Dwanaście miesięcy minęło w zasadzie jak z bicza strzelił, a wraz z ich upływem kończy się pierwsza edycja cyklu o mówiącym wszystko tytule „Piłkarz miesiąca”. Ależ te dzieci rosną! Ależ ten czas leci. Jeszcze niedawno zastanawialiśmy się, co zrobić z gwiazdami Bundesligi, dla których styczeń oznaczał ledwie jeden meczyk, lipcową wycieczkę po egzotycznych rozgrywkach pamiętamy, jakby miała miejsce wczoraj, a dziś już trzeba podsumowywać całość zmagań. Oczywiście nie oznacza to, że gasimy światła. Wręcz przeciwnie – za chwilę zerujemy licznik i bogatsi o cenne doświadczenia z tego roku, ruszamy z kolejną edycją.
Z tym większym entuzjazmem, że przy pierwszej edycji bawiliśmy się przednio. Może przypomnijmy zasady. Przez 30 dni ruszamy na obserwację wszystkich rozgrywek, które warte są uwagi, wypełniamy nasze kajety i porównujemy swoje spostrzeżenia, a po tym czasie składamy przed wami wyczerpujący raport, w którym wyjaśniamy kto, gdzie, ile razy i dlaczego. Forma – ranking dwudziestu najlepszych piłkarzy tego okresu. Poszczególnym miejscom przypisane są punkty – 40 za pierwsze miejsce, 38 za drugie i tak dalej, aż do wyczerpania zapasów. Miesiąc po miesiącu sumujemy punkty i voilà – poznajemy nazwisko największego kozaka na przestrzeni całego roku. Nie kilku miesięcy, nie wielkiego turnieju, na którym akurat mu niesamowicie żarło, nie okresu, w którym akurat przygotowywane są wszelkiego rodzaju zestawienia, ale tego, który systematycznie przypominał nam, że futbol to piękna gra. Tak naszym zdaniem jest sprawiedliwie, bo zatrzaskujemy drzwi wyżej wymienionym typom.
Oczywiście taka a nie inna forma – ocenianie graczy miesiąc po miesiącu, a nie np. tydzień po tygodniu czy wybór TOP20, a nie np. TOP50 – powoduje, że nieco pokrzywdzeni są gracze, którzy prezentują świetny i równy poziom, ale brakuje im spektakularności, ale umówmy się – takich piłkarzy i tak nie rozpatrujemy w kontekście przyznawania najwyższych laurów. Zresztą, założenia te tłumaczyliśmy niemal za każdym razem, gdy publikowaliśmy ranking, zdążyliście się już z nimi zapoznać.
Tak więc nie przedłużamy, jedziemy z podsumowaniem. Na początek kilka ciekawostek natury ogólnej:
– w dwunastu notowaniach wyróżniliśmy łącznie 149 piłkarzy,
– którzy reprezentowali barwy 67 klubów z 20 lig,
– wśród nich najwięcej było zawodników FC Barcelony (10), w dalszej kolejności Juventus i PSG (po 8),
– w zestawieniach pojawiło się dwóch Polaków: Kamil Glik (luty) i Robert Lewandowski (kwiecień, sierpień, wrzesień, październik),
– znalazło się też miejsce dla przedstawiciela Ekstraklasy, w lipcu na 15. miejscu wylądował Nemanja Nikolić,
– na podobnej zasadzie, przez biedę wynikającą z przerwy w poważniejszych rozgrywkach, do rankingu wskoczyli tacy gracze jak: Kemar Lawrence, Ola Kamara, Giovanni Augusto, Matej Jelić i Henok Goitom,
– najczęściej wyróżniany piłkarz pojawił się w 9 na 12 zestawień, miejsce w ścisłym topie gwarantowała natomiast tylko 50% skuteczność
A taką poszczycić się może jedynie czwórka piłkarzy. Poznajcie nazwiska ich, a także całej grupy pościgowej, aż do miejsca 50.
Kwestia pierwszego miejsca oczywista. Leo Messi przez pierwsze pół roku wypracował sobie taką przewagę (zdobył 112 na 120 możliwych punktów), że nawet wczasy, kontuzja i słabsza niż wcześniejsze miesiące końcówka roku, nie były w stanie nic tu zmienić. Zresztą w tej kwestii szeroko rozumiany świat futbolu jest w miarę zgodny, za moment Argentyńczyk odbierze piątą Złotą Piłkę. Jeśli znajdziecie plebiscyt, w którym zwycięzcą będzie ktoś inny – po prostu radzimy zaprzestać dalszego śledzenia poczynań organizatorów.
Drugie miejsce jest zaskoczeniem, nie tylko dlatego, że Luisa Suareza próżno szukać wśród trójki finalistów ZP. Urugwajczyk to największy wygrany formuły rankingu, w którym docenia się systematyczność. Podczas gdy jego najważniejsi przeciwnicy wychodzili z założenia „wszystko albo nic” i częściej zgarniali dużą pulę, on potrafił też ciułać punkciki. Trzy razy wylądował w drugiej dziesiątce zestawienia – co Ronaldo (poza tym kosił drugie miejsca) zdarzyło się raz, a Neymarowi i Muellerowi w ogóle nie – co przełożyło się na tak fenomenalny wynik. Regularna bestia, gratulujemy!
Nie da się ukryć, że w każdym innym systemie oceny zawodników – szanse na powstanie takiej dziesiątki byłby minimalne. Lewandowski wyżej, Ibrahimović niżej, Aubameyang też i to pewnie zdecydowanie, no a Costa!? Przecież to ledwie trzy świetne miesiące! Według przyjętych zasad – wystarczyło. Nie wspominamy o tym po to, by oceniać, że ten czy tamten sposób tworzenia zestawienia jest lepszy/gorszy. Odwrotnie – warto docenić pluralizm.
Jeden jedyny miesiąc jak z bajki wystarczył, by dofrunąć do 42. miejsca. Pamiętajcie, co w lutym wyczyniał Bas Dost? Co kopnął piłkę, to ta wpadała do bramki, wykręcił kosmiczny bilans. Szybko mu przeszło (później był ze dwa razy brany pod uwagę, ale nie udało się wskoczyć do punktowanej dwudziestki), ale nikt mu nie zabierze tego, co wyczyniał na początku roku. W TOP50 jest też kilka „dzieci” kontynentalnych mistrzostw: Copa America (Aranguiz, Guerrero) i Gold Cup (Guardado, Dempsey). Tak jak już wspomnieliśmy – genialne duże turnieje są ważnym kryterium, ale nie powinny zamazywać całkowitego obrazy. Akurat w tym roku mieliśmy imprezy mniej prestiżowe niż mundial czy Euro, stąd wywindowanie tych nazwisk może budzić protesty, ale nie dajmy się zwariować – to też nie byle jakie granie.
Cóż… koń jaki jest, każdy widzi. Nie będziemy więc omawiać każdego nazwiska. Jeśli chcecie odświeżyć sobie pamięć, zapraszamy pod TEN LINK, znajdziecie tam wszystkie 12 rankingów i zapewne odpowiedzi na wszystkie nurtujące was pytania.
Zostawiamy was z NAJLEPSZYM PIŁKARZEM POPRZEDNIEGO ROKU. No i widzimy się na początku lutego.
MATEUSZ ROKUSZEWSKI