Piłkarze Legii z utęsknieniem wypatrują urlopów. Żeby dłużej pospać, żeby usiąść przy stole, żeby spędzić czas z rodziną, żeby wyjść na miasto z kumplami, żeby… po prostu nie grać w piłkę. Za warszawiakami naprawdę ciężki rok: przegrali mistrzostwo Polski, przegrali Superpuchar, odpadli już z Ligi Europy, a w Ekstraklasie muszą gonić. Wszyscy ich podgryzają, krytykują, docinają, a oni mają dość – dziś po raz 63. w tym roku, nie licząc oczywiście reprezentacji, wychodzą na boisko.
Żeby zrozumieć, jak duża to liczba, trzeba spojrzeć w kierunku Zachodu. Dwa mecze więcej rozegrała w 2015 roku Barcelona, Juventus cztery mniej, a Bayern dokładnie tyle samo. Jeśli komuś wydaje się to zupełnie normalnym obciążeniem, może obejrzeć nawet wczorajszy mecz Bawarczyków. Piłkarze grali bez przesadnego zaangażowania, sztampowo, z coraz większymi problemami z koncentracją. Byli zmęczeni.
Kłopot Legii jest większego kalibru, bo jej zawodnicy nie są przyzwyczajeni do takiego tempa gry. Bogusław Leśnodorski po porażce 2:5 z rezerwami Napoli mówił o zmęczeniu materiału i przypominał, że niektórzy zawodnicy przez ostatnie dwa lata rozegrali ponad sto meczów. Można tworzyć szeroką kadrę i stosować rotację, ale jest to już naprawdę spory koszt, a i tak jeden skład zawsze będzie tym lepszym, pierwszym, podstawowym. Dlatego główna idea jest taka, by piłkarze byli gotowi do gry w napiętym kalendarzu.
Dlaczego więc piszemy w tytule o ostatnich przyjemnościach piłkarzy Legii?
– Przede wszystkim biegania jest dużo, bardzo dużo… W Tereku, ale tak jak i w innych klubach, w okresie zimowym buduje się fundament na cały rok. Ale pamiętam, że latem, pół roku temu, czułem się bardzo kiepsko. Byłem zajechany. Odstawałem fizycznie, nie miałem szybkości. Trener powtarzał: nic się nie martw, to kwestia świeżości, zaraz to przyjdzie. Przyszło, ale dopiero po czwartym meczu. W pierwszych trzech byłem w ogóle nie do życia, praktycznie nie do gry – opowiadał nam swego czasu Marcin Komorowski, piłkarz Tereka.
Stanisław Czerczesow, jego trener, organizował zimą trzy zgrupowania, a on sam mówił: “to najcięższe przygotowania, w jakich kiedykolwiek uczestniczyłem, ciężej ćwiczyć już się chyba nie da”. To samo za moment powiedzą legioniści. Bo może i Czerczesow nie rozumie, dlaczego jego poprzednik zabronił korzystania z sauny (uważał, że to niekorzystne przy takiej częstotliwości meczów), może i nie liczą się dla niego sportowy tryb życia czy zdrowe odżywianie, ale termin „przetrenowanie” wykreślił ze swojego słownika. Wypowiedzi na ten temat było już mnóstwo. Ostatnio padło hasło, że jeśli Brzyski z Rzeźniczakiem narzekają na zmęczenie, mogą od razu jechać na urlopy: – Piłkarze czasami za dużo mówią, a za mało koncentrują się na grze.
Dzisiejszym meczem zamykają 2015 rok, otwarcie nowego – za niespełna dwa miesiące. Ten czas pomiędzy z pewnością oddzieli chłopców od mężczyzn i da mnóstwo odpowiedzi w temacie nowego stylu pracy. Pierwsze już są: nowemu trenerowi chyba warto zaufać. Kiedy przychodził, Legia była czwarta i miała dziesięć punktów straty do Piasta. Dziś jest druga i tę stratę zmniejszyła o połowę. Z drugiej jednak strony, Piast w Warszawie zremisował, był chyba nawet bliższy wygranej.
Korona, ostatni przeciwnik warszawiaków w tym roku, to prawdziwy ewenement. „Odwróć tabelę, Korona na czele” – to hasło pasuje idealnie, jeśli tylko zestawi się domowe wyniki kielczan z wyjazdowymi. Na terenie rywala rewelacja, pięć zwycięstw na jedenaście możliwych i najwięcej punktów w lidze. U siebie tragedia: pięć punktów, najmniej spośród wszystkich, po dziewięciu próbach, jedno zwycięstwo i sześć porażek. Dlatego w jesiennym meczu tej dwójki, rozgrywanym w Warszawie, wygrali rzecz jasna goście.