Odchodząc z Dortmundu, Jakub Błaszczykowski nastawiał się na grę w podstawowym składzie Fiorentiny i odbudowanie formy przed Euro 2016. Patrząc na kadrę Violi po zamknięciu letniego okienka transferowego, Kuba mógł uśmiechnąć się sam do siebie. Jedyny zawodnik aspirujący do gry na jego pozycji był gościem z nieco ponad 200 minutami na boiskach Serie A.
Wydawało się, że nasz skrzydłowy jest znów na dobrym torze. Uznany za najlepszy letni transfer według La Gazzetta dello Sport, powrót do kadry i symboliczna sytuacja z karnym, która pokazała, że Błaszczykowski nie tylko jest częścią podstawowej jedenastki – jest też częścią drużyny. Niestety wszystko szło świetnie tylko do 12. minuty towarzyskiego meczu z Islandią, gdy mięsień dwugłowy uda nie wytrzymał obciążenia.
Gdzie traci jeden, w futbolu zwykle wygrywa drugi. Nie inaczej było w tym przypadku. Federico Bernardeschi bynajmniej nie chciał być tylko zastępcą, by po powrocie Polaka do składu grzecznie mu ustąpić. Włoch to jedna z największych nadziei wśród ofensywnych graczy na Półwyspie Apenińskim, wymieniany jednym tchem obok Domenico Berardiego. Wszechstronny, ale jednak najlepiej czujący się właśnie jako prawoskrzydłowy. W tym sezonie zbierający bardzo wysokie noty, mający na swoim koncie 3 bramki i 4 asysty w 20 spotkaniach. Swoją szansę wykorzystał lepiej niż dobrze.
Na niekorzyść Błaszczykowskiego przemawia także fakt, że na Bernardeschim można zarobić – z racji jego wieku i prezentowanego potencjału – całkiem sporo, podczas gdy Polak jako piłkarz po trzydziestce raczej nie niesie perspektywy dużego transferu. No i nie on może w niedalekiej przyszłości stanowić o sile reprezentacji Italii, a to prędzej czy później będą w kontekście rywala Kuby mocno artykułować Paulo Sousie włoskie media.
Teraz reprezentantowi Polski przybywa kolejny konkurent, bo z Marsylii do Florencji o krok jest Lucas Ocampos. Z jednej strony – 21-latek od jakiegoś już czasu noszący łatkę wielkiego talentu. Chłopak, za którego Monaco i Marsylia przed dwudziestymi urodzinami zapłaciły już łącznie ponad 20 milionów euro i który momentami potrafi wprawić w osłupienie swoją bajeczną techniką. Z drugiej – drażniąco nieefektywny jak na zawodnika ofensywnego. Argentyńczyk rozegrał w tym sezonie tylko jeden mecz w pełnym wymiarze czasowym, strzelił jedną bramkę i przy jednej asystował. Dla porównania – jego główny rywal do miejsca w składzie l’OM, Romain Alessandrini uzbierał 5 bramek i 2 asysty, mimo że na boisku przebywał niecałe 200 minut więcej i od jakiegoś czasu zmaga się z urazem.
Jedyna bramka Ocamposa w tym sezonie. Delikatnie rzecz ujmując – nie ma się czego wstydzić.
Do Fiorentiny Ocampos trafia nie jako pewniak do gry, ale jako chłopak na zakręcie, któremu zmiana otoczenia ma wyjść na dobre. Ekspert Sky Sports Malu Mpasinkatu w rozmowie z Viola News nie ukrywa, że jego zdaniem Argentyńczyk od dłuższego czasu nie potwierdza ogromnego potencjału i dziwi się, że klub z Toskanii ostatecznie z obserwowanej dwójki El Shaarawy – Ocampos wybrał właśnie tego drugiego. Ale twierdzi też, że Florencja to idealne miejsce, by kariera Argentyńczyka wkroczyła wreszcie na właściwe tory.
Co by nie mówić – pozycja prawego wahadłowego pomocnika w systemie preferowanym przez Paulo Sousę stała się w pół roku jedną z najmocniej obsadzonych w całym zespole.
Licznik Kuby przed kontuzją stanął na 1880 minutach we wszystkich rozgrywkach. Nie, nie tylko w tym sezonie. Przez ostatnich 18 miesięcy. Wygląda na to, że żeby przed mistrzostwami Europy znów porządnie go rozpędzić, będzie Błaszczykowskiemu dużo trudniej, niż w momencie gdy doznawał urazu. A czas ucieka.