Reklama

Barcelona (prawie) mistrzem Hiszpanii 2015/16

redakcja

Autor:redakcja

30 stycznia 2016, 18:30 • 3 min czytania 0 komentarzy

Nie byłoby wielkim ryzykiem stwierdzić, że przed momentem poznaliśmy mistrza Hiszpanii sezonu 2015/16. FC Barcelona niemal już sięgnęła po tytuł w Primera Division. Podopieczni Luisa Enrique w decydującym meczu ograli u siebie Atletico i wydaje się, że musiałby wydarzyć się jakiś kataklizm, by gdzieś po drodze zgubili przewagę. Ona wydaje się już zbyt duża. Trzy punkty i zaległy mecz ze Sportingiem Gijón, za który śmiało można Messiemu i spółce zapisać trzy oczka. 51 punktów Blaugrany, 48 punktów Atletico, 44 punktów Realu. Tego po prostu nie da się już zmarnować.

Barcelona (prawie) mistrzem Hiszpanii 2015/16

Powiecie, że do końca sezonu zostały jeszcze trzy miesiące z hakiem, że Blaugrana może się po drodze wykoleić albo nawiedzi ich jakaś plaga kontuzji, po której się rozregulują. Z pewnością jakieś punkty jeszcze stracą, ale pytanie jest inne – czy Realowi wpadek nie przydarzy się więcej? Czy Atletico byłoby w stanie zaliczyć komplet zwycięstw? Biorąc pod uwagę straty z dzisiejszego meczu – wątpimy. Z czerwoną kartką za bandycki faul na Messim wyleciał Filipe Luis, drugą żółtą za wycięcie Suareza obejrzał Godin, a poważnie wyglądającego urazu doznał Augusto, który miał przecież docelowo zastąpić kontuzjowanego Tiago. Simeone dysponuje oczywiście niesamowicie szeroką kadrą, ale akurat ta dwójka z defensywy – najlepszej defensywy w Europie – była jak dotąd praktycznie nietykalna. Każdy z nich – jak przypuszczamy – wypadnie przynajmniej na kilka dobrych kolejek. – Nie mam pretensji do swoich zawodników za te faule – powiedział jednak po meczu Cholo.

Barcelona nie zaliczyła dziś wybitnego spotkania. Wręcz przeciwnie – całą drugą połowę rozegrała w przewadze, ale nie potrafiła tego wykorzystać. Po golu Messiego, wyniku genialnego rozegrania Neymara z Albą, zaczęła się kontrola i dominacja. Ekipa Luisa Enrique wymieniła niemal 900 podań, a Atletico szukało kontr czy stałych fragmentów, w czym zdecydowanie przodował niezmordowany Yannick Ferreira-Carrasco. I niemal przyniosło to efekt, gdy po genialnym dośrodkowaniu Belga Griezmann strzelił w… nogi rzucającego się w drugą stronę Claudio Bravo. Jakim cudem to nie wpadło – wie chyba tylko Griezmann, bo sytuacja była dwustuprocentowa.

Sami jednak przyznacie – nie powinno być tak, że Barcelona gra (z kimkolwiek!) w przewadze dwóch zawodników, a jej bohaterem zostaje bramkarz. Dziś jednak pełni umiejętności nie pokazali ani Neymar, ani Messi, ani Iniesta. O żadnym z nich nie można powiedzieć, że całkowicie skradł show. Suarez natomiast potwierdził, gdzie czuje się najlepiej – kiedy może zerwać się do biegu po dokładnym prostopadłym podaniu. Dani Alves dał idealną piłkę, a Gimenez (jeden ze słabszych meczów w tym sezonie) zdecydowanie przegrał walkę ciało w ciało ze swoim rodakiem. W ten sposób Barcelona przypieczętowała ósmą „remontadę” w tym sezonie. Ósmą, a drugą z Atletico, bo przecież pierwszy mecz ułożył się podobnie – wtedy Los Colchoneros też wyszli na prowadzenie po golu Torresa, ale również zakończyło się 2:1.

Reklama

Najnowsze

Hiszpania

Komentarze

0 komentarzy

Loading...