Artur Wichniarek, były piłkarz Widzewa, Herthy i Arminii, prezentuje swoją jedenastkę kumpli. Interesujących nazwisk i zakulisowych anegdot nie brakuje…
W bramce Gabor Kiraly, poznaliśmy się w Herthcie. Zasłynął nie dość, że dobrym bronieniem, to swoimi słynnymi, szerokimi, szarymi spodniami. Zakładał je zawsze, również latem. Wszyscy się dziwili, jak wytrzymuje w tych temperaturach – to były najgrubsze dostępne na rynku spodnie. Żartów było na ten temat sporo. Tym bardziej, że podejrzewaliśmy, że przyrodzenie i dwie kulki w trakcie meczu muszą mu się grzać na maksa. Ale może coś w tym było, skoro wciąż, mimo 39 lat na karku, gra w piłkę?
Defensywę zaczynam od Łukasza Piszczka, którego na moich oczach trener Favre przekształcił na prawego obrońcę. Widziałem tę zmianę pozycji, przemianę i rozwój. Kiedyś powiedziałem, że będzie jak Dani Alves i zbytnio się nie pomyliłem. Chciało go wiele mocnych w Europie klubów. Teraz też już wraca do formy.
Na środku obrony Arne Friedrich. Były kapitan Herthy, zakręcił się wokół stu meczów w reprezentacji Niemiec. Poznaliśmy się w Arminii Bielefeld, on dopiero wchodził do profesjonalnej piłki, a potem spotkaliśmy się jeszcze w Berlinie. Zawsze grał na dobrym poziomie: nie zdarzały mu się słabsze mecze, jedynie trafiały się te bardzo dobre lub rewelacyjne. Człowiek z fajnym charakterem, utrzymujemy kontakt. Obok niego: Tomek Łapiński, graliśmy razem w Widzewie i reprezentacji Polski. Jako młody chłopak go podziwiałem. Specyficzny facet, nie odzywał się wiele, a na kadrze za Janusza Wójcika byliśmy w jednym pokoju. Pamiętam, że w nietypowy sposób ocierał zębami o dolną szczękę. Pewnej nocy obudziłem się przerażony i zastanawiałem się, co to za odgłos. Po dwóch godzinach zorientowałem się, że to Tomek, który śpi łóżko obok. Miał możliwość iść do Liverpoolu, nie skorzystał z niej. Ale to jeden z lepszych obrońców, z którymi grałem.
Lewa strona należy do Markusa Schulera. Chłopak z Arminii, nazwisko mniej znane. To chyba jedyny zawodnik, który w pierwszej i drugiej lidze niemieckiej zaliczył ponad 200 występów i… żadnej bramki. Piszą o nim nawet w książkach o Bundeslidze. Fajny charakter, bardzo dobra lewa noga, wojownik.
Przed nimi Niko Kovac i Radosław Michalski. Radek w tamtych czasach mocno przypominał Michaela Ballacka. Nie zrobił dużej kariery zagranicznej – szkoda, miał predyspozycje. Moim zdaniem, mógł się odważyć na większy krok. Ten pierwszy to z kolei były piłkarz HSV i Bayernu, potem trener Chorwatów. Zastanawiałem się między nim a Palem Dardaiem, ale Kovac zrobił większą karierę reprezentacyjną. Świetny technicznie, dyrygował zespołem, potrafił ruszyć z piłką do przodu.
Jako „dziesiątka” gra u mnie Yildray Basturk. Niezbyt wysoki, ale rewelacyjny piłkarz. Oglądanie go w akcji to była przyjemność. Odszedł za duże pieniądze do Stuttgartu, zdobywającego wtedy mistrzostwo Niemiec. Przeszkodziły mu kontuzje, słuch szybko o nim zaginął.
Z przodu widzę trzech napastników. Marcelinho, legenda Herthy. Zawodnik, który potrafił w pojedynkę wygrać spotkanie. Nie mówił dobrze po niemiecku – chyba, że przychodził do klubu w niedzielę lub dzień po meczu, na lekkim rauszu. Wtedy, jeszcze pod wpływem alkoholu, potrafił coś powiedzieć. Imprezowicz, ale nikt mu tego nie miał za złe. „Dziewiątką” jest Bruno Labbadia, obecny trener HSV. Nie spotkałem drugiego piłkarza, który tak profesjonalnie podchodziłby do swojego zawodu. Przychodziłem do Arminii, żeby go zastąpić, a on nie tylko nie miał pretensji, ale i otoczył mnie opieką, często pomagał. Po wielu treningach zostawaliśmy we dwóch – jeden wrzucał, a drugi strzelał. Bramkarze, widząc, że ciągle zostajemy godzinę, uciekali szybko pod prysznic. Bruno wysyłał mnie po nich do szatni, by wracali na boisko. Nie byli zadowoleni, ale wiedzieli, że Labbadii nie mogą odmówić. Z przodu stawiam też na Raffaela. Graliśmy razem w Herthcie, to był bardzo dobry zawodnik, ale rozwinął swoje umiejętności dopiero w Borussii Moenchengladbach. Umieszczam go w zestawieniu za osiągnięcia, które przyszły u niego w późniejszym czasie.
Rezerwowi? Z Łapińskim przegrał u mnie Jacek Bąk. Pamiętam, że kiedy wchodziłem do szatni Lecha, mając 16-17 lat, on jako 21-latek był już filarem drużyny, potem jechał do Lyonu. To był dla mnie wzór, też chciałem takiej kariery. Wspólnie z nim rozsiada się Josip Simunić, który zawstydziłby niejednego Brazylijczyka. Zawodnik o niesamowitej technice, potrafił zrobić wszystko z piłką, umiał każdą sztuczkę. Dardaia już wspomniałem, a oprócz niego w moim zespole jest Kevin-Prince Boateng. Już na początku kariery w Herthcie miał nieprzeciętne umiejętności na boisku, jak i poza nim.
Na trenera wskazuję Benno Moehlmanna. Przyszedł do Arminii w miejsce Hermanna Gerlanda, dzisiejszego asystenta Pepa Guardioli, u którego miałem słabe pół roku. Ale Moehlmann we mnie uwierzył, zobaczył potencjał w roli napastnika i pomógł mi się rozwinąć. U niego zostałem królem strzelców drugiej ligi, a po awansie trafiałem też w Bundeslidze.