Niepotrzebna była pomoc Michaela Scofielda, nikt nie musiał przemycać pilnika do krat w torcie, tunel wydrążany przez ścianę też okazał się zbędny. Uli Hoeness opuści więzienie szybciej niż zakładano i to całkiem legalnie – sąd po prostu warunkowo zawiesił mu wyrok. Miało być 3,5 roku, a będą 22 miesiące. Tak stanowi prawo u naszych sąsiadów – dopiero po połowie odbywanej kary, skazany może liczyć na dobrą wolę sądu. Rzecz jasna, Hoeness takiej okazji przepuścić nie mógł. Za miesiąc będzie wolny.
Jest jednak w błędzie ten, kto myśli, że to gest łaski wobec człowieka, którego przetrzymywano gdzieś w najciemniejszej celi, bez wody i jedzenia. Hoeness po wolność sięgał stopniowo już od dawna. Trafił do więzienia w czerwcu 2014 roku, trzy miesiące później otrzymał pierwszą przepustkę. Dalej pojawiały się kolejne udogodnienia, czy to spędzenie Bożego Narodzenia z całą rodziną, czy Sylwestra z małżonką.
Potem było jeszcze lepiej, od stycznia prezydent przebywał w ośrodku półzamkniętym, gdzie musiał tylko nocować. Codziennie rano przyjeżdżał po niego szofer i wiózł do pracy. A gdzie mógł pracować Uli? Oczywiście, że w Bayernie. Oficjalnie zajął się drużynami juniorskimi, ale tak naprawdę było wiadomo, że jego głos znów jest decydujący. – Mistrzostwo Niemiec jest dla Uliego. To najważniejsza osoba w klubie – mówił Pep Guardiola po zeszłorocznym triumfie w lidze.
Nie były to więc miesiące dla Hoenessa znowu tak trudne, jak mogło się początkowo wydawać. A mowa przecież o człowieku, który oszukał skarbówkę na blisko 30 milionów euro! Tak, Niemiec ma smykałkę do pomnażania pieniędzy Bayernu, natomiast swoje prywatne środki roztrwaniał już w zastraszającym tempie. Okazał się hazardzistą, grał na giełdzie za ogromne sumy, pożyczał pieniądze od wielu osób, jego wierzycielem był między innymi nieżyjący już szef Adidasa, Robert Louis Dreyfus. – Dawało mi to kopa, potrzebowałem adrenaliny – tłumaczył. Hoeness za późno poczuł, że traci grunt pod nogami – zgłosił się na policję dopiero na początku 2013 roku. I nawet wtedy kłamał, lawirował, twierdząc że fiskusowi winny jest tylko 3,5 miliona euro. Wszystko musiało szybko wyjść na jaw.
Z pewnością niedługo podniesie się larum, że decyzja Sądu Regionalnego w Augsburgu to kolejny dowód na to, że prawo przewiduje przestrzeń dla równych i równiejszych. I nawet, jeśli będzie to prawdą, to trzeba powiedzieć, że Hoeness bardzo pomógł wymiarowi sprawiedliwości w podjęciu takiej decyzji. Zachowywał się wzorowo, z fiskusem rozliczył się co do eurocenta. Potrafił zadbać o swój wizerunek. Kilka dni przed świętami zadzwonił do radia i ogłosił, że przekazuje 10 tysięcy euro na jedną z akcji charytatywnych, a jeszcze wczoraj niemieckie media rozpisywały się o tym, jak wraz ze swoją żoną ugościł 29 uchodźców w klubie golfowym, gdzie podjął ich obiadem i rozdał prezenty. Jak tu go nie lubić?
29 lutego – wtedy dokładnie Hoeness opuści mury więzienia. Na razie nie zostanie prezydentem Bayernu, wciąż ma przecież obowiązujący wyrok w kartotece. Będzie mógł za to regularnie oglądać mecze z trybun i nieformalnie przebywać w klubie od świtu do nocy. – To jeszcze nie koniec. Ja tu jeszcze wrócę – mówił udziałowcom klubu, gdy wiadomo było, że zmieni adres zamieszkania. Ciekawe, czy przypuszczał już wtedy, że stanie się to tak szybko.
Paweł Paczul