Reklama

Opuszczeni, ogołoceni, bezradni – co się stało z Dnipro?

redakcja

Autor:redakcja

08 stycznia 2016, 13:44 • 4 min czytania 0 komentarzy

Gdy w warszawskim finale Ligi Europy stworzyli spektakularne widowisko wraz z Sevillą, cały kontynent zachwycił się drużyną z Dniepropietrowska. Wydawało się, że Ukraińcy są wielkimi wygranymi. Nigdy wcześniej nie osiągnęli przecież takiego sukcesu na arenie międzynarodowej. Zaledwie kilka miesięcy później to samo Dnipro jest rozbite na kawałki i zamiast próbować zdetronizować duopol Dynamo i Szachtara na Ukrainie, przeżywa powolny rozkład.

Opuszczeni, ogołoceni, bezradni – co się stało z Dnipro?

W tej chwili Dnipro zajmuje czwartą pozycję w ligowej tabeli, z 15 punktami straty do prowadzącej dwójki. Perspektywa gry w Lidze Mistrzów, która w poprzednim sezonie była o krok, jest już w zasadzie nierealna. W Dniepropietrowsku mają co prawda niemal trzy miesiące na zmiany przed rundą wiosenną, ale tych kompletnie nic nie zapowiada.

Za upadek, jakiego jesteśmy świadkami, kibice Dnipro oskarżają przede wszystkim właściciela klubu Igora Kołomojskiego. Jeden z najbogatszych ludzi na Ukrainie stracił sporą część swojego majątku ze względu na sytuację polityczno-ekonomiczną kraju i konflikt z prezydentem Petro Poroszenko. Zdolność kredytowa jego PrivatBanku została mocno obniżona, przez co bank, a wraz z nim wszystkie inne inwestycje Kołomojskiego stanęły na granicy upadku. Oligarcha zdążył już pozbyć się należących do niego zespołów koszykówki, natomiast w temacie Dnipro nie wypowiadał się w mediach od miesięcy.

Co zrozumiałe, Kołomojski przykręcił też kurek z pieniędzmi na nowych graczy. Wobec odejścia latem trzech filarów zespołu – Jewhena Konoplanki, Nikoli Kalinicia i Jaby Kankavy, była to zapowiedź murowanych problemów, przed jakimi stanie trener Myron Markiewicz.

Już w sierpniu, po porażce z Dynamem złożył wypowiedzenie na ręce właściciela. Nie zostało ono przyjęte, więc Markiewicz musiał zostać. Gdyby zdecydował się sam zerwać umowę, musiałby zapłacić około miliona dolarów odszkodowania. Szkoleniowiec przyjął więc strategię krytykowania wszystkiego i wszystkich dookoła, byle tylko jak najgłośniej wyrażać swoje niezadowolenie. Prawdziwy wybuch miał miejsce w listopadzie, na konferencji prasowej po bezbramkowym remisie z Czornomorcem.

Reklama

– Najlepsi zawodnicy odeszli, a nowi nie są na odpowiednim poziomie. To oczywiste, trzeba przestać zakłamywać rzeczywistość i mówić, że tak nie jest. Musimy odpowiedzieć sobie na pytanie: czy takie Dnipro chcemy oglądać? Jeśli tak, to w porządku, ale jeżeli mamy być traktowani poważnie, to trzeba poważniej podejść do wszystkich kwestii dookoła klubu.

To zresztą nie pierwsza taka sytuacja, gdy okręt dowodzony przez Markiewicza nagle uderza w górę lodową i zaczyna tonąć. Ukrainiec z polskimi korzeniami wcześniej przez długich dziewięć lat prowadził Metalista Charków, z którym doszedł nawet do ćwierćfinału Ligi Europy. Stworzył w Charkowie pięknie grającą ekipę, której udało się zająć drugie miejsce w lidze, przełamując dominację ukraińskiego duopolu. I wtedy wszystko się posypało – Metalist został wyrzucony z eliminacji Ligi Mistrzów za korupcję, właściciel Serhij Kurczenko uciekł przy pierwszej okazji, a klub stoczył się w przeciętność.

Deja vu, jakie z pewnością przeżywa Markiewicz, dopełnia perspektywa wykluczenia Dnipro z europejskich pucharów w przyszłym sezonie. UEFA wydała już nawet komunikat, że jeżeli do końca stycznia długi sięgające niemal dwóch milionów euro nie zostaną spłacone, klub z Dniepropietrowska może zapomnieć o rywalizacji w rozgrywkach spod jej znaku.

Na domiar złego, w takiej sytuacji może dojść do dalszej wyprzedaży kluczowych zawodników. Już teraz najbardziej wartościowi gracze – bramkarz Denis Boyko i stoper Douglas są kuszeni przez kluby angielskie, rosyjskie i tureckie, a ściągnięci latem Nigeryjczyk Michael Babatunde i Brazylijczyk Danilo zdążyli już rozwiązać kontrakty. Choć akurat za nimi nikt w Dniepropietrowsku płakać nie będzie, bo kompletnie nie spełnili stawianych przed nimi oczekiwań.

Cierpliwość już dawno skończyła się kibicom, którzy wystosowali do właściciela, trenera Markiewicza, dyrektora generalnego Andrieja Stetsenki i zawodników list otwarty, w którym krytykują brak konkretnych działań, a także postawę trenera, którego publiczne osądy nie wpływają dobrze na morale zespołu. Czytamy w nim między innymi, że “są zmęczeni słuchaniem pustych obietnic, niekończących się tłumaczeń i ciągłego przekonywania, że jest lepiej niż widać.”

O tym, jaka przyszłość czeka Dnipro, bardzo enigmatycznie wypowiada się Stetsenko: – Dnipro było, jest i będzie. Pan Kołomojski nie porzuci zespołu, choć nie będzie go już tak obficie finansował.

Reklama

Wygląda więc na to, że romantyczna historia z poprzedniego sezonu o drużynie dającej promyk radości brutalnie doświadczanemu w ostatnich latach narodowi ukraińskiemu, nie doczeka się równie udanego sequela. Póki co zapowiada się raczej marny, niskobudżetowy gniot.

SZYMON PODSTUFKA

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...