Belgijski czarodziej, który cierpi obecnie na deficyty tajemnej mocy. Geniusz, który chwilowo oddał pole innym tęgim łbom, a sam stał się… półgłówkiem. Eden Hazard. Dziś stuka mu ćwierć wieku, ale możemy się domyśleć, że to nie są jego najlepsze urodziny w życiu. Rok czy dwa lata temu świętował pewnie w o wiele lepszym humorze.
Obecnie Belg jest na etapie przypominania sobie, o co w futbolu w ogóle chodzi. W tym sezonie jego drużyna przyjęła już tyle batów, co w kilku poprzednich razem wziętych. Sam pomaga jej niewiele – zero goli, tylko trzy asysty. Bilans, trzeba przyznać, dość marny. Liczby, przez które angielska prasa nie daje mu żyć. Dziennikarze wytykają mu, że nie trafił do siatki od trzydziestu meczów, wyliczają mu passę 2289 minut na boisku bez gola, a jeszcze niedawno ciągnął za uszy tę drużynę, był jej motorem napędowym. Wystarczy przypomnieć fakt, że w poprzednim sezonie Premier League został wybrany najlepszym piłkarzem rozgrywek. Po najlepszym sezonie w życiu przyszedł najgorszy. No cóż, zdarza się.
Nikt nie ma wątpliwości – to geniusz. Będący ostatnio w ogromnym dołku, ale jednak geniusz. Belgijski magik. Mocna konkurencja dla Copperfielda. Wchodząc z nim w pojedynek ryzykujesz, że oszaleje ci błędnik. To powolne holowanie piłki i nagłe przyspieszenie. Stop, znów przyspieszenie, kolejny stop i tak jeszcze parę razy. Ci bardziej śmiali ustawiali go jeszcze niedawno w jednym rzędzie z Leo Messim. Ci mniej – wcale nie tak daleko jego pleców.
Człowiek, którego kariera przebiega(ła?) modelowo. W tekście o jego historii (TUTAJ) czytamy, że kiedy inne dzieci miały problem z dziesięciokrotnym podbiciem piłki, on z palcem w nosie wykonywał pięćset powtórzeń. Rodzice długo nie chcieli go puścić do większego klubu, mimo że przedstawiciele dużych firm wręcz się o niego zabijali. Doskonale wiedzieli, jak poprowadzić chłopaka – ojciec piłkarz, matka piłkarka, trójka synów – a jakże – to też piłkarze. Ciekawe, o czym w domu państwa Hazardów rozmawia się przy świątecznym stole…
Wszystkiego dobrego, Eden. Obyś jak najszybciej po raz kolejny zabrał nas do raju.