Reklama

Ukraina. Wojna, korupcja, skrzydła i Liga Mistrzów

redakcja

Autor:redakcja

13 grudnia 2015, 00:24 • 8 min czytania 0 komentarzy

Ukraina. Jednak Ukraina. Drugi koszyk okazał się w miarę łaskawy dla Polaków, oszczędził nam gry z Włochami, oszczędził nam starcia z Chorwacją. Ukraina. Współorganizatorzy Mistrzostw Europy w 2012 roku tym razem spotykają się w fazie grupowej, w dodatku w takim układzie, w którym prawdopodobnie to właśnie ich mecz, w ostatniej kolejce, w Marsylii, będzie tym najważniejszym w całej grupie. Niemcy? Dziś wydaje się, że wygrają wszystko. Irlandia Północna będzie na drugim biegunie. Zostają dwa narody, które i wczoraj, i dziś, dzieli sporo, a łączy może jeszcze więcej.

Ukraina. Wojna, korupcja, skrzydła i Liga Mistrzów

***

Bezsprzecznie pierwszym tematem, jaki trzeba poruszyć przy opisywaniu naszego grupowego rywala jest tocząca się na jego terenie wojna. Ukraina na dziś nie ma stałego kształtu. Wydaje się, że utrata Krymu jest już pewna, a z przejęciem Półwyspu przez Rosjan pogodzili się nie tylko jego mieszkańcy, ale i Kijów. „Separatyści” nie zatrzymali się jednak na tych terenach, które zajęli bez walki. Ruszyli dalej, czego efektem są wciąż słyszalne strzały w Doniecku czy Mariupolu, czego efektem jest druzgocący widok jednej z aren Mistrzostw Europy sprzed trzech i pół roku. Stadion Szachtara i donieckie lotnisko oberwały wyjątkowo mocno. Zestawiając zdjęcia z fotorelacji z Euro 2012 z tym, czym jest dziś Donieck, widać, w jakim stanie Ukraina wyjedzie na mistrzostwa.

W ostatnich dniach zresztą w mediach pojawiły się materiały z przepychankami w tamtejszym parlamencie. Donbas i Krym to gigantyczne problemy, ale za nimi krocza wewnętrzne podziały – w tym gorycz niedawnych i obecnych żołnierzy frontowych wobec decyzji polityków, rozczarowanie wybranymi przedstawicielami narodu, Europą… Morale niskie jak nigdy, ale i jakie miałoby być w kraju, w którym ciężko już znaleźć człowieka, który nie został w ten czy inny sposób – czy to osobiście, czy przez któregoś z członków rodziny – dotknięty wydarzeniami na Majdanie i w walkach z separatystami.

Szerzej przeczytacie o tym choćby w wywiadzie Leszka Milewskiego z jednym z ukraińskich dziennikarzy W TYM MIEJSCU, albo w felietonie Jakuba Olkiewicza – TUTAJ.

Reklama

Donieck teoretycznie został objęty zawieszeniem broni. Jednak w regularnej wojnie, w której jedną ze stron są nienazwani, anonimowi i bezimienni terroryści, żadne zasady i porozumienia nie są warte więcej niż facebookowe lajki od zatroskanych Francuzów i Niemców. Choć sam nie jestem największym fanem Ukrainy i Ukraińców… Nie jestem również fanem Rosji i Rosjan. A relacje z frontu są zwyczajnie przerażające. Nawet jeśli te „relacje z frontu” to tak naprawdę przedłużenie wojny, w której karabiny tymczasowo zastępowane są mikrofonami.

Donieck jest ostrzeliwany. Pewnie są tam kibice Szachtara. Może nawet rodziny piłkarzy. Goście, którzy brali od nich autografy, chłopaki, którzy zdzierali gardło wykrzykując ich nazwiska. Ci, których zawodnicy mijali nad ranem idąc po bułki, za którymi stali w korkach, jadąc na trening. Zresztą, po co wędrować tak daleko, aż do tego odległego Doniecka – część ofiar jest przecież pochowana we Lwowie. Przemysław Wenerski z TVN-u zrobił reportaż – wojna dotknęła również zachodniej Ukrainy. Dlaczego? Bo na tamtejszych cmentarzach powstają już całe wojskowe aleje. Ojcowie z tymi charakterystycznymi wojskowymi zdjęciami swoich dzieci stają przed kamerami. Matki wyją z rozpaczy, przeklinając rosyjską swołocz. Ci, którzy jeszcze nie pojechali na front mówią – jak mnie wezwą to pójdę. Boję się o rodziców. Bo brat poszedł. I nie wrócił.

