Reklama

Na Ukrainie idzie nowe. Ale czy lepsze?

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

04 lutego 2016, 09:37 • 4 min czytania 0 komentarzy

Bezdomny wicemistrz, kluby padające jak muchy, najmożniejsi zmagający się z problemami, o których wcześniej nie było mowy. Sytuacja polityczno-ekonomiczna na Ukrainie sprawiła, że piłka nożna w tym kraju niemal stanęła nad przepaścią. Ratunkiem dla krajowego futbolu ma być reforma, która pozwoli na uzdrowienie konającego pacjenta. Przynajmniej w teorii. 

Na Ukrainie idzie nowe. Ale czy lepsze?

Oczywiście, jak w przypadku każdej tego typu zmiany, kilka klubów zaczęło wierzgać nogami w geście niezadowolenia. Jednym z założeń jest bowiem zmniejszenie ligi już po tym sezonie. Na logikę oznacza to większą liczbę spadkowiczów, a ci, którym nie uda się załapać do szalupy ratunkowej, skończą w odmętach drugiej ligi. Tam o związanie końca z końcem walczy się naprawdę desperacko, o czym świadczy np. pogrzebanie po 38 latach istnienia ostatniej w tabeli Nyvy Ternopil.

cegdvyth3b6n

Wydaje się jednak, że to głośne tupanie, to tylko ostatnie podrygi żywych trupów. Niemal na pewno Metalurg Zaporoże nie ukończy rozgrywek ukraińskiej ekstraklasy, o problemach Dnipro niedawno pisaliśmy tutaj, a w Karpatach Lwów, Metaliście Charków czy Howerli Użhorod piłkarze już dawno przestali logować się na swoje konta w banku, łudząc się, że w rubryce przelewy zobaczą słowo „wypłata”. Menedżer tego ostatniego klubu twardo obstawał jednak przy stanowisku, że kluby powinny odrzucić pieniądze od telewizji, trzymać się z dala od jakichkolwiek zmian i spróbować się odbudować bez nich.

Jak widać, nie znalazł sobie zbyt wielu sojuszników, bo reforma jest już bliska zatwierdzenia i nabiera konkretnych kształtów. Zanim ustalono wstępne zasady nowej, „lepszej” ligi ukraińskiej, każdy chciał oczywiście z nowo powstającego tortu ugrać dla siebie jak największy kawałek. W końcu gra toczyła się także o rekordowe pieniądze z praw do transmisji. 102 miliony do podziału. Nie, nie euro. Hrywien. Czyli jakieś 3,5 miliona w europejskiej walucie. Dla klubów pokroju Szachtara czy Dynama Kijów to wciąż marna jałmużna, ale dla pomniejszych graczy – już konkretniejsze pieniądze.

Reklama

W końcu Ukraińcy doszli jednak do porozumienia. Widać tak im się spodobało to, co zobaczyli w Polsce, że postanowili stworzyć coś na kształt… naszej Ekstraklasy. Zamiast szesnastu zespołów ma być dwanaście, ale format pozostanie niemal identyczny. Po dwóch meczach każdego zespołu z każdym, liga zostanie więc podzielona na grupę mistrzowską i spadkową, w której ramach zespoły zagrają ze sobą mecz i rewanż. Różnice – na Ukrainie raczej nie planują podziału punktów po części zasadniczej. Zespoły z miejsc na skraju grup mogą więc pod koniec sezonu otwierać warzywniak – meczów o pietruszkę na pewno im nie zabraknie.

Ciekawie robi się natomiast, gdy przy stole negocjacyjnym poruszany jest temat tego, jak rozwiązać w obecnym sezonie sprawę spadku z ligi. Po praktycznie klepniętym już wycofaniu się Metalurga Zaporoże, najprawdopodobniej zlecą dwie najgorsze ekipy, a trzecia zagra baraż z wicemistrzem zaplecza. O ile wszyscy pozostali dograją sezon do końca. Co jeśli Karpaty, Howerla i Metalist wysypią się przed metą? Wtedy spadkowicza może nie być wcale, a liga ukraińska stanie się rajem dla ludzi pokroju Wilsona Raja Perumala (pisaliśmy o nim tutaj), żyjących z ustawiania meczów. A w kolejnym sezonie do rozklekotanego powozu zaprzęgnięte zostaną dwa zespoły z zaplecza, dla których organizacyjnie gra w najwyższej lidze może się okazać prawdziwym pocałunkiem śmierci.

Reforma jest nieodzowna, to nie ulega wątpliwości. Należy się jednak zastanowić – czy właśnie w takim kształcie ma szansę uzdrowić zbombardowany, dosłownie i w przenośni, ukraiński futbol? Czy da się uniknąć sprzedawania meczów, gdy tych bez stawki za moment będzie po kilka w każdy weekend? Czy rozsądnym jest zrobienie w trzy lata z 14-zespołowej ligi rozgrywek dla 16 ekip (taki jest plan), podczas gdy teraz może ze trzy oferują jako taką finansową stabilność? Już teraz słychać głosy niezadowolenia, ba – nawet gorący zwolennicy takiego formatu rozgrywek tłumacząc jego zasadność, starają się pozytywów szukać w… jego niedociągnięciach.

– Raczej na pewno nasz poziom względem innych europejskich lig mocno spadnie. Ale za to młodzi ukraińscy gracze dostaną szansę, by zabłysnąć – przewiduje Władimir Geninson, dyrektor wykonawczy tamtejszego związku piłkarskiego.

I pomyśleć, że taki burdel ma miejsce w kraju, który w ubiegłym roku miał swojego reprezentanta w finale Ligi Europy, kolejnego w ćwierćfinale tych rozgrywek, a trzeciego – w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Kraju, w którego kierunku wielokrotnie w nie tak odległej przeszłości spoglądaliśmy z zazdrością, pragnąc futbolu na podobnym poziomie.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...