„Zapomnijcie o Stambule. Wygrać w Stoke bez straty gola grając z Lucasem i Kolo Toure na stoperze: oto prawdziwy wyczyn” – po cichu, z dala od fleszy, Klopp zapisał dziś tak historyczną dla „The Reds” kartę. Faktycznie wypuścił w bój na trudnym terenie ten osobliwy duet, który dla wielu kibiców byłby zwiastunem klęski nawet przed meczem z reprezentacją powiatu ciechanowskiego, ale jednak stał się cud – obaj panowie, a szczególnie Kolo, zagrali znakomite zawody. Zwycięstwo okupione zostało jednak kolejnymi kontuzjami, tym razem Coutinho i Lovrena, dlatego wątpliwe by Klopp po powrocie do domu otwierał szampana.
Lubimy takie ciekawostki: w tym sezonie Liverpool nie przegrał ŻADNEGO MECZU, w którym zagrał Toure. Mistrzostwo jest możliwe panie Klopp, trzeba tylko dać Kolo pokazać klasę.
Wiadomo, że Puchar Ligi to angielski odpowiednik pucharu pasztetowej, ale jednak mówimy o półfinałach, a zwycięstwo w rozgrywkach premiowane jest przepustką do Europy. Dlatego też i dziś nie było przeglądu rezerw, nie pojawiali się na murawie zawodnicy, których nawet najwierniejsi kibice drugiej drużyny nigdy nie widzieli, a mocne bandy. Na pewno Klopp ma chrapkę na to trofeum, zgarnąć coś w pierwszym sezonie – a tego jest najbliżej – byłoby znakomitym otwarciem rozdziału na Anfield.
Czy dzisiaj Jurgen mógł mieć zastrzeżenia do swojej drużyny? Jeśli tak, to niewielkie. Przyjechali do Stoke, które ma raptem jeden punkt mniej od The Reds w tabeli Premier League. Stoke, które gdyby stworzyć tabelkę za dziesięć ostatnich meczów, byłoby czwarte, a więc jest to zespół w całkiem przyzwoitej formie. W tym kontekście Liverpool musi szanować skromne, ale znacznie przybliżające do awansu 1:0. Wyrwane po mądrej grze – bez huraganowych ataków, z uważną, często ofiarną grą w obronie, ale też sprytnymi kontrami. Stoke może mogło liczyć na więcej, ale aby tak się stało skuteczniejszy musiałby być Walters.
Błyskiem meczu zdecydowanie asysta Allena przy golu Ibe’a. Jeśli śmieszy was nazywanie chłopa „walijskim Pirlo” to… pewnie macie rację, ale oddajmy Walijczykowi, że wzorowanie się na genialnym Włochu nie pozostaje tylko w kwestii stylówki brody – podać czasem też potrafi, że palce lizać.
No chyba, że tym razem chciał strzelać, a piłka mu zeszła. Oto pytanie dnia.
Zwycięstwo zwycięstwem, ale plaga kontuzji, która uderzyła „The Reds”, zbiera straszne żniwo. Przecież teraz właściwie jedynym dostępnym stoperem jest Kolo, a i jego w końcówce meczu dopadł uraz. Liverpool z kontuzjowanych graczy mógłby ułożyć właściwie całkiem niezłą jedenastkę. Interesujące – w myśl chińskiego przysłowia „obyś żył w ciekawych czasach” – tygodnie przed Kloppem, jak będzie łatał choćby defensywę – tego nie wie nikt.