Reklama

Życiowy rozbitek na testach w Zawiszy. Szansa na sukces? Minimalna…

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

26 stycznia 2016, 15:11 • 3 min czytania 0 komentarzy

Martin Fenin nie jest w świecie piłki postacią anonimową. A jeśli do pierwszoligowego Zawiszy Bydgoszcz na testy (!) trafia ktoś, kogo możemy kojarzyć bez wpisywania jego nazwiska w wyszukiwarkę internetową, w głowie musi zapalić się czerwona lampka i na usta cisnąć stwierdzenie: coś w karierze tego gościa musiało pójść nie tak. I to bardzo. Oczywiście doświadczenie menedżerskie i kontakty Radosława Osucha dają właścicielowi bydgoskiego klubu pewien handicap przy wyłapywaniu wszelkich promocji na rynku, ale bez przesady. Fakty są dość brutalne – biorąc pod uwagę wszelkie okoliczności, można uznać, że klub pokroju Zawiszy to dziś odpowiednie miejsce na kontynuowanie kariery przez Fenina. A może powinniśmy napisać – na jej wznowienie. 

Życiowy rozbitek na testach w Zawiszy. Szansa na sukces? Minimalna…

Na wstępie założyliśmy, że wszyscy wiedzą, o kim mowa, ale oczywiście może być założenie zbyt odważne, więc przypominamy. Martin Fenin (rocznik 1987) kiedyś uchodził za duży talent czeskiej piłki. Pamiętacie te mistrzostwa świata do lat 20 w 2007 roku, na których Krychowiak zapakował piękną bramkę Brazylii, a Dawid Janczyk szalał tak, że poważne kluby ustawiały się po niego w kolejce? Jeszcze dłuższa kolejka ustawiała się po Fenina. Czesi zgarnęli srebrne medale, a napastnik przypieczętował ich awans do finału – strzelając bramkę Austrii – a w nim otworzył wynik starcia z Argentyną. Gole Aguero i Zarate pozwoliły odwrócić wynik spotkania, ale od Feninie i tak zrobiło się głośno.

Grał wtedy w klubie FK Teplice. U siebie chętnie widziałby go Arsene Wenger, ale na pole position w wyścigu o napastnika – głównie za sprawą Pavela Nedveda –  wysunął się Juventus. Włoski klub dogadał się nawet z jego ówczesnym pracodawcą, lecz niespodziewanie Fenin nie zdecydował się na ten krok. – Przejście do Juventusu byłoby wspaniałe, ale wiedziałem, że już na początku zostałbym wypożyczony do Udinese lub Genoi, a tam nie byłoby już tak obiecująco. Zawsze marzyłem o grze na stadionach wypełnionych kibicami – po to uprawia się ten sport. Dlatego postanowiłem wybrać Frankfurt – mówił po podpisaniu kontraktu Eintrachtem, a czeska prasa chwaliła tę decyzję, myśląc, że ma do czynienia z rozsądnym młodym człowiekiem, który chce właściwie pokierować swoją karierą.


Debiut Fenina w Bundeslidze, przywitał hat-trickiem w meczu z Herthą. Tydzień później zdobył bramkę na wagę zwycięstwa z Arminią Bielefeld. 

Opinią młodego rozsądnego człowieka trochę zachwiała afera w kadrze Czech z 2009 roku, po której Fenin wraz z pięcioma kolegami został zawieszony w prawach reprezentanta, ale jego kariera wciąż toczyła się jeszcze właściwym torem. W kolejnym sezonie Bundesligi wykręcił bardzo przyzwoity bilans: 5 goli i 11 asyst.

Reklama

Przenosimy się do 2011 roku. Fenin jest już zawodnikiem Energie Cottbus. Sportowo zalicza zjazd, ale ma większe zmartwienia. 18 października znaleziono go zakrwawionego i nieprzytomnego na  jednym z chodników. Prasa donosiła, że – będąc pod wpływem alkoholu – wypadł z okna umiejscowionego na drugim piętrze jednego z hoteli. Jednak wydane później oświadczenie rzuciło zupełnie inne światło na sprawę. – Od dłuższego czasu czułem się samotny, pogrążałem się w depresji, a kuracja farmakologiczna tylko pogarszała moją sytuację – napisał. Po tym, jak dwa lata wcześniej samobójcza śmierć Roberta Enke uświadomiła piłkarskiemu światu, jak poważnym problemem jest depresja wśród piłkarzy, nikt nie bagatelizował sprawy. Fenin dostał pełne wsparcie od całego środowiska. Od futbolu odpoczywał pięć miesięcy. Ale po powrocie nic już nie było takie same.

Ostatnie cztery lata: 5 klubów, 31 spotkań, 1 gol.

Miewał problemy z kontuzjami, brakowało mu pewności siebie, ale przede wszystkim przegrywał rywalizację. Nie pomógł powrót do ojczyzny (Slavia), nie pomógł powrót do klubu, z którego ruszył w świat (Teplice). Jesienią rozegrał 78 minut w trzeciej lidze niemieckiej. Naprawdę ciężko pisać, że w Zawiszy mógłby być gwiazdą pierwszej ligi. Traktowanie go jako wzmocnienia na Ekstraklasę, to wręcz nieporozumienie. To raczej przypadek podobny do tego Dawida Janczyka i Sandecji – jedna z ostatnich szans na wznowienie kariery.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...