Choć rzeczywiście, po EURO był moment, kiedy oferty przychodziły. I to z poważnych klubów. Może nie z górnej, ale ze zdecydowanie wyższej półki. Nie miałem jednak nic do powiedzenia. Obowiązywał mnie kontrakt z Górnikiem, a klub nie chciał mnie puścić. Pamiętamy, jak mocarstwowe ambicje miał wtedy. Anderlecht czy Torino oferowały za mnie milion euro, ale te propozycje zostały odrzucone. Znamy historię, wiemy, jak potem układało się Górnikowi. Teraz zapewne żałują, że nie wzięli tych pieniędzy, bo klub wiele nie osiągnął, a wynik sportowy był zdecydowanie słabszy od zakładanego. Ja też nie zyskałem, ale trudno, tak musiało być – mówi w Przeglądzie Sportowym odkurzony Tomasz Zahorski.
FAKT
Piłkarze Legii złapią oddech i znów będą harować.
W większości piłkarzy Legii w swojej karierze nigdy nie trenowała tak ciężko, ale sztab szkoleniowy jest zadowolony z postawy zespołu. (…) – Odkąd gram w piłkę, tylko Dariusz Wdowczyk prowadził równie ciężkie treningi – stwierdził Jakub Rzeźniczak (30 l.). – Jesteśmy martwi, a przed nami kolejne zajęcia – dodawał Nemanja Nikolić. (…) – Przed meczami sparingowymi specjalnie zrezygnowałem z drugiego treningu, żeby piłkarze mieli trochę przyjemności z gry. Nie chodzi przecież o to, żeby ich zajechać – tłumaczył trener Legii.
Dalej:
– Latal wciąż w ofensywie, szuka jeszcze środkowego obrońcy. Pada zapewnienie, że nikt zimą nie odejdzie
– Korzym boi się latać samolotem
– Jurić na razie nie trafi do Lecha
– Tajemnicze zniknięcie Rakelsa
Mam gdzieś, co o mnie myślą – przekonuje Patryk Małecki.
Nie przejmuje się negatywnymi opiniami na mój temat. Mam to gdzieś. Koledzy w szatni przyjęli mnie w porządku, mam z nimi dobre relacje – twierdzi Patryk Małecki (28 l.), który dwa lata temu żegnał się z Krakowem w nie najlepszej atmosferze. Małecki nie chce już wracać do przeszłości i rozmawiać na temat swojego pobytu w Pogoni. (…) W listopadzie 2013 roku Patryk zerwał więzadła krzyżowe w kolanie. Na boisko wrócił po ośmiu miesiącach. – Mam za sobą ciężką kontuzję, myślałem, że po powrocie będzie trudniej, ale z moim zdrowiem wszystko jest OK. Teraz chcę się dobrze przygotować i wywalczyć sobie miejsce w podstawowym składzie – deklaruje.
I jeszcze Robert Lewandowski: Chcę wygrać wszystko.
Robert Lewandowski (28 l.) zagra dziś pierwszy oficjalny mecz w 2016 roku. Bayern Monachium zmierzy się z Hamburgerem SV. „Lewy” wyznaczył sobie kolejne cele. Wysoko zawiesił poprzeczkę na najbliższych 12 miesięcy. – Poprzedni rok był dla mnie bardzo udany, ale nie spoczywam na laurach. W tym chce wygrać jak najwięcej się da – mówi nam kapitan reprezentacji Polski.
RZECZPOSPOLITA
Grzechem myślą i słowem. Jedyny, niezbyt długi tekst z zagranicy.
Trener Napoli Maurizio Sarri po przegranym meczu Pucharu Włoch z Interem nazwał szkoleniowca mediolańczyków Roberto Manciniego pedałem i ciotą. W Italii najszerzej komentowane wydarzenie. Sprawa trafiła do wieczornego wydania wszystkich dzienników telewizyjnych. „Gazzetta dello Sport” pisze o incydencie na pierwszych pięciu stronach. Największe włoskie gazety „Corriere della Sera” i „La Repubblica” poświęcają mu po dwie strony. Wypowiadali się politycy i moralne autorytety. Sarri dostał od włoskiego związku futbolowego dyskwalifikację na dwa najbliższe mecze Pucharu Włoch i 20 tys. euro grzywny.
SUPER EXPRESS
Oni wstrząsną polską piłką. Czyli ludzie, po których Superak obiecuje sobie najwięcej.
Choć Kamil Grabara nie był znany szerszej publiczności, to doskonale znali go… skauci angielskich klubów. Wieść o tym, że na Śląsku pojawił się bramkarski supertalent błyskawicznie dotarła na Wyspy Brytyjskie. Na jego mecze w barwach juniorów i rezerw Ruchu przyjeżdżali skauci obu Manchesterów, w akcji oglądał go też przedstawiciel Arsenalu. Najwięcej determinacji wykazał ostatecznie Liverpool i to tam kilka dni temu trafił zawodnik Ruchu. W Chorzowie można usłyszeć, że „Niebiescy” dostali za niego rekordowe w historii klubu pieniądze (mówi się, że około 800 tysięcy funtów), choć źródła angielskie piszą o 250 tysiącach. Tak czy inaczej takiego talentu akademia Ruchu nie miała od lat. Grabara jest też filarem reprezentacji do lat 17. – Nie jestem zaskoczony transferem Kamila. To była kwestia czasu. Ma bardzo dobre warunki fizyczne i umiejętności, które systematycznie podnosi – mówi nam Bartłomiej Zalewski, trener U17. – Na razie Kamil będzie trenował z Liverpoolem U21, a następnie ma być przesunięty do zajęć z pierwszym zespołem – dodaje Maciej Chorążyk, szef sekcji skautingu PZPN, współpracujący z kadrą U17. – W roczniku 1999 są jeszcze Tomek Kucz z Bayeru Leverkusen i Radosław Majecki, największy bramkarski talent w Legii. Rośnie nam trzech znakomitych bramkarzy – zaciera ręce Chorążyk.
GAZETA WYBORCZA
Czy polski sport dostanie miliony od bukmacherów? Jest na to szansa.
Zmiana ustawy hazardowej w 2009 roku spowodowała, że największe firmy bukmacherskie zrezygnowały z legalnej działalności na terenie Polski. Skutek był taki, że z polskiego sportu odpłynęły miliony złotych z tytułu sponsoringu. Rząd planuje nowelizację ustawy. Bukmacherzy działający nielegalnie zostaną zablokowani, ci chcący się zarejestrować, będą musieli wykupić licencję. Czy do polskiego sportu wrócą miliony? (…) Po zmianie prawa w Polsce legalnie działa tylko pięć firm (Fortuna, Milenium, STS, E-Toto i Totolotek). – Płacimy w Polsce jedne z najwyższych podatków w Europie – mówi Mateusz Juroszek, właściciel firmy STS – Płacimy grubo powyżej 50 milionów złotych podatku. A to wszystko mogłoby zostać przeznaczone na polski sport. Niezarejestrowane firmy wciąż prowadzą strony w języku polskim, ale serwery mają na Gibraltarze czy Malcie, gdzie podatki są prawie zerowe. Z raportu Deloitte wynika, że w 2013 r firmy zarejestrowane za granicą odpowiadały za 66 proc. z 2,4 mld złotych obrotu tzw. zakładów wzajemnych w Polsce. Z wartych 1,7 mld zł zakładów zawieranych w internecie – aż 91 proc. Ministerstwo finansów szacuje, że na nielegalny hazard internetowy Polacy wydają ponad 2 mld zł rocznie. “Realne straty ponosi również sport, który wszędzie na świecie firmy oferujące hazard w internecie wymiernie sponsorują – w Polsce przy ustawowej prohibicji firmy te nie widzą sensu sponsorowania” – pisze ministerstwo w uzasadnieniu projektu ustawy.
W wydaniu stołecznym jest jeszcze tekst zatytułowany: Sushi w barwach Legii. Historia dwóch sushi masterów, którzy pracują w warszawskiej knajpie, są kibicami Legii i bardzo często przyjmują u siebie zawodników.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładki są ostatnio zdominowane przez piłkę ręczną.
A w nożnej? Rusza Bundesliga, Artur Sobiech mówi: Pomoże mi dieta Ani.
To dla pana bardzo ważna runda, nie tylko ze względu na nieciekawą sytuację Hannoveru, ale również ze względu na to, że musi pan walczyć o wyjazd z reprezentacją Polski na EURO.
– Nikogo nie trzeba mobilizować do tego, by starał się swoją grą przekonać selekcjonera do powołania na mistrzostwa Europy. Najpierw muszę wywalczyć miejsce w składzie Hannoveru, a później być skuteczny. Cieszę się, że byłem powoływany na ostatnie mecze reprezentacji w ubiegłym roku. Postaram się być w formie, wtedy mogę liczyć na powołanie. Nie jest wykluczone, że Hannover będzie grać w nowym ustawieniu – dwójką napastników. Ale czy będzie w nim miejsce dla mnie, na to pytanie dzisiaj nie odpowiem.
Skok po tematach:
– Niegroźny uraz Nikolicia
– Furman wraca do Toulouse? Legia chce skrócić wypożyczenie
– Stępiński nie chce opuszczać Ruchu
– Jurić dostał kontuzji i na razie nie przyjdzie do Lecha
Alarm dla mistrza. Ogłasza go Bartosz Bosacki.
Czego innego spodziewałem się po zimowych transferach w Lechu. To, co się ostatnio dzieje, trochę niepokoi, dlatego jako kibic Kolejorza wciąż czekam na pozytywne wiadomości z Bułgarskiej. Jest jeszcze czas, by to naprawić – mówi były kapitan zespołu Bartosz Bosacki. – Kiedy zdobywałem z Lechem mistrzostwo Polski, brakowało „pół obrotu śruby”, żeby drużyna już na stałe wskoczyła na wyższy poziom. Po ostatnim tytule też tego zabrakło, ale jeszcze nie jest za późno. Mimo wszystkich problemów, warto nastawić się na walkę o wygranie ligi, choć trudno sobie wyobrazić mistrza, który ma na koncie tyle porażek, co już teraz Lech – przyznaje Bosacki.
Wśród drobnych ligowych tematów uwagę zwraca rozmowa z Łukaszem Zwolińskim, który mógł być pływakiem.
W ilu meczach jesienią grał pan z kontuzją?
– Nie chcę szukać usprawiedliwień. Zawsze byłem gotowy do gry w stu procentach.
Nie odpowiedział pan na moje pytanie.
– Nie wiem, w ilu dokładnie, ale było kilka spotkań, w których wystąpiłem głównie dzięki tabletkom przeciwbólowym. To silniejsze ode mnie. Kiedy jest szansa grać, ambicja każe mi zrobić wszystko, by wyjść na boisko. Jestem taki od dziecka.
(…)
Podobno mama odegrała bardzo ważną rolę w pana karierze.
– Bardzo dużo jej zawdzięczam. Była moim dietetykiem, trenerem i psychologiem w jednym. Zabraniała mi niezdrowego jedzenia, kazała chodzić wcześnie spać. Powtarzała, że koledzy nie mają rano treningu, więc mogą dłużej pograć na komputerze. Czasem dochodziło do tego, że musiała wykręcać bezpieczniki, bo nie chciałem jej słuchać. Wtedy krzyczałem, dzisiaj jej dziękuję. Wiem, że czasem odkładała wszystkie oszczędności, żebym miał korki, jakie sobie wymarzyłem. Wie pan, jak myślą dzieci… Koledzy mają, to ja też muszę.
Koniec amerykańskiego snu. Co słychać u Tomasza Zahorskiego?
Amerykański sen się nie spełnił?
– Spełnił. Pamiętam, jak tam przyjechaliśmy. Rzeczywiście byliśmy pod wrażeniem, przez chwilę można było powiedzieć, że to amerykański sen. Pierwsza myśl: „Wow, jak tu jest inaczej”. Sporo podróżowaliśmy po kraju, choćby dlatego warto było tam pojechać, by to wszystko zobaczyć. Pobyt będziemy wspominać bardzo dobrze, świetny czas, zostawiliśmy bardzo dużo znajomych. Gdybym miał jeszcze raz podejmować decyzję, niczego bym nie zmieniał. Jednak przez 2,5 roku byliśmy jedną nogą w USA, a drugą w Polsce. Stąd decyzja o powrocie. Czas leci, ja chcę jeszcze pograć, dodatkowo mam w kraju mały biznes, sklep motoryzacyjny, który chcę w przyszłości rozwinąć.
(…)
Może trzeba było inaczej pokierować karierą?
– Mam teorię, że jeśli na coś się zdecydowałem, to nie ma sensu rozpamiętywać. Wybierając kluby, nigdy nie kierowałem się pieniędzmi. Trzeba było rozwiązać umowę z Jagiellonią – tak zrobiłem, a mogłem siedzieć tam i zarabiać. Choć rzeczywiście, po EURO był moment, kiedy oferty przychodziły. I to z poważnych klubów. Może nie z górnej, ale ze zdecydowanie wyższej półki. Nie miałem jednak nic do powiedzenia. Obowiązywał mnie kontrakt z Górnikiem, a klub nie chciał mnie puścić. Pamiętamy, jak mocarstwowe ambicje miał wtedy. Anderlecht czy Torino oferowały za mnie milion euro, ale te propozycje zostały odrzucone. Znamy historię, wiemy, jak potem układało się Górnikowi. Teraz zapewne żałują, że nie wzięli tych pieniędzy, bo klub wiele nie osiągnął, a wynik sportowy był zdecydowanie słabszy od zakładanego. Ja też nie zyskałem, ale trudno, tak musiało być.