Jestem w stanie wyobrazić sobie, że tym samym tramwajem podróżuje matka wracająca znad grobu swojego syna poległego w Doniecku i kibic Szachtara, który właśnie jedzie na „domowy” mecz ukochanego klubu. Na Arenę Lwów. Gdy górniczy klub starał się zatrzymać Guardiolę i spółkę, powoli wykrwawiało się atakowane miasteczko Debalcewe, z którego w nocy wycofali się ostrzelani, zdziesiątkowani Ukraińcy.

***

Jest jednak i drugi biegun. Liga. Ta wciąż trzyma się wyjątkowo mocno, nawet jeśli interesy prowadzących kluby oligarchów zostały wyraźnie obciążone kosztami prowadzonej wojny. Szachtar to nadal klub, którego boją się nie tylko europejscy średniacy, ale i te lepsze kluby. By wspomnieć choćby strach, który Ukraińcy napędzili Realowi Madryt niemal odrabiając gigantyczna stratę czterech goli i przegrywając zaledwie 3:4. Ale Szachtar to i tak w tym momencie numer dwa. Rewelacją stało się bowiem Dynamo Kijów – nie dość, że udało im się chociażby zremisować z Chelsea (a Jarmołenko momentami bezlitośnie kręcił obrońcami) to jeszcze w ostatecznym rozrachunku awansowali do fazy pucharowej kosztem FC Porto. Dodając do tego ubiegłoroczny zryw Dnipra Dniepropietrowsk, które dotarło do finału Ligi Europy – mamy obraz silnej ligi z trzema naprawdę klasowymi drużynami. Douglas Costa, Konopljanka, Alex Teixeira… W ostatnich latach na Ukrainie grali o wiele lepsi zawodnicy, niż w Polsce.

Wadim Furmanow, dziennikarz poświęconemu piłce w krajach postsowieckich portalu „Futbolgrad”, przepytany przez Leszka Milewskiego ma jednak kiepskie zdanie o kondycji dzisiejszej ligi ukraińskiej. Nie dość, że dół ligi nie nadąża sportowo, to organizacyjnie jest już w ogóle na innej półce. – Pieniądze, a raczej ich brak. Większość klubów ma kłopoty z wypłacalnością, nawet Dnipro, trzecia siła ligi, finalista Ligi Europy. Cztery zespoły nawet nie grają meczów u siebie, co w oczywisty sposób musi wpływać na ich finanse, wyłączając z tej układanki Szachtar, bo to wciąż krezusi – opisuje.

Reklama

Brak pieniędzy jest przyczyną innych problemów. – Pensje nie są płacone na czas i potrafią przytrafić się ogromne obsuwy. Nie ustawia się meczów tak, jak swego czasu choćby w calciopoli, gdzie kluby płaciły sędziom wynik. Tutaj to piłkarze ustawiają i na przykład wpuszczają celowo gole, żeby swoje zarobić od syndykatów z wschodniej Azji, np. Singapuru. Przykład wielce śmierdzącego meczu: sparing Czernomorca z Olimpikiem Donieck podczas marcowej przerwy reprezentacyjnej. Grano gdzieś na bocznym boisku Czernomorca, bez telewizji, przy okołu stu widzach, a tymczasem ruch bukmacherski na tym starciu był dwa razy większy niż podczas najgorętszego meczu w kraju, Szachtar – Dynamo. Najwięcej było typów na Over 2.5. Do 70 minuty było 0:0, a potem szybko padły trzy gole dla Czernomorca, później jeszcze czwarty – opowiada Furmanow.

Jak źle wygląda sytuacja pod względem organizacji? Metalurg Zaporoże w szesnastu meczach zgromadził trzy punkty. Miał upaść już z pięć razy, ale ciągle jedzie na oparach. W przeciwieństwie do Metalurga Donieck, który się wycofał. Nie istnieją także kluby z Krymu – zabroniono im grać w niższych ligach rosyjskich, ale w naturalny sposób nie ma mowy o ich grze w ramach jakiejkolwiek ligi ukraińskiej. – Szczerze mówiąc ultrasi Tawrii i PFK byli jednymi z najbardziej proukraińskich grup na Krymie i większość po prostu wyjechała, także do Donbasu. Powstał plan wskrzeszenia Tawrii w Chersoniu, to blisko granicy z Krymem – UEFA miałaby pomóc z budową stadionu, planem błyskawiczny byłby awans do czołówki, w tym również poprzez pomoc innych klubów w formie wypożyczeń graczy. Ja rozumiem, że to miałoby być takie symboliczne pokazanie, że Krym wciąż jest ukraiński, ale jak dla mnie tyle ustępstw, gdy tyle innych klubów jest w trudnej sytuacji, nie byłoby do końca fair. Nawet w samym Chersoniu jest piłka, gra tam drugoligowiec – tłumaczy Furmanow.

Rozwarstwienie ligi jest o wiele większe niż w Polsce. Ale i grupa pościgowa nie wygląda beznadziejnie. Weźmy choćby przykład Zorii Ługańsk, która wcale nie skompromitowała się w meczach z Legią.

***

Kadra? Ciężko powiedzieć, by była krystalicznym odbiciem ligi, ale jednak – selekcjoner Mychaiło Fomenko, trochę w przeciwieństwie do Adama Nawałki, ma w kim wybierać, jeśli chodzi o zawodników z krajowych drużyn. Garmash, Khacheridi, Kravets – piłkarze klubu, który za moment zagra w fazie pucharowej Ligi Mistrzów. Defensywa z Doniecka – Szewczuk, Rakicki, Kucher. Do tego ci nieliczni, którzy występują zagranicą, jak choćby Konopljanka. No i wreszcie Jarmołenko. Gwiazda Dynama i reprezentacji.

Wszyscy będą skupiać się z pewnością na dwóch ostatnich. Duet skrzydłowych to dwóch klasowych zawodników, którzy w dodatku będą atakować właśnie tam, gdzie my sami mamy największe problemy. Boki obrony, kto wie, może duet Wawrzyniak-Olkowski, będzie musiał się mierzyć z graczami naprawdę klasowymi. Wybornymi.

Gwiazda: Jewhen Konopljanka – bezdyskusyjnie number one w ekipie Ukrainy. O ile Jarmołenkę całkiem niedawno łączono z Barceloną, o tyle jego koledze udało się latem uciec ze złotej klatki pt. Dnipro Dnipropietrowsk i wreszcie trafić do porządnej ligi. A tam – konkretnie w Sevilli – Konoplanka zaplusował już na starcie. – Gdybym mierzył 2,5 metra i nie umiał panować nad piłką, wówczas przeszedłbym do Anglii – w ten oto sposób wyjaśnił, dlaczego odrzucił zakusy Liverpoolu, Tottenhamu i połowy Premier League. W Sevilli jeszcze nie zachwyca. Członkowie sztabu szkoleniowego twierdzą, że pokazuje jakieś 70-80 procent swoich możliwości, ale niemal w każdym ruchu Ukraińca, każdym zrywie na skrzydle bądź ścięciu do środka widać gigantyczny potencjał. Bilans? 19 meczów, 5 goli i 6 asyst we wszystkich rozgrywkach. Absolutnie nie ma się czego wstydzić. Kwestią czasu wydaje się tylko, kiedy Jewhen wyrośnie na główną gwiazdę ofensywy Sevilli. Konkurencja jest spora – Banega, Gameiro czy Vitolo – ale akurat dla Ukraińca spokojnie do przeskoczenia. A Polacy… Cóż… Mogą tylko się modlić, by nie złapał optymalnej formy na turniej. Wtedy jest zwyczajnie, po prostu nie do zatrzymania.

Trener: Mychajło Fomenko. Stary wiarus, w swojej karierze nie prowadził chyba tylko Lecha Poznań. Bagdad, Gwinea, Krym, Charków, Zaporoże, Kijów… 67 lat na karku, mnóstwo doświadczenia i znajomość kadry porównywalna ze znajomością ukraińskich pociągów i samolotów, którymi zwiedził cały kraj kilkaset razy. Prowadzi ją od 2012 roku, zdążył w tym czasie wywalczyć awans do baraży o MŚ 2014 (pamiętacie, kogo wówczas zepchnął na trzecie miejsce…) oraz zwycięsko przebrnąć przez tegoroczne baraże ze Słowenią. Przed 2014 rokiem – ustąpili tylko punkt Anglii, która wygrała naszą grupę, w barażach przegrali z Francją 2:3 (2:0 u siebie, 0:3 na wyjeździe). Teraz – lepsi byli Słowacy i Hiszpanie.
Dlaczego to dobry los: Bo Ukraina ma większe problemy niż futbol, bo Dnipro już nie jest Dniprem sprzed roku, bo w Szachtarze i Dynamie też jest inaczej, niż za tłustych lat. Bo mimo wszystko Lewandowskiego mamy my, bo mimo wszystko Ukraińcy to nie Chorwaci ani Włosi, więc w sumie mogłoby być gorzej.
Dlaczego to zły los: Konopljanka i Jarmołenko. Na naszych bocznych obrońców. Good night and good luck.

Czy ich rozklepiemy: Tak. Albo nie.

Gdyby ten rywal był piłkarzem Ekstraklasy…: Kąśliwy Lech Poznań. Ma swoje problemy, ma swoje kryzysy, ale ma też skrzydła, które potrafią bardzo boleśnie udziabać. Czy my przed chwilą porównaliśmy Gergo i Pawłowskiego do Konopljanki i Jarmołenki? Nie, nie wierzymy, że to zrobiliśmy.

Ukraina to po prostu solidna drużyna. Ale i taka, którą da się pokonać. Szczególnie w okresie, gdy ma kryzys i blokadę psychiczną, jak choćby w eliminacