Romuald Szukiełowicz to sympatyczny trener starszej daty. Zdążyliśmy już nawet polubić te jego testy socjometryczne, fiflaki i nie do końca standardowy sposób wypowiadania się o piłkarzach – np. o nowym bramkarzu: „jak Pawełek zrobi pawełka, to wskakuje facet i broni”. Romuald Szukiełowicz to jednak również człowiek z żelaznymi zasadami. A przynajmniej bardzo chciałby za takiego uchodzić.
Po pierwsze: prawdomówność. Jeśli Flavio Paixao go oszukał potajemnie podpisując kontrakt z Lechią Gdańsk, to u niego już nie zagra, będzie gnić w rezerwach. Nieważne, że takie są przepisy, liczy się to, co zostało ustalone między nimi. OK, jego prawo. Po drugie: absolutna czystość w sprawach korupcyjnych. Jako człowiek, który nie brał nigdy udziału w tym procederze, brzydzi się nim i był nawet biegłym sądowym w tym temacie, automatycznie stawia krzyżyk na wszystkich, którzy mają brudy za paznokciami. Trener jest kategoryczny i podkreśla to na każdym kroku.
Dlatego tak rozbrajający był dla nas fragment wywiadu, którego udzielił dziś Przeglądowi Sportowemu. Rzućcie okiem.
Powiedział pan w jednym z wywiadów, że zamieszani w korupcję nie mają u pana żadnych szans na grę.
Chodziło mi o to, że nie wyobrażam sobie, by grał u mnie w drużynie piłkarz skazany za korupcję. Już na podejrzanego patrzyłbym z dużą podejrzliwością, ale z człowiekiem, któremu udowodniono winę, nie mógłbym pracować. Od tamtych zdarzeń minęło wiele lat i uważam, że popełniono błąd. Gdy zapadały wyroki, ci ludzie powinni być wtedy usunięci ze sportu. Na zawsze. Niech pan sobie wyobrazi nauczyciela w szkole, który oszukuje, podrabiając legitymacje uczniom, bo chce wygrać turniej z czwarto czy szóstoklasistami. Takiego człowieka z miejsca pozbawia się praw.
Pytam o to, bo we Flocie Świnoujście, którą prowadził pan przez krótki czas w 2015 roku, wystawiał pan do składu Michała Stasiaka.
(Szukiełowicz chwilę milczy) Przyznam, że akurat nie analizowałem sprawy Stasiaka. Ale miałem w drużynie bramkarza, który podszedł do mnie i powiedział, że dostał właśnie wezwanie do prokuratury do Wrocławia. Od razu usłyszał: „Jeśli okaże się, że brałeś w tym udział, to kończymy współpracę”.
Paradne!
Najpierw szeryf strzegący moralności hardo pomachał bronią w kierunku wszystkich skorumpowanych, a gdy miał jedną jedyną okazję, by odstrzelić winnego… akurat zapomniał przeanalizować sytuację. Cóż za niesamowity zbieg okoliczności! Na chwilę Szukiełowicz został zbity z pantałyku, ale szybko wrócił na właściwe tory i przytoczył historię bramkarza, która miała pokazać, że jednak nie rzuca słów na wiatr. Chodzi o Łukasza Sapelę. I coś nam się tu też nie zgadza. Może prześledźmy rozwój wypadków (za blogiem pilkarskamafia.blogspot.com).
19.09.2014 – do sądu wpłynął akt oskarżenia, Łukasz S. ma zarzut udziału w ustawieniu 24 spotkań.
28.11.2014 – Sąd Rejonowy w Bełchatowie skazał 11 osób, wszyscy dobrowolnie poddali się karze. Wśród nich bramkarz Łukasz S., który usłyszał wyrok: rok i dwa miesiące pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata i 6500 zł grzywny oraz 1600 zł kosztów sądowych.
21.02.2015 – Szukiełowicz zostaje trenerem Floty.
27.02.2015 – Komisja Dyscyplinarna PZPN ukarała Łukasza S. rokiem dyskwalifikacji w zawieszeniu i karą w wysokości 10 tysięcy. Zawodnik dobrowolnie poddał się karze.
7.03.2015 – Sapela wystąpił w meczu I ligi pomiędzy Flotą Świnoujście i Olimpią Grudziądz. Aż do wycofania się klubu rozgrywek nie opuścił ani minuty.
Chyba ktoś się tu się „lekko” minął z prawdą, nie? Już w momencie rozpoczęcia współpracy bramkarz miał wyrok i dobrowolnie poddał się karze. Komisja Dyscyplinarna, której wyrok zapadł kilka dni po tym, jak Szukiełowicz został trenerem Floty, nic w tej kwestii nie zmieniała. Nie łatwiej było po prostu wycofać się i powiedzieć – zgodnie z prawdą – że sytuacja Floty była tak opłakana, że nie mógł sobie pozwolić na odstawienie od składu kapitana i podstawowego obrońcy?
Cóż, jeśli w sprawie Paixao Szukiełowicz będzie tak samo nieugięty, to naprawdę nie zdziwiłby nas widok Flavio w meczu Ekstraklasy w koszulce Śląska na wiosnę.