W jedną albo w drugą stronę. Albo zaznaczą się jeszcze jakkolwiek w piłce i ktoś ich zapamięta z czegoś wyjątkowego, albo niech czym prędzej wracają do Polski. Postaci, o których moglibyśmy zapomnieć przy podsumowaniach stranierich i pewnie nikt by nam tego nie wytknął. Popadli w przeciętność. Mieli wskoczyć na trampolinę, ale ta pękła i wyrżnęli o glebę. Dla nich rok 2016 powinien być przełomem. Albo inaczej – jeżeli już 2016 nie okaże się przełomem, to naprawdę warto już spakować walizki.
MATEUSZ KLICH
Jeszcze parę lat i będzie wspominany jak Rafał Grzelak, Łukasz Madej czy inny Maciej Terlecki. Czyli wielki, niespełniony talent. Czy wielki – pojęcie względne. Czy niespełniony – w sporym stopniu na pewno. Dalibyście głowę, że Klich wyjeżdżał z Polski, gdy w reprezentacji debiutowali Perquis i Polanski, na skrzydle Legii hasał Manu, a w Wiśle trwały holenderskie eksperymenty? Toż to cała epoka. Minęło już 4,5 roku, niemal pół dekady (!), a Klich wciąż się nie odbił. Wydawało się, że Holandia okaże się dla niego naturalnym środowiskiem, bo tam rzeczywiście brylował. Błyszczał na tle Ajaksu, prowadził drużynę do Pucharu Holandii i pracował na zbudowanie naprawdę porządnej pozycji. Aż tu nagle Wolfsburg znów zaciągnął Polakowi hamulec ręczny, a potem przyszła kolejna nieudana przygoda, z Kaiserslautern. Niby w ostatnich trzech meczach Klich strzelił dwa gole, ale miejsca w składzie nie ma nadal. Nie mają te Niemcy sensu, Mateusz, chyba sam to przyznasz.
RAFAŁ WOLSKI
Kompletny piłkarski upadek. Fiorentina? Okej, można zrozumieć. Za wysoka półka i jeszcze po kontuzji. Bari? Absurdalna decyzja, bo jak można wysłać chłopaka do klubu, który ma milion konkurentów na jego pozycji. Mechelen? Też okazało się wtopą. Czyli może to jednak z samym Wolskim jest coś nie tak, bo chłopak nie radzi sobie NIGDZIE. Jesienią zagrał jeden pełny mecz, poza tym na ogół zbierał ogony lub był zmieniany. I trudno się dziwić – dorobek: 0 goli, 0 asyst. Na domiar złego pozycję Wolskiego zajął niejaki Sofiane Hanni, który w 19 meczach strzelił 8 goli i zaliczył 3 asysty. Latem (albo jeszcze zimą) czeka więc Polaka powrót do Florencji, a potem zadanie sobie prostego pytania: co ja zrobiłem ze swoją karierą? I drugiego – jak to w ogóle odbudować?
PAWEŁ DAWIDOWICZ
1,5 roku minęło od podpisania kontraktu z Benfiką. 1,5 roku bez załapania się choćby na ławkę. Dawidowicz co kilka miesięcy przekonuje w wywiadach, że nie przyjechał na ławkę i wierzy, że się przebije, ale w samej Benfice chyba przestali się łudzić. Koledzy co rusz dostają szansę – ostatnio błysnął choćby wspaniały Renato Sanches – ale u Dawidowicza status quo. Chłopak mentalnie nie był gotowy na ten wyjazd. Portugalia go stłamsiła. I szkoda, bo w reprezentacji U-21 czy nawet jeszcze w Lechii pokazywał, że ma papiery, naturalne predyspozycje na coś więcej niż Ekstraklasa. Jakąkolwiek Paweł podejmie decyzję – musi opuścić Lizbonę. Czy ruszy na wypożyczenie do słabszego klubu w Portugalii, czy wróci do Polski – wyprowadzka jest nieodzowna.
RADOSŁAW MAJEWSKI
Co go podkusiło, żeby po sześciu sezonach trafić do Grecji? Dlaczego zdecydował się na trzynastą Verię? Naprawdę nie było chętnego w Polsce? Raddy postanowił jednak wygrzać kości, ale na razie idzie mu średnio. Veria zajmuje dziesiąte miejsce w tabeli, a Majewski wciąż czeka na premierowe ligowe trafienie. Na razie ma dwie asysty w 14 meczach, a od 31. października zaczął też wychodzić w pierwszym składzie. Chętnie przekonalibyśmy się jednak, czy Radka stać jeszcze na jakiś błysk w naszej lidze. Bo przecież gdyby wracał, to prędzej do Lechii (a do kogo?) niż Korony czy Podbeskidzia.
WALDEMAR SOBOTA
Niedawno trudno było wyobrazić sobie bez niego skrzydło reprezentacji. Wyjeżdżał z ligi jako gwiazda Śląska, którą widziałyby w swoich szeregach najmocniejsze polskie kluby. Początek w Club Brugge był obiecujący, ale potem przyszło tradycyjne odbicie od ściany. Wylądował więc Sobota w 2. Bundeslidze i tam radzi sobie przeciętnie. W poprzednim sezonie – bez miejsca w jedenastce – 2 gole w 10 meczach. Jesienią 1 trafienie i 1 otwierające podanie w 19 kolejkach. Liczby katastrofalne, ale Sobota w przeciwieństwie do Klicha przynajmniej ma pierwszy skład i regularnie w nim wybiega. Czy jednak nie przydałby się bardziej Lechowi, Legii lub innej Lechii? Coś nam podpowiada, że to zawodnik idealnie skrojony na Ekstraklasę. Tu mógłby błyszczeć, ale za granicą bez szans.
FILIP STARZYŃSKI
A co do tego pana mieliśmy wręcz stuprocentowe przekonanie – z takim zaangażowaniem, intensywnością i dynamiką (palenie fajek pewnie nie pomagało) nie ma prawa błyszczeć w poważniejszej lidze. Nie dziwimy się Starzyńskiemu, że wyjechał – w końcu po perypetiach finansowych w Chorzowie każdy przyjąłby przyzwoity kontrakt na Zachodzie. Sama decyzja też była obiecująca. Lokeren – przeciętny klub ze średniej ligi, ale świetne okno wystawowe. Tyle tylko, że „Figo” ani razu na tę wystawę nie trafił. 9 meczów, bez gola i asysty. Od 30. października nie pojawił się na boisku, a przy tym – jak twierdzą lokalni dziennikarze – ma olbrzymie problemy z aklimatyzacją. Pozytywy? Gol i 2 asysty w pucharowym starciu z trzecioligowym Acren. Nic to jednak nie dało. Starzyński jest dziś tak potrzebny Lokeren jak balejaż Czerwińskiemu.
Fot. FotoPyK