Dzisiejsza kartka z kalendarza dotyczy wydarzeń sprzed roku, czyli możecie pomyśleć, że chodzi o jakąś świeżą sprawę, ale… niby to tylko dwanaście miesięcy, a wydaje nam się, jakby od tamtego momentu minęła wieczność. Dokładnie rok temu stał się faktem najgorętszy ruch ówczesnego zimowego okna transferowego. Michał Masłowski przychodzi do Legii za naprawdę grubą kasę – 800 tysięcy euro. Cel postawiony przed nim jest jeden: bądź gwiazdą ligi, ale u nas. A kilka tygodni później dochodzi kolejny: zrób wszystko, żeby nikt nie pamiętał o Radoviciu.
„Masło” swoją osobą sprawił, że po Serbie chciało się płakać jakoś tak mniej. Na zasadzie: „eee, niech jedzie do tych Chin, ma go kto zastąpić”. Rok temu mało kto położyłby na szalę głowę za to, że:
– w Legii w dwanaście miesięcy zapomną o Radoviciu do tego stopnia, że jego ewentualny powrót (który jest jak wiecie możliwy, rozwiązał kontrakt z Hebei China Fortune) byłby ruchem nieopłacalnym,
– i to nie za sprawą Masłowskiego, który stanie się w drużynie wicemistrza totalnym szarakiem,
– Duda, którego docelowo Masłowski miał zastąpić, nigdzie się z Warszawy nie ruszy.
Za Michałem fatalny rok, chciałby zapewne jak najrzadziej wracać do niego pamięcią. Zaczęło się od trzęsienia ziemi (transfer), ale później akcja szybko wyhamowała. Sprawy rzecz jasna nie ułatwiła mu kontuzja, która wyeliminowała go z gry praktycznie na całą jesień, ale Michał, nawet kiedy był zdrowy, na boisku zwyczajnie nie zachwycał. Wiosną zagrał w czternastu meczach, ale czy rzucił na kolana choć raz? No właśnie. Wszyscy czekali, aż odpali. No i doczekać się nie mogli.
Szanse Masłowskiego na powrót do składu są iluzoryczne. Spójrzmy na jego konkurencję: jest Duda, który jesienią powoli wybudzał się ze snu, no i który – jeśli Legia myśli o jego sprzedaży – zwyczajnie musi grać. Kasper Hamalainen – wiadomo – nie został sprowadzony na ławkę, poza tym Fin to raczej gwarancja jakości. Na dziesiątce z powodzeniem może też zagrać Guilherme, może też Prijović. W środku pola generalnie dość mocna, mają grać tam przecież piłkarze, którzy są powoływani do kadry. Co tu dużo mówić: niewiele wskazuje na to, że powrót Michała do składu pójdzie jak po… maśle.