Ostatnie derbowe batalie w jednym z piłkarsko najsilniejszych miast Europy nie napawają optymizmem. Inter Mediolan i AC Milan to już nie ten duet, który przed dekadą potrafił się mierzyć w ćwierćfinale, czy nawet półfinale Ligi Mistrzów. W kwietniu ubiegłego roku pisaliśmy wręcz – to najgorsze derby w historii. Najgorsze – bo nigdy do meczu mediolańskie kluby nie przystępowały z tak fatalną pozycją w tabeli, ale i najgorsze – bo wyglądało to wszystko słabiej, niż starcia Podbeskidzia z Koroną Kielce.
Potem były dwie wielkie operacje: reanimacja Interu za 90 milionów euro i niemal identyczna próba nadania nowej tożsamości zespołowi AC Milan. Czy jednak te przeszczepy się przyjęły? Czy atmosfera mediolańskich derbów to znów podniosła muzyka, szczelnie zapełnione trybuny i tygodnie oczekiwania wszystkich fanów calcio, czy jednak nadal mamy do czynienia z wiejskim festynem, który w niczym nie przypomina dawnej uroczystości?
***
Początek maja 2003 roku. Na trybuny stadionu Giuseppe Meazzy nie ma już właściwie biletów – dwa hitowe spotkania na przestrzeni tygodnia zbiorą niemal rekordową publikę. Okazja jest w końcu wyjątkowa. Derby w półfinale Ligi Mistrzów. Coś, co na tym poziomie mogło się przytrafić chyba jedynie Londynowi i Madrytowi. Na tle tych dwóch stolic potężnych państw z równie potężnymi ligami – Mediolan wypada nieco gorzej. 1,4 miliona mieszkańców, 182 kilometry kwadratowe. Dla porównania Londyn to prawie osiem i pół miliona i ponad 1500 kilometrów kwadratowych.
2,62 na zwycięstwo AC Milan! Postaw bez marży w Betano!
Drugie miasto Włoch pisało wówczas historię futbolu, atramentem byli najsilniejsi zawodnicy tego okresu w całej Europie, piłkarze, którzy w swoich gablotach z trofeami mieli najważniejsze medale w całym świecie piłki – by wspomnieć choćby srebrne medale Mistrzostw Świata Maldiniego i Costacurty. Pióra trzymali w tym wypadku posiadacze potężnej fortuny z rodziny Morattich oraz budowniczy wielkiego polityczno-medialno-sportowego imperium – Silvio Berlusconi.
Około 80 tysięcy kibiców na obu odsłonach tego wyjątkowego Derby della Madonnina. Mało goli, ale co za emocje, co za poziom nienawiści i walki.
Stawką jest finał Ligi Mistrzów, piłkarski Olimp, na którego wejście to nie kwestia kilku meczów, ale najczęściej kilku sezonów mozolnego budowania marki i zespołu. Na murawie dwa wielkie gwiazdozbiory: Maldini, Szewczenko, Inzaghi, Seedorf, Pirlo, Nesta w czerwono-czarnych koszulkach i Crespo, Zanetti, Cannavaro, Recoba, Toldo oraz Materazzi po drugiej stronie. Wielu wśród nich takich, którzy dla Mediolanu oddali serce – by wspomnieć dwie legendy, Maldiniego i Zanettiego. Wielu wśród nich takich, którzy w trakcie swojej długiej kariery przebierali się w obu szatniach na tym legendarnym obiekcie – by wymienić choćby Seedorfa, Toldo i Pirlo.
Dwa remisy, ale AC Milan zdobywa bramkę “na wyjeździe”. Inter odpada, przez następne kilka, może nawet kilkanaście miesięcy z głową do góry będą chodzić Rossoneri. Nie zmienia to faktu, że trwa karnawał całego włoskiego futbolu. W tym sezonie wśród czterech półfinalistów Ligi Mistrzów, trzech reprezentowało Serie A. Dwa i trzy lata później, trzy włoskie zespoły docierały do ćwierćfinału. Wreszcie w 2006 roku wielu z tych zawodników zwyciężyło w mistrzostwach świata.
Bodaj najsłynniejsze “derbowe” zdjęcie.
***
To był wielki czas. Ledwie dwa lata po tym półfinałowym starciu, znów w Lidze Mistrzów miały miejsce derby Mediolanu, tym razem szczebel niżej, w 1/4 finału. Wszystko zakończyła zadyma kibiców, ale prestiż miasta i klubów pozostawał bez zmian. Oba zespoły wymieniało się nie tylko w charakterze faworytów do tytułu we Włoszech, ale i w kontekście sukcesów w europejskich pucharach.
Przenosimy się do kwietnia 2015. Mija dekada, podczas której ligę włoską spotykają wszystkie możliwe nieszczęścia. Calciopoli, afera korupcyjna. Odebrane mistrzostwa, degradacje, niechęć sponsorów. Dalej kiepska forma w Europie, coraz większe dysproporcje między finansowymi gigantami z Anglii i hiszpańskim duetem światowych potęg, a biedniejącymi Włochami. Bojkoty na trybunach, słynna afera z kartami kibica, po których drastycznie spadła frekwencja. Jasne, są momenty chwały, Inter po raz trzeci w historii zdobywa trofeum dla najsilniejszej drużyny w Europie, pojawiają się w Mediolanie bogaci inwestorzy z Indonezji. Ogółem jednak, gdy przypomnimy sobie ten magiczny rok 2003, gdy w Lidze Mistrzów dominowała Serie A – trudno patrzeć z optymizmem.
Mediolan? Najsłabszy od lat. Do derbowego meczu szykują się już nie półfinaliści Ligi Mistrzów, ale dziewiąty i dziesiąty zespół ligi włoskiej. W klasyfikacji miast w tamtym momencie gorzej wypada tylko Werona. Turyn – 117 punktów, Rzym – 116 punktów, Genua – 94 punkty, Mediolan – 85 punktów. Masakra.
Dla wielu fanatyków to było dno, od którego można powędrować tylko w górę. Tak też prawdopodobnie sądzili włodarze obu klubów, lekką ręką wydając grube miliony na wzmocnienia. Kondogbia, Perisić, Bacca… Jak życie zweryfikowało mocarstwowe plany?
BEZ GOLI W DERBACH MEDIOLANU? KURS 7,00 W BETANO!
***
Po pierwsze – Semir Handanović. To nie żaden z wielkich transferów, nie żaden z zawodników ofensywnych, ale bramkarz trwający na posterunku od lat pełni dzisiaj kluczową rolę w grze Interu Mediolan. Strzały nie do obrony wyjmuje jedną ręką, bomby z kilku metrów przyjmuje na udo i wprowadza od razu piłkę do gry. O jedenastkach przez grzeczność nie wspominamy, Handanović jest w tym fachu mistrzem od lat. Efekt? Inter bardzo długo cisnął na prostym patencie: zero z tyłu dzięki Słoweńcowi, z przodu coś tam pewnie wpadnie. Nerazzurri zyskali nawet przydomek Inter “1:0” Mediolan.
Ostatni trening Interu przed derbowym meczem.
Nic jednak nie trwa wiecznie – nawet Handanović momentami jest bezradny. Efekt? W ostatnich pięciu meczach Inter wygrał zaledwie raz, oczywiście ani razu nie strzelając więcej niż jednego gola w meczu. Więcej zdobytych bramek ma siedemnasta Sampdoria. Do tego obaj najważniejsi konkurenci w wyścigu o tytuł – Napoli i Juventus – wygrali wszystkie pięć ostatnich spotkań. Fatalny początek roku oznaczał dla Interu spadek poza podium – z klubem punktami zrównała się Fiorentina a za moment może dokonać tego również Roma.
Oprawa Curva Sud.
Jedyne pocieszenie? “Tym drugim idzie gorzej”. Interowi zdarzało się usypiać, zdobywać punkty wyłącznie dzięki Handanoviciowi i potężnemu szczęściu, ale wciąż pozostawał w ścisłym czubie, ba, był liderem. AC Milan zaś… AC Milan ma tyle punktów, co Sassuolo, na ogonie siedzi im Empoli ze Skorupskim i Zielińskim w zespole, a do piątego miejsca tracą już pięć “oczek”. Co gorsza Milan zwyczajnie gra padlinę. Nazwiska z tej drużyny nie robią na nikim wrażenia, napastników nie boją się nawet najsłabsze defensywy ligi. Inter strzela mało, to fakt, ale przy 26 zdobytych bramkach ma tylko czternaście po stronie strat. Milan? Strzela niemal równie słabo, zaledwie 29 goli, a traci więcej – przed derbami ma już 25 sztychów w siatce. Bilans +4 dla klubu tej klasy i z takimi aspiracjami… Nie brzmi to dobrze.
CO NAJWYŻEJ 1 GOL W DERBACH? KURS 2,65 W BETANO
Co do strzelców – zastanawiamy się nad Ederem, który ma być antidotum na skuteczność Interu i odciążeniem dla Icardiego. Wypożyczony z Sampdorii napastnik w tym sezonie zdobył już dwanaście bramek, ale od początku grudnia – zaledwie dwie. Spadek formy jest aż nazbyt widoczny.
Zresztą, po co się zastanawiać nad bramkami, skoro w ostatnich siedmiu spotkaniach derbowych padło ich dokładnie osiem, a oba zespoły w tym sezonie z trudem przekraczają średnią 1,3 bramki na mecz.
***
Czy można zatem powiedzieć, że czekają nas derby dość wyblakłe? Nie, z tak ostrymi sądami się nie zgadzamy. Wyblakłe były w momencie, gdy rywalizowały dwa zespoły środka tabeli w ubiegłym sezonie, nie dziś, gdy czwarta siła zmierzy się z szóstą. Ale na pewno – i wpływ na to mają zarówno ostatnie sezony, jak i obecna sytuacja we Włoszech – nie są to derby, które zdominowały dyskusję o włoskiej piłce w styczniu. Tam bowiem temat jest jeden. Podatki.
Policja zabezpieczyła 12 milionów w wyniku prowadzonego śledztwa, przeszło sześćdziesiąt osób usłyszało zarzuty, lista klubów zamieszanych w aferę obejmuje największych gigantów, nie tylko z Włoch. O co chodzi? W skrócie – zaniżanie kwot transferowych, by obniżyć podatki. Wśród podejrzanych – m.in. Adriano Galliani z Milanu. Na razie wiadomo tyle, że praktyki były wśród klubów powszechne, używało się ich praktycznie przy każdym większym transferze, a śledztwo trwa już od 2012 roku.
Nikt nie potrafi nawet oszacować o jak wielkie pieniądze może chodzić i jak wielkie trzęsienie może spowodować kolejna włoska afera. Biorąc pod uwagę konsekwencje tych dotychczasowych, na czele z Calciopoli – nic dziwnego, że dzisiaj to, co na boisku jest na drugim miejscu.