Zimowe okienko transferowe rządzi się trochę innymi prawami od tego letniego – przede wszystkim to okres kiedy kluby przyznają się do błędów. Po wyczerpującej rundzie widać, które pozycje wymagały wzmocnień, a jakie zostały po prostu źle obsadzone. Kolejny wyścig po nowych zawodników rozpoczął się kilka dni temu – to dobry moment na przypomnienie najlepszych strzałów, oddanych zimą przez polskie kluby. By ten materiał usystematyzować, ułożymy z nich najlepszą jedenastkę, wspartą przez czterech rezerwowych.
Matus Putnocky, styczeń 2015, Rużomberok – Ruch Chorzów
Drugi stopień podium w plebiscycie na bramkarza rozgrywek 14/15 – choć sam zwycięzca, Bartłomiej Drągowski, przekonywał że to właśnie Słowakowi należała się nagroda. Putnocky do Chorzowa wszedł jak po swoje, od razu wywalczył miejsce między słupkami, na początku imponując wyczuciem przy rzutach karnych (75 % skuteczności), kończąc sezon z ośmioma czystymi kontami. To w ogóle ciekawe – mistrz Słowacji sprzed kilku lat, później wciąż regularnie broniący u naszych sąsiadów, przychodzi za czapkę gruszek, bez kwoty odstępnego. No, ale skoro tam sfrajerzyli, to można tylko przyklasnąć Ruchowi, że z okazji skorzystał.
Edson, styczeń 2006, Sporting Lizbona – Legia Warszawa
Najlepsza lewa noga ligi w tamtym czasie, a można dyskutować, czy w ciągu dziesięciu następnych lat pojawił się ktokolwiek sprawniejszy w tym temacie Jeden z głównych architektów mistrzostwa Legii, mimo iż w zwycięskim sezonie siłą rzeczy mógł pomagać tylko przez rundę wiosenną. Ale do tryumfu dołożył, nie cegiełkę, a taczkę cegieł, między innymi efektownie i skutecznie nękając bramkarzy z rzutów wolnych. Naprawdę, wtedy część z nich wolała bronić jedenastki, niż czekać na wyrok, w postaci bomby posłanej przez Edsona zza muru ustawionego z obrońców.
Bartosz Bosacki, styczeń 2006, Norymberga – Lech Poznań
Po powrocie ze średnio udanych niemieckich wojaży wrócił do Lecha na długie sześć sezonów. Związek nigdy to nie był łatwy, ale okraszony sukcesami – zarówno tymi indywidualnymi (Bosacki pojechał na Mistrzostwa Świata, strzelił dwa gole), jak i drużynowymi (wygranie ligi w 2010 roku). Mimo że Bosy miewał problemy z kontuzjami, to zawsze jeśli chodzi o defensywę, Lech ostatecznie polegał na nim. Tym bardziej żal, że pożegnano go tak bez klasy. Właściwie, o pożegnaniu nie było tu mowy – skończył ci się kontrakt, to do widzenia. Szkoda.
Paulus Arajuuri, styczeń 2014, Kalmar FF – Lech Poznań
Początek zanotował taki, że jeśli miałby być w zestawieniu najlepszych, to chyba jedynie w kategorii dzielny pacjent. Leczył się, jego powrót ogłaszano wielokrotnie, ale jakoś nigdy nie mógł nadejść – niektórzy wątpili, że on w ogóle istnieje. Ale gdy już się boisku zameldował, zrobił to z klasą, tworząc z Marcinem Kamińskim mur, który rzadko kto umiał sforsować. Jeden z głównych architektów mistrzostwa, dowodzona przez niego defensywa dorównywała kroku tej legijnej, tracąc tyle samo bramek – jednocześnie, najmniej w lidze. Arajuuri okazał się potwierdzeniem, że Lech rynek krajów nordyckich rozpracowany ma naprawdę bardzo porządnie.
Adrian Mierzejewski, styczeń 2009, Wisła Płock – Polonia Warszawa
Jeśli chodzi o pieniądze, to trudno wyobrazić sobie lepszy transfer. Kupiony za nieco ponad 100 tysięcy euro, sprzedany za 50 razy tyle. Ale przecież nie tylko eurocentami Mierzejewski załatwił sobie miejsce w tym rankingu, przez ponad dwa lata był bowiem prawdziwym liderem Czarnych Koszul. Dzięki niemu, kibice mogą wspominać pamiętne lanie spuszczone Legii (3:0 przy Konwiktorskiej), czy też wysokie czwarte miejsca na koniec sezonów 09/10 i 10/11. Sam Mierzej, Warszawę też pewnie wspomina dobrze – pozwoliła mu zostać zauważonym przez Trabzonspor, który później okazał się trampoliną do basenu z pieniędzmi w Arabii Saudyjskiej.
Roger, styczeń 2006, Juventude – Legia Warszawa
Mimo iż przyszedł zimą, to tani nie był – poprzedni klub wciąż miał do niego pełne prawa i Legia musiała wyłożyć około pół miliona euro. Jak się okazało, podobne pieniądze i tak nie odzwierciedlały jego prawdziwych umiejętności, na boiskach naszej ligi po prostu czarował. Potrafił ograć pięciu obrońców w jednej akcji, podać tak, że nikt nie wiedział o co chodzi dopóki napastnik nie zamienił prezentu na bramkę, czy wreszcie samemu celnie kopnąć z dystansu. Grał wyśmienicie, rozkochał w sobie nawet Leo Beenhakkera i dzięki pomocy prezydenta, Brazylijczyk szybko stał się Polakiem. Na Euro 2008, obok Artura Boruca, chyba jako jedyny nie zawiódł.
Kasper Hamalainen, styczeń 2013, Djurgardens IF – Lech Poznań
Zimą przyszedł i zimą odchodzi. Tak właściwie to pełnię możliwości pokazywał tylko o tej porze roku – latem narzekał na alergię i nie był w stanie dawać z siebie wszystkiego. Szkoda, bo być może pomagałby Lechowi w unikaniu europejskich łomotów. Ale gdy już dochodził do zdrowia i formy, był dla Kolejorza niezbędny, w sezonie mistrzowskim opuścił tylko jeden mecz i poznaniacy ten mecz przegrali. W sumie to grał dobrze wszędzie, gdzie mu kazano – jako rozgrywający, w roli napastnika, czy nawet na skrzydle. Zastąpić go będzie bardzo trudno, mówimy w końcu o człowieku, łatającym braki na posterunkach, których często godnie nie potrafili bronić nominalni zawodnicy, jak Formella i Kownacki.
Szymon Pawłowski, styczeń 2007, Mieszko Gniezno – Zagłębie Lubin
Znaleźć takiego piłkarza w mieście, które może kojarzyć się ze wszystkim innym, tylko nie piłką nożną – wielkie osiągnięcie. Pawłowski spędził na Dolnym Śląsku siedem sezonów, nie uciekł nawet gdy Zagłębie spotkała karna degradacja; więcej – na zapleczu Ekstraklasy był głównym architektem powrotu Miedziowych do elity. W pewnym momencie, kiedy podejmowano temat tego klubu, pierwszym i naturalnym skojarzeniem był właśnie on. Nie ma wątpliwości, że spokojnie znalazłby się w 11 wszech czasów Zagłębia. Zimowy strzał w dziesiątkę.
Maor Melikson, styczeń 2011, Hapoel Beer Sheva – Wisła Kraków
Jeden z wynalazków Stana Valcxa, gdy ten korzystając ze swoich kontaktów, zapraszał do Wisły piłkarzy w ilościach hurtowych. Ale w porównaniu do większości nabytków sygnowanych przez Holendra, Melikson okazał się gościem z innej planety. Zresztą, zestawiając go z całą ligą, można było wyciągnąć podobne wnioski. Pierwsze półtorej sezonu, to było show jakiego dawno tu nie widziano, facet robił co chciał, potrafił od własnego pola karnego przebiec z piłką całe boisko i wywalczyć jedenastkę, jak w meczu z Widzewem.
Semir Stilić, styczeń 2014, Gaziantepspor – Wisła Kraków
Jednocześnie transferowy majstersztyk i porażka. To pierwsze, bo mając ogromne problemy finansowe ściągnąć do siebie takiej klasy piłkarza, potrzeba innych kart atutowych – a do takich z pewnością należy zaliczyć Franciszka Smudę, którego rozgrywający bardzo ceni. Porażka natomiast, ponieważ Krakowianie przestraszyli się ryzyka i zaproponowali Bośniakowi krótki kontrakt. A pomocnik szybko zaczął udowadniać, że na warunki Ekstraklasy, piłkarzem jest wybitnym – 16 goli i 17 asyst w półtorej sezonu, to legitymacja więcej, niż dobra. A przede wszystkim uprawniająca do stawiania nowych warunków, których przy Reymonta nie byli w stanie spełnić.
Łukasz Teodorczyk, luty 2013, Polonia Warszawa – Lech Poznań
Swego czasu obiekt kpin ze strony kibiców i ekspertów, ze względu na wrodzoną łatwość do psucia najprostszych sytuacji strzeleckich. Rzeczywiście, pierwsze pół roku miał tragiczne – zdobył ledwie jedną bramkę – ale już sezon 13/14 był świetny, okraszony 20 golami. Łukasz do końca liczył się walce o tytuł króla strzelców, ostatecznie ustępując Marcinowi Robakowi ledwie o dwa trafienia. Pozwolił też Lechowi zarobić, cztery miliony euro wydane przez Dynamo Kijów, to blisko 40-krotność tego, co Kolejorz zapłacił Polonii Warszawa. Żałować takiego zimowego transferu nikt więc nie ma prawa.
Rezerwowi
Jasmin Burić, styczeń 2009, Celik Zenica – Lech Poznań
Po tylu latach, już nie Jasmin a Jasiu. Z Polską bardzo się zżył, skończył tu studia, od dawna stara się o nasze obywatelstwo – na jego nieszczęście nie jest pomocnikiem z Brazylii, więc musi swoje odczekać w normalnej kolejce. Na boisku oszczędny w ruchach, ale skuteczny, skoro w tak przeciętnym sezonie dla Lecha, już siedem razy notował czyste konto. Przychodził jako młody talent, na którym Kolejorz miał zarobić. Ale podobnie jak kiedyś Radović w Legii, został na dłużej. Chyba żadna ze stron nie żałuje.
Tomasz Brzyski, styczeń 2013, Polonia Warszawa – Legia Warszawa
Dziś mocno krytykowany przez kibiców Legii, że gubi się w obronie, że nie daje w ofensywie tyle co wcześniej – ogólnie, obniżył loty. Ale poprzednie lata swoje mówią: sprowadzony za darmo, a po jego podaniach, w ostatnich dwóch sezonach, Legia zdobyła 24 bramki. .
Gerson, luty 2014, SV Kapfenberg – Lechia Gdańsk
Gdy kibice Lechii zaglądali w jego CV, chwilę po tym jak ogłaszano transfer, nie po raz pierwszy w ostatnim czasie mogli złapać się za głowy. Chłopak miał ledwo 23 lata, a klub z Gdańska okazywał się być jego ósmym w karierze – jak łatwo się domyślić, nigdzie nie spędził dłużej niż rok. Podobnie jednak co w przypadku Ajaruuriego, obawy okazały się przesadzone, Gerson na boisku jest obrońcą bardzo solidnym, a Lechia bez niego w składzie w tyłach przyprawia fanów o gęsią skórkę. Odpuściliśmy Kadara i postawiliśmy na Gersona – powiedział rok temu Adam Mandziara. Tym razem był to słuszny krok, szkoda, że na podobne w Gdańsku decydują się tak rzadko.
Kamil Sylwestrzak, styczeń 2013, Chojniczanka Chojnice – Korona Kielce
Najmniej medialny piłkarz w całym zestawieniu, co nie znaczy, że musi mieć jakiekolwiek kompleksy. Zresztą nawet wiadomo, że ich nie ma. W niedawnej rozmowie z nami mówił, że wcale nie czuje się słabszy od innych lewych obrońców, od Sadloka czy Wawrzyniaka. Argumenty ma, szczególnie te w ofensywie, brał udział w 32 % golach strzelonych przez Koronę. Wady? Sylwestrzak znów wykazuje się dużą świadomością: “W dalszym ciągu gra w defensywie. Sporo rzeczy poprawiłem, ale mankamenty wciąż są. Pracuję nad tym.” Jeśli wcieli te słowa w życie, przeprowadzka do Poznania czy Warszawy, będzie bardziej niż prawdopodobna.
***
Podsumowując, z zimowych hitów transferowych wyłania się taki zespół: Putnocky-Edson-Arajuuri-Bosacki-Hamalainen-Roger-Melikson-Stilić-Mierzejewski-Pawłowski-Teodorczyk. Na ławce usiedli Burić, Gerson, Brzyski, Sylwestrzak, Hamalainen.
Drużyna, przyznajmy, osobowościowo bardzo mocna. Dobra, być może trochę zbyt ofensywna, w drugiej linii nie ma w końcu żadnego defensywnego pomocnika – ale skoro za oknem panuje taki mróz, to zawsze lepiej rozgrzewać się oglądając bramki, które ta ekipa z pewnością by gwarantowała. A polskim zespołom wypada życzyć, by i w tym oknie sprowadzali podobnej klasy zawodników – tak by jedenastkę skompletowana z nich za dziesięć lat, była równie mocna co ta wyżej.
Paweł Paczul