Meteoryt. Obejmując trenerskie stery w Gdańsku jeszcze nie wiedział, że przystępuje do gry w rosyjską ruletkę. Włodarze naładowali rewolwer, przystawili mu do skroni i z trzęsącą ręką obserwowali poczynania drużyny. Sukcesy jak to w Lechii – miały nadejść tu i teraz. Najlepiej spektakularne i efektowe. Mecz pierwszy, drugi, trzeci… Aż wreszcie nadeszła kolejka dziewiąta – porażka z Pogonią. Pistolet wreszcie wypalił, a szkoleniowcowi nie pozostało nic innego jak spakować walizkę. Na Wybrzeżu karuzela zakręciła się jeszcze szybciej, a kibice prędko zapomnieli o niedoszłym cudotwórcy. Sam Quim Machado, zapewne zdezorientowany impulsywnością pracodawców, wrócił więc do Portugalii i… tam szaleje.
O trenerskim dorobku Quima w Gdańsku trudno wypowiadać się wyłącznie pejoratywnie. Lechistów poprowadził w 9 spotkaniach w których zanotował po 3 zwycięstwa, porażki i remisy. Tak naprawdę nie dostał nawet szansy, by zaaplikować swoją wizję gry, przetestować różne schematy i spróbować wyciągnąć jakiekolwiek wnioski. Ale wyleciał.
Wyniki Lechii Quima Machado
Nieudana przygoda z przeciętnym polskim klubem w CV chwały nie przyniosła, więc Machado wrócił do ojczyzny i poszukał pracy na zapleczu portugalskiej ekstraklasy. Dostał ją w Tondeli. Sam klub bez bogatszej historii, gwiazd, usytuowany wówczas na 11. miejscu, bez presji. Początkowo Machado żonglował ustawieniami, wymieniał zawodników, aż w końcu maszyna zatrybiła i zaliczył imponującą serię 10 meczów bez porażki, w których zgromadził 22 punkty. Dla porównania – Lechia zdobyła ich w tym okresie aż o 12 mniej. Machado tak się z nowym klubem rozpędził, że z każdym kolejnym weekendem zaskakiwał coraz bardziej. Tondela prezentowała się ofensywnie, efektownie, tłukła kolejnych rywali, aż wdarła się na pierwsze miejsce w tabeli i wywalczyła awans do Liga NOS.
Progres Tondeli od kiedy trenerem został Quim (oznaczone żółtą kreską)
Błyskawicznie skoczyły też notowania Machado na trenerskim rynku. Najważniejszy telefon? Vitoria Setubal. Ledwie jedenaste miejsce w lidze, jeden z najmniejszych budżetów, ale mimo wszystko renoma nieporównywalnie większa. Na Estádio do Bonfim Quim zastał całkiem przeciętny potencjał ludzki. Kilku graczy z drugiej ligi, wielu młodych zawodników wyciągniętnych z klubowej szkółki. Choć zarządu nie udało się wydoić nawet na złamanego centa pod kątem letnich wzmocnień, to Portugalczyk pozyskał kilku zawodników. Ze swojego byłego klubu sprowadził pomocnika Pacheco, precyzyjnie zrewidował też rynki rumuńskie i brazylijskie. I tak oto skompletował grupę ludzi, która przede wszystkim miała docelowo utrzymać się w lidze. Efekt? Piąte miejsce po dwóch miesiącach utrzymane zresztą do dziś. Przed Vitorią są się już tylko największe firmy portugalskie – od Porto aż po Bragę.
Pod skrzydłami Machado na gwiazdy wyrastają kolejni zawodnicy. Napastnik Hyun-Jun Suk już na początku stycznia ma na swoim koncie o trzy bramki więcej niż w całych poprzednich rozgrywkach. Koreańczyk to zresztą największa znakomitość w zespole z Setubal i nic dziwnego, że zainteresowanie nim przejawiają czołowe kluby. Sam Machado liczy się, że chłopak już zimą może odejść do Porto lub Sportingu.
W pierwszej jedenastce zespołu gości zaledwie jeden gracz, który przekroczył trzydziestkę. Reszta to głównie zawodnicy, którzy nawet nie są na półmetku swojej kariery. Duet stoperów tworzą 22-letni kapitan Venancio i 21-latek Semedo. Nie inaczej jest w środku pola czy na skrzydłach – tam również szaleje młodzież. Machado nie boi się szukać nowych rozwiązań. Grającego dotąd na szpicy Andre Claro przesunął na przykład ciut niżej by ten był jak najczęściej pod grą. Efekt? 15 meczów, 7 bramek i 2 asysty. Dla porównania – w poprzednim sezonie Claro trafił do siatki tylko raz… Innowacje to zresztą drugie imię Quima. No bo kto gra w dzisiejszych czasach diamentem w środku pola?
Dziś wieczorem dla Vitorii prawdziwy egzamin dojrzałości. Na Estádio do Bonfim przyjeżdża liderujący stawce Sporting Lizbona, który goryczy porażki w tym sezonie zaznał tylko raz. Zadanie będzie utrudnione o tyle, że skład gospodarzy jest nieco przetrzebiony kontuzjami. Za pewnik uznać można jednak, że nawet mimo osłabień, Machado nie postanowi schować drużyny za podwójną gardą i oczekiwać kontrataków. – Jestem z Portugalii i uczono mnie tego od najmłodszych lat. Piłka nożna to atakowanie, kombinacyjne akcje, strzelanie pięknych goli. Nie rozumiem taktyki opierającej się na przyglądaniu jak rywal wymienia podania i ewentualnym kontrataku. Co to za przyjemność gdy piłkę dotyka się kilka razy w ciągu 90 minut. Tego samego uczę moich zawodników – streścił swoją filozofię.
Tak od momentu rozstania punktują Lechia oraz Machado
Zaskakujące? Dla niektórych pewnie nawet szokujące. Facet, który w Polsce uchodził za trenerski szrot ściągnięty po znajomości i pogoniony przy pierwszej okazji okazał się gościem z wizją, pomysłem i – przede wszystkim – efektem. I to wszystko w dużo poważniejszej lidze. Aż chciałoby się powiedzieć – to takie typowo gdańskie. Selekcja piłkarzy na takim poziomie jak selekcja szkoleniowców. A panu Machado chyba warto się dalej przyglądać…
MARCIN BORZĘCKI
Fot. FotoPyK