Nie ma nic bardziej hejtogennego w pisaniu o piłce niż coroczne rankingi. Kiedy tylko odważysz się zestawić ze sobą najlepszych polskich piłkarzy, zawodników Ekstraklasy, obcokrajowców czy tak naprawdę kogokolwiek innego, musisz się liczyć z zalewem inwektyw, wyzwisk czy – oby było ich jak najwięcej – merytorycznych dyskusji. Nie inaczej było przy rankingu Polaków pozycja po pozycji. Pod każdym tekstem regularnie pojawiały się dziesiątki komentarzy, z czego większość była naprawdę rzetelna i konkretna. Jako że cykl został wczoraj zamknięty – postanowiliśmy się do części z nich odnieść.
Pierwsza i dość oczywista uwaga – jak jedenastka polskich piłkarzy może wyglądać właśnie tak? Jak można było w niej upchnąć Cetnarskiego, którego Nawałka od początku ma w głębokim poważaniu? Czy reprezentacja może kiedykolwiek zagrać w takim składzie? Ano – jak podejrzewamy – nie może, ale na tym też polega rola selekcjonera – dostrzec coś, czego nikt w zawodniku nie widzi (Mączyński) lub zaobserwować coś, co nie pozwoli temu zawodnikowi błysnąć w kadrze. Być może tak właśnie jest z Cetnarskim, ale póki co to zwykłe gdybanie. Fakty są takie, że żaden z polskich ofensywnych pomocników nie zaliczył lepszego roku 2015 niż „Cetnar”. I jeżeli ktoś – obok Nikolicia – wyrósł na najlepszego piłkarza ligi, to jak najbardziej ma prawo dostać klasę B, czyli reprezentacyjną. Często o to pytaliście, ale my tę klasę zarezerwowaliśmy dla tych, którzy naszym zdaniem zdecydowanie przerastali Ekstraklasę.
Jak to wygląda w podsumowaniu?
A – Fabiański, Szczęsny, Piszczek, Glik, Krychowiak, Lewandowski, Milik.
B – Boruc, Gikiewicz, Pazdan, Cetnarski, Zieliński, Grosicki, Rybus.
C – Tytoń, Skorupski, Drągowski, Olkowski, Jędrzejczyk, Kędziora, Wawrzyniak, Sadlok, Szukała, Fojut, Jodłowiec, Linetty, Mączyński, Murawski, Dąbrowski, Murawski, Kapustka, Mierzejewski, Pawłowski, Błaszczykowski.
D – Cierzniak, Kieszek, Szmatuła, Wojtkowiak, Broź, Burliga, Konczkowski, Wójcicki, Golański, Brzyski, Sylwestrzak, Marciniak, Lewandowski, Jaroszyński, Mójta, Golla, Wasilewski, Kamiński, Janicki, Lewczuk, Głowacki, Trałka, Gol, Matras, Gajos, Lipski, Madej, Budziński, Jankowski, Mila, Bonin, Kucharczyk, Kupisz, Wszołek, Frączczak, Makuszewski, Teodorczyk, Sobiech, Stępiński, Brożek, Zwoliński, Wilczek, Tuszyński.
E – Kosznik, Tomasik, Grzelczak.
Kluczowa sprawa – o czym wielu z was zapomina – liczymy wyłącznie rok 2015. Nie mamy wątpliwości, że Błaszczykowski w optymalnej formie to klasa nawet A, nie C, ale ten rok z powodów zdrowotnych Kubie nie wyszedł. Podobnie zapewne jest z Mierzejewskim – gdyby występował w poważniejszych rozgrywkach, zasłużyłby pewnie na wyższą klasę. Z kolei Wszołek, Sobiech czy Wasilewski grają w najsilniejszych ligach na świecie, tyle że… na ogół nie grają. Cała trójka – pewnie sami zainteresowani to przyznają – zmarnowała ten rok. W raju, bo w raju, ale zmarnowała. Teodorczykowi z kolei zabrakło zdrowia.
Klasę reprezentacyjną daliśmy więc koniec końców jedynie dwóm ekstraklasowcom – wspomnianemu Cetnarskiemu oraz Pazdanowi. Zapytacie: „ale przecież Legia gra piach, więc jak można było komuś stamtąd dać B?!”. Ano można było, bo akurat Michał został zweryfikowany na poziomie reprezentacyjnym i ten egzamin zdał. Błędy oczywiście się zdarzały – jak kung fu z Irlandią – ale chyba każdy widzi, że w końcu Glik doczekał się poważnego partnera w dłuższej perspektywie. Dlaczego więc Mączyński dostał jedynie „C”? Z prostej przyczyny – jesienią Krzysiek w Wiśle zawodził, a Pazdan w Legii nie. On utrzymał stabilną, porządną formę przez cały kalendarzowy rok. I w Jagiellonii, i w Legii, i w reprezentacji.
– No dobrze, niech Pazdan ma, ale Gikiewicz?! – zakrzykniecie w komentarzach. Tu podobnie zrobiliśmy wyjątek, bo Rafał zaliczył cały rok na bardzo wysokim poziomie, a jesienią wyrósł na niemal najlepszego piłkarza całych rozgrywek, w których występuje. Jasne, to tylko 2. Bundesliga, ale jednak „Giki” ją podbił i to w sposób nawet bardziej spektakularny niż Cetnarski Ekstraklasę. Naszym zdaniem należy taką formę premiować. – Ale jak Gikiewicz awansuje do Bundesligi, to będzie tracił dwa razy więcej goli! – takie zarzuty też czytaliśmy, ale raz jeszcze – to zgadywanka. Może będzie tracił, może nie. Fojut spadł w lidze norweskiej, odbudował się w Szkocji i wyrósł na drugiego stopera ligi. Do czego zmierzamy? Nie ma reguły. Liczy się 2015, a nie prognoza na 2016 czy przebłyski z 2014. Fakty, fakty, fakty.
Liczy się też – o czym często przypominaliśmy w komentarzach – dynamika rozwoju. Jeżeli więc ktoś świetnie rozpoczął rok – jak Wilczek czy Tuszyński – a potem systematycznie zjeżdżał, to oczywiste, że zostanie oceniony niżej niż Kapustka czy Stępiński, którzy błysnęli jesienią. Wydaje nam się to zdrowa zasada, wyróżniająca tych, którzy znajdują się na krzywej wznoszącej, a nie pochyłej. Inna sprawa, że zdecydowanie łatwiej trafić do rankingu skrzydłowych bądź lewych obrońców niż defensywnych pomocników. Różnica w konkurencji na tych pozycjach jest kolosalna.
No i ostatni zarzut, choć akurat – naszym zdaniem – dość absurdalny. Jak to możliwe, że w jednej klasie łapie się Lewandowski z Fabiańskim, Radek Murawski z Olkowskim czy Wasilewski z Sylwestrzakiem?! Powód jest banalny. Każda klasa z założenia musi być szeroka, skoro jest ich pięć, a nie sto pięćdziesiąt pięć. Klasę światową może na swojej pozycji prezentować Neymar, ale może też Carvajal czy De Gea. Tak samo jest z klasą międzynarodową – Lewandowski to top absolutny, ale international level to też jak najbardziej – mimo różnych perypetii – Szczęsny i Piszczek. Podobnie jest z klasą „D”. To że znaleźli się w niej piłkarze Ruchu, Hannoveru czy Dynama Kijów, nie znaczy, że koniecznie muszą prezentować identyczny poziom. Tym bardziej, że – co powtarzamy po raz kolejny – liczy się wyłącznie rok 2015, a nie potencjał, wartość marketingowa czy szacunek wśród polskich kibiców.
Uff… To chyba byłoby tyle. Chyba rozwialiśmy wszystkie wątpliwości i wyklarowaliśmy większość dylematów. Oczywiście spodziewamy się w komentarzach nalotu kolejnej fali oburzonych, ale pamiętajmy, że każdy, bezwzględnie każdy ranking z zasady musi opierać się na uznaniowości i ocenie w wykonaniu człowieka, a nie komputera. Statystyki, cyferki czy raporty InStata wszystkiego nie oddadzą. W końcu – jak mawiał klasyk – są jak spódniczka mini. Odkrywają prawie wszystko, a zasłaniają to, co najważniejsze.
Do zobaczenia za rok!
TOMASZ ĆWIĄKAŁA