Korona Kielce osiągnęła jesienią sukces. Nie boimy się użyć tego stwierdzenia, bo pamięć mamy dość dobrą. Przecież jeszcze w czerwcu w Bydgoszczy mocno liczyli, że klub z Kielc w ogóle wycofa z ligi. Liderzy zespołu i ważni piłkarze odeszli. Trenera, który osiągnął sukces, zastąpił szkoleniowiec, który miał dłuższą przerwę od futbolu. Kadra była klecona naprędce, jej ostateczny kształt nie był zadowalający. Przygotowania do sezonu odbywały się na wariackich papierach. W Skarbie Kibica „Przeglądu Sportowego” za największy powód do optymizmu uznano – trochę z braku laku – zatrzymanie Piotra Malarczyka. Szybko stał się nieaktualny. Wszystko to powodowało, że Korona była ekstraklasowiczem specjalnej troski. Klubem traktowanym z przymrużeniem oka, pewnym kandydatem do spadku. Dziś jest już tylko jednym z wielu.
Droga prowadząca do zmiany tego statusu była przedziwna. Mecze na własnym stadionie? Poza tym pierwszym – nieco absurdalnym, z grającą w eksperymentalnym składzie Jagiellonią – dramat (ledwie dwa remisy). Wyjazdy? Korona była postrachem ligi! Wygrała z Piastem w Gliwicach, z Legią w Warszawie, zremisowała z Lechem w Poznaniu i Cracovią w Krakowie. Bohaterowie? Między innymi Michał Przybyła, chłopak odpalony nawet z Widzewa, który w normalnych okolicznościach nie zaistniałby w Ekstraklasie. Łukasz Sierpina – gość, któremu ludzie mieli prawo nie wierzyć, gdy opowiadał im, że jest piłkarzem. Zbigniew Małkowski – emeryt, który w zasadzie przez kilkanaście miesięcy był już poza futbolem. Niechciany w Lechu Maciej Wilusz, Bartłomiej Pawłowski…
Niesamowite. Tym większe brawa dla Marcina Brosza. To on z kilku piłkarzy, kilku kandydatów na nich, kilku gości po przejściach i zwykłych przebierańców zrobił przyzwoitą drużynę. Końcówka jesiennego grania nie należała do udanych, ale po zimowej przerwie znów na Koronę trzeba uważać. Poza Traffordem skład uzupełniono bardzo późno, można mieć wątpliwości co do jakości nowych piłkarzy, ale i tak nie potrafimy lekką ręką skreślić tej ekipy. Nie po takiej jesieni…
Bez niego ani rusz
Przede wszystkim kolektyw, bo Korona jeśli chodzi o indywidualności, wypada najsłabiej w lidze. W tym też tkwi siła tej drużyny. A jeśli mielibyśmy rzucić nazwiskiem, padłoby na Kamila Sylwestrzaka. Sporo już w tym klubie widział, to silna osobowość, można by z nim spokojnie ramię w ramię iść na wojnę. Na boisku też gwarantuje jakość, wyróżnia się na lewej obronie, w razie potrzeby może łatać dziury na środku obrony. Lider.
Piąta kolumna
Mieliśmy na tę kategorię inny pomysł, ale – odkąd pojawiła się informacja, że Korona bierze Rymaniaka – wszystko inne przestało mieć znaczenie. Nad najnowszym nabytkiem kielczan pochyliliśmy się w oddzielnym tekście (KLIK), więc zacytujemy tylko fragment:
Przez cztery ostatnie sezony dla jego drużyn lepiej było, kiedy go na boisku nie było. Wyniki osiągane przez Zagłębie i Cracovię skrajnie się różniły, kiedy Rymaniak zaczynał mecze od początku i kiedy wchodził z ławki lub w ogóle nie pojawiał się na boisku. Począwszy od sezonu 2011/12 obrońca 96 razy zaczynał ligowe spotkanie w pierwszej jedenastce, a drużyna zdobywała średnio 1,09 punktu na mecz. W analogicznym okresie Rymaniak 59 razy wchodził na boisko z ławki lub nie grał w ogóle, a drużyna zdobyuwała średnio 1,61 punktu na mecz. Z nim 1,09, bez niego 1,61. Ponad pół punktu różnicy na każdy mecz!
Naczelny ananas
W Koronie były takie braki kadrowe, że nawet ananasa wybrać niełatwo. Pewnie wiosną będzie nim wspomniany Rymaniak, ale spory potencjał dostrzegamy również u Michała Przybyły. Pojawił się znikąd, kilka razy został trafiony piłką, kilka razy to on w nią trafił. Jak się później okazało – delikatnie rzecz ujmując – ma za mało piłkarskich argumentów, by można uznać, że to dobry zawodnik. Jednak on bardzo mocno uwierzył w to, że jest inaczej. A z takiej różnicy zdań zazwyczaj wynikają jakieś jaja.
Ręce na kołdrę
Pewnie was trochę zaskoczymy, bo sami nie dowierzamy, że wskazujemy właśnie na niego. Nabil Aankour. Po obejrzeniu większości jego spotkań rozważylibyśmy dorzucenie się zbiórki, z której dochody byłyby przeznaczone na rozwiązanie jego kontraktu. Zdarzyło mu się w zeszłym sezonie dostawać od nas szóstkę za występ (w tym ma jedną jedyną piątkę), ale zdecydowanie częściej kończy mecze z lufą lub dwóją, jesienią zaliczył ledwie jedną asystę, a kogoś takiego nawet Korona powinna wypluć. Jednak z drugiej strony – trenerzy coś w nim widzą, a Tarasiewicz i Brosz oko do piłkarzy przecież mają. Teraz też wszystko wskazuje na to, że będzie grał w pierwszym składzie. Problem najprawdopodobniej leży w przeniesieniu umiejętności pokazywanych na treningach na mecze (innym wytłumaczeniem byłoby posiadanie haków na trenera, ale w to nie wierzymy). A jest to rzecz do zrobienia. Czasami wystarczy jedno udane spotkanie, po którym blokada zostaje ściągnięta.
Trener (+przewidywana data zwolnienia)
Co tu dużo mówić – za jesień Marcin Brosz mógłby ubiegać się o honorowe obywatelstwo Kielc. Trenerzy nie zabijali się o tę robotę, a on pokazał, że można. Przerwa od trenerki dobrze mu zrobiła, nie zmarnował tego czasu – rozwinął warsztat, otworzył się na media, dostrzegamy u niego nawet pewne przejawy charyzmy. Oby tak dalej.
Oczywiście przyzwyczailiśmy się już, że władze klubu miewają problemy z pamięcią więc niewykluczone, że gdy tylko zrobi się gorąco, od razu wezwą strażaka.
Wyjściowa jedenastka
InStat
Pojedynki w powietrzu. Małe zaskoczenie – Korona ma najgorszy procent wygranych starć tego typu w całej lidze (średnio 46% na mecz). Nie wiemy na ile można tu mówić o przypadku, ale faktem jest, że wszyscy nowi piłkarze w zespole Marcina Brosza dysponują słusznym wzrostem (dane za 90minut.pl): Wierchowcow (190 centymetrów), Trafford (192), Sekulski (187), Rymaniak (189). Teoretycznie wiosną powinno być zdecydowanie lepiej.
Optymistyczny scenariusz
AS Roma nagle, jutro wchodzi w ten interes, do Kielc trafiają na wypożyczenie piłkarze, którzy mieszczą się w koncepcji Spallettiego, awans do grupy mistrzowskiej jest formalnością, a w niej wszystko może się zdarzyć. A tak na serio – białoruski stoper okazuje się kozakiem na miarę jesiennego Wilusza, Rymaniak nie jest dopuszczony do składu. Korona zaczyna czasami wygrywać u siebie, a na wyjazdach dalej punktuje przyzwoicie. Do ostatniej kolejki walczy o górną ósemkę i trafia do niej dzięki pokonaniu u siebie Górnika Zabrze w ostatniej serii gier sezonu zasadniczego. Świętowanie trwa dwa tygodnie, a po tym czasie udaje się wyrwać kilka oczek drużynom walczącym o mistrzostwo.
Pesymistyczny scenariusz
Korona konsekwentnie prowadzi Centrum Wsparcia Punktowego w Kielcach, rozdaje je na prawo i lewo. Gdy zaczyna śmierdzieć spadkiem w klubie melduje się nowy trener, który akurat był pod ręką i nie miał wielkich wymagań finansowych. Postanawia udowodnić wszystkim, że jest fachowcem, który z każdego zrobi solidnego ligowca i konsekwentnie stawia na Rymaniaka. Dzień po zakończeniu sezonu otrzymuje informację, że w pierwszej lidze drużynę poprowadzi ktoś inny, a do ściągnięcia Rymaniaka przymierzają się Górnik Łęczna i Podbeskidzie, które rzutem na taśmę utrzymały się w Ekstraklasie.
Fot. FotoPyK