Nieco ponad trzy tysiące widzów na czterdziestotysięczniku. Porażka z pierwszoligowcem i odpadnięcie z Pucharu Polski, w konsekwencji gwizdy. A potem trybuny skandujące “jak w Bielsku nie wygracie, murowany wpie*dol macie“. O nutę absurdu zadbał już sam Szukiełowicz, mający pretensje o nieprofesjonalny sposób w jaki jego zdaniem piłkarze dobrali obuwie. To był czarny wieczór dla Śląska Wrocław, niestety – któryś kolejny.
A może Śląsk miał pecha, może pięknie dziś walczył, grał dobrą piłkę, ale brakło szczęścia? No cóż, nie powiemy, że dał się zdominować, zepchnąć pod własne pole karne, ale jednak – awansował zespół lepszy. To Zawisza miał więcej pomysłów na to jak sforsować obronę rywala, to Zawisza też skuteczniej ryglował dostęp do własnej bramki. Nie powiemy, niektórzy piłkarze wrocławian, jak choćby bramkarz Wrąbel, nie zasłużyli na opieprz. Taki Biliński: walczył ile miał sił w płucach, wszędzie go było pełno, a choć może wszystkich sytuacji nie wykorzystał, to był autentycznym zagrożeniem. Wielu innych graczy Śląska, owszem, również było zagrożeniem, ale głównie dla siebie i Wrąbla.
Śląsk podniósł się po ciosie Lewickiego, w cztery minuty odpowiedział golem Bilińskiego, wciąż miał prawo marzyć o kolejnej półfinale. Ale ta nadzieja trwała krótko – pięć minut później dobił gospodarzy Drygas. Ośmieszający gospodarzy wielokrotnie Patejuk posłał kąśliwe uderzenie, Wrąbel zdołał odbić, ale obrońcy nie potrafili wyekspediować piłki gdzieś w bezpieczne miejscu. W końcu dopadł do niej Drygas, huknął potężnie, a ta nieco bilardowym torem – od poprzeczki, a później bodajże od Wrąbla – wpadła do siatki i rozstrzygnęła mecz. Bo umówmy się: w to, że Śląsk w kwadrans trafi dwukrotnie, nie wierzył wówczas już chyba nikt. Za dużo tej jesieni mizerii widziano w wykonaniu tej ekipy.
Nie ma chyba drugiej drużyny w Ekstraklasie, która z takim utęsknieniem nie wyczekiwałaby na koniec rundy (no, może jeszcze przetrzebiona kontuzjami Wisła). Tu potrzeba gruntownych zmian, a nie korekt. Zmian personalnych, taktycznych ale też w kwestii morale, a to wszystko trudno wykonać z dnia na dzień. W Śląsku mogą czerpać nadzieję więc głównie z tego, że za chwilę już koniec grania, będzie można odpocząć, wcisnąć reset.
A Zawisza? Mecz z najsłabszym w Ekstraklasie Śląskiem nie jest jakimś szczególnym wykładnikiem, ale generalnie tak, potwierdzili, że ich aspiracje są zbudowane na solidnych fundamentach. Jednym z nich bezsprzecznie Drygas, który bez trudu od jutra mógłby grać w pierwszym składzie drużyny z górnej ósemki.
***
Po meczu odbyło się losowanie półfinałów. Lech zagra z Zagłębiem Sosnowiec, Legia z Zawiszą. Nie ma megahitu na tym etapie (byłyby dwa arcyciekawe starcia, też nieźle), losowanie jak z rozstawieniem pod ewentualną powtórkę finału z zeszłego roku. No, chyba że któryś z pierwszoligowców dokona sensacji.
Fot. FotoPyK