwiami, korzystają z danych kluby, prywatne firmy, ale stosunkowo niewiele z tego dociera do zwykłych fanów. Kwestią czasu jest jednak większa dostępność takich danych i swobodna dyskusja o nich, tak jak to ma miejsce w baseballu czy koszykówce. Kibice tak samo chcą wiedzieć więcej o swoich drużynach. Mieć dowody, że ktoś się nadaje, że ktoś się nie nadaje, że sprowadzany właśnie pomocnik nie tylko zagrał 23 mecze w sezonie, i strzelił dwa gole, ale też był liderem ligi w odbiorach, a jego obecność na boisku sprawiała, że rywal był zmuszany do gry flankami.
Dla drużyn zyski są oczywiste. Lepiej znasz własne słabe punkty, lepiej znasz cudze.
Tu jest ważna rzecz, o której zapomniałem wspomnieć: siła oddziaływania “najsłabszego ogniwa”. Jeśli masz jedenastu zawodników i jeden z nich jest wyraźnie słabszy od reszty, to ściąga cały zespół w dół znacznie bardziej niż by ci się mogło wydawać. Jeśli to obrońca, rywale go wykorzystają, jeśli to gracz ofensywny, tworzy dziurę w ataku. Analiza może pozwolić klubom wykryć te słabe punkty i je wyeliminować. Nie za jakieś wielkie pieniądze, bo nie chodzi tutaj o sprowadzenie supergwiazdy, tylko kogoś rzetelnego.
Co lepiej mieć, supergwiazdę czy brak, powiedzmy, dwóch kul u nogi w obronie?
Jeden bardzo słaby piłkarz będzie miał większy wpływ na twoją drużynę niż jeden bardzo dobry. Myślę, że jeśli powiesz “jesteś tak dobry jak twój najgorszy piłkarz” to nie będzie wyłącznie barwny slogan.
Rozmawiamy i zaawansowane statystyki mają w perspektywie udziały w transferach, taktyce, wielu kluczowych elementach. Mają szansę na dyktatorską rolę, jak trochę ma to miejsce dziś w baseballu?
Nie, nigdy, i to jest to, co uwielbiam w piłce. Statystyki mogą wiele, wytłumaczyć pewne fenomeny, dać ci większe pojęcie, ale nigdy nie stworzą równania na sukces. Gra jedenastu na jedenastu jest tak złożona, że zawsze będą pojawiać się nowe metody jego osiągania. Trzy najlepsze drużyny defensywne w tym sezonie to Bayern, Juve, Atletico: z których każda ma zupełnie inny styl. Swoje odgrywaprzecież psychologia, czasem problemem może być nie brak jakości piłkarza, ale zły kontakt z menadżerem bądź kolegami. Ale czasem zaawansowane statystyki mogą powiedzieć stanowczo: nie, problemem tego gościa nie jest konflikt w szatni, tylko to, że notorycznie podejmuje złe decyzje.
Rozmawiał Leszek Milewski