Kibice Legii zgromadzeni wokół twitterowego projektu “Legia Szyderców” mają za sobą już kilka całkiem udanych akcji, wśród nich między innymi nabranie naprawdę poważnych dziennikarzy na rozpuszczoną przez nich plotkę o Andreasie Wittwerze, który rzekomo miał trafić do stołecznego klubu. Wczoraj udali się na lotnisko, by powitać zawodników po obozie, z którego relacje momentami brzmiały jak meldunki reporterów wojennych prosto z frontu.
Mieli ze sobą transparent “Bohaterzy Zimowiska. Dzięki za ciężkie treningi”, przyklejane wąsy Stanisława Czerczesowa oraz specjalne medale za przeżycie wyjątkowo męczącego obozu pod czujnym okiem niedźwiedzia Miszy sztabu z Rosjaninem na czele.
Cała akcja, w sumie dość sympatyczna, jest także symptomatyczna. Pomijając już witanie piłkarzy na lotnisku po zwykłym obozie, czy rolę nowych mediów, w tym Twittera i Periscope, inicjatywa sporo mówi o naszej lidze.
Przede wszystkim – mamy chyba jednak w ostatnich miesiącach swoisty powrót do starej szkoły. Po kombinacjach z ustawieniem (3-5-2 w kilku klubach, odchodzenie od wzorca 4-2-3-1, bardzo długo utrzymującego się w Ekstraklasie), po kombinacjach z nowoczesnymi metodami treningowymi i obozami opartymi na małych gierkach w ciepłych krajach, część klubów postawiła na klasykę. Szukiełowicz fundujący swoim chłopakom bieganie po polskich górach czy Czerczesow, który dowalił legionistom takie obciążenia treningowe, że lekarz drużyny na Twitterze zdradził hasło z ust jednego z zawodników: “ja już nie chcę być piłkarzem”.
Jakie to przyniesienie wyniki, zobaczymy po dwóch-trzech miesiącach, choć już teraz Michał Kucharczyk, cytowany przez legionisci.com, przekonuje, że rywale nagle zaczęli biegać wolniej od legionistów.
Ta tyrka pierwsze efekty przynosi jednak już dziś. Okazuje się bowiem, że wreszcie kibice – i nie mówimy tu tylko o Legii – otrzymają to, o co od zawsze apelują. Walkę, zaangażowanie, pot, krew i łzy. Mniejsza o to, jakie przynosi to efekty – wszystko wskazuje, że kibicom bardziej od zdjęć tablicy z wynikami, na której widnieje zwycięstwo ich drużyny, jara widok zamęczonego idola. Właściwie… nie dziwimy się. Naturalny odruch pod każdą szerokością geograficzną, zarabiają tyle, to niech się chociaż porządnie zmęczą. Jak powszechna jest pogarda dla pracy niewymagającej potu, opowie wam informatyk, który chwali się pracą w domu na spotkaniu rodzinnym. Nie oceniamy, nie komentujemy – po prostu zauważamy ciekawe zjawisko, jakim jest radość ze zmęczenia piłkarzy.
Tym tropem – w górę szybują notowania trenera Czerczesowa. Choć po prowadzonych w żartobliwy sposób konferencjach wydawało się, że pogłoski o żuciu gwoździ i popijaniu benzyny były przesadzone, po obserwacji treningów widać już, że w legendach o krwawym Staszku było ziarenko prawdy.
No i wreszcie finał. Zachowanie zawodników, którzy zobaczyli na lotnisku ucieszonych kibiców z transparentem “Bohaterzy Zimowiska”. Jedni żartowali, inni się obruszyli, co zresztą również jest zupełnie zrozumiałe. Ci, którzy żartowali – pewnie zinterpretowali całość jako sympatyczne docenienie orki na obozie pod batem batutą Czerczesowa. Ci, którzy się oburzyli, prawdopodobnie odczytali całość jako szyderę w stylu: “my tu marzliśmy, a wy się opalaliście”.
Kilka pozornie nieznaczących ruchów, a ile sygnałów, że liga i to, co wokół niej bezustannie ewoluuje. Naszym zdaniem najbardziej pozytywnym aspektem tych zmian jest fakt, że kibice żyją klubem również w przerwie i nie jest to tylko maniakalne odświeżanie 90minut.pl w celu odczytania najświeższych newsów z okienka transferowego.
Fot.FotoPyK