Reklama

Cztery gole, odciski na tyłku, skandale. Rosyjskiej gwieździe znudziła się piłka

redakcja

Autor:redakcja

02 lutego 2016, 11:13 • 3 min czytania 0 komentarzy

W Premier League spodziewali się po nim fajerwerków, ale w zupełności mieli do tego prawo. Dokładnie siedem lat temu Arsenal wziął gościa, który był jednym z najlepszych piłkarzy podczas Euro 2008 i który w dodatku powoli zaczynał się dusić w Zenicie, gdzie pchali mu do kieszeni kolejne ruble i torpedowali wszystkie oferty, jakie przyszły do klubu. Apetyty podsycił kapitalny początek (6 goli i 7 asyst w pierwszych dwunastu meczach), no i prawdziwa wisienka na torcie. Cztery bramki wpakowane Liverpoolowi. To nie mogło się spieprzyć.

Cztery gole, odciski na tyłku, skandale. Rosyjskiej gwieździe znudziła się piłka

A jednak się spieprzyło.

Lista zarzutów angielskich fanów wobec Arszawina jest długa jak stąd do Petersburga. Przede wszystkim: szeroko rozumiane podejście do pracy. Treningi? Byle odbębnić i do domu, ewentualnie w ogóle nie odbębniać. Mecz? Ogromne umiejętności, lecz zero walki, zero zaangażowania. Poatakować mógł bardzo chętnie, ale kiedy trzeba było wrócić się do defensywy – niekoniecznie go to interesowało. W przeciwieństwie do pobierania nieziemskiej gaży – tu wykazywał dużą aktywność. Apelował do swoich rodaków, by uważniej niż on przeglądali angielskie kontrakty przed podpisaniem, oburzony, że… w rzeczywistości dostaje o wiele mniej niż podpisał (w Rosji podatki to pryszcz, na Wyspach zabierali mu prawie połowę). Nie mógł się z tym faktem pogodzić na tyle, że aż zwolnił swojego agenta.

Rosjanin szybko zamienił pozycję gwiazdy ligi na odciski na tyłku. Nie podnosił się z ławki prawie w ogóle, za to w prasie był stałym bywalcem. Romans z modelką, grubsza popijawa, stołowanie się w McDonald’s – norma. Arszawin mocno dbał o to żeby dziennikarze mieli o czym pisać.

Reklama

***

Rosyjscy kibice byli jeszcze jakoś w stanie przetrawić to, że w Arsenalu notorycznie siedzi na ławie, ale nie mogli mu darować lekceważącej postawy w reprezentacji. Krzyżyk postawili na nim ostatecznie po Euro 2012, kiedy publicznie bez poczucia żenady oświadczył, że niespełnione oczekiwania to… wyłącznie ich problem. „Sbornę” olewał do tego stopnia, że aż dorobił się żartów na swój temat.

– Gdzie byłeś?
– Grałem mecz.
– Jak to, przecież w ogóle nie jesteś spocony?
– Bo grałem dla reprezentacji…

***

Mało kto wie, ale Rosjanin… mógł kiedyś trafić do polskiej ligi. Nie jak Carles Puyol do Piasta, naprawdę był taki temat. I to dość realny.

Reklama

Arszawinowi akurat kończył się kontrakt w Zenicie St. Petersburg. To jeszcze nie był ten Arszawin co dzisiaj. Dopiero co pukał do drzwi reprezentacji Rosji. I Zenit nie był tym klubem co obecnie. Wtedy jeszcze nie sponsorował go potężny koncern Gazprom. Agent Arszawina, z którym akurat sprzedaliśmy Wojtka Kowalewskiego z Szachtara Donieck do Spartaka Moskwa, przyjechał ze mną do Krakowa. Chłopak chciał pograć w Polsce, wypromować się i odskoczyć stąd na Zachód. Był do wzięcia jedynie za prowizję menedżerską i 300 tys. dol. dla zawodnika. To było jednak za dużo dla Wisły i Legii – opowiadał w dzienniku „Polska” agent piłkarski Grzegorz Bednarz.

Biorąc pod uwagę szerokie zainteresowania Arszawina, to byłby dla niego bardzo dobry kierunek. Kompanów do butelki nie musiałby długo szukać.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...