Sławek Majak, kojarzony głównie za Widzew i Ligę Mistrzów, a który siedem lat wcześniej trafił do ŁKS, o czym mało kto pamięta. Sławek Majak, który na zawsze będzie wyrzutem sumienia jakiegoś szwedzkiego Koping FF, a które pogoniło dwudziestoczteroletniego w 1993 Polaka, by ten później pokazał się w Europie, został piłkarzem roku w Polsce. Karierę na zachodzie zaczął robić dopiero w wieku 28 lat, w dodatku za drugim podejściem – tak się kiedyś wyjeżdżało. Oj, te lata dziewięćdziesiąte – zupełnie inna piłkarska rzeczywistość.
Majak przychodził do Widzewa jako lider Zagłębia Lubin, który odbił się od Hannoveru (wówczas druga Bundesliga), gdzie spędził tylko pół roku. Przychodził w myśl mocarstwowych planów i strategii transferowej “nikt nie da ci tyle, ile obieca Widzew”, ale trafił i wpasował się do drużyny znakomicie, z miejsca stając się kluczową postacią drużyny, która miała potężny arsenał. Nie był na Piłsudskiego przesadnie długo, ale jednak zapisał niezwykle ważne karty: to on strzelił bramkę kontaktową na Łazienkowskiej w pamiętnym 3:2 dla Widzewa. Bohater meczów z Brondby: to on strzelił na 2:0 w Polsce, a potem był bohaterem akcji wieńczącej awans. Klasyka “panie Turku, kończ pan ten mecz!” Tomka Zimocha nie byłoby, gdyby nie Majak.
W Lidze Mistrzów bardziej błyszczeli inni, choćby Dembiński czy Citko, ale Majaka te rozgrywki nie przerastały, nie odstawał. Rzecz w tym, że mógł się pokazać ze znacznie lepszej strony: z Atletico na Vicente Calderon mógł strzelić trzy bramki. Naprawdę! Trzy stuprocentowe okazje Majaka z takim rywalem na takim stadionie! Ale wszystko zmarnowane. Bramki z Steauą nikt mu jednak nie zabierze.
Przeszedł do Hansy Rostock, która potęgą w Bundeslidze nigdy nie była, jeśli już tam grała, to walczyła o utrzymanie. Kibice tej niemieckiej ekipy pamiętają Sławka dobrze nie tylko dlatego, że swoje tam pograł – ponad sto meczów – ale raz jego trafienie zapewniło ligowy byt. Wszedł w 77 minucie, trafił na 3:2 i sprawił, że Hansa pozostała w elicie. Tego też mu nikt nie zapomni.
Nie ma co, miał nosa do ważnych goli. Szkoda, że nie w kadrze, w której tak efektownej karty nie zapisał. Niemniej jednak swój ważny wkład w historię tamtego okresu polskiej piłki bezsprzecznie ma, dziś obchodzi 47 urodziny – panie Sławku, najlepszego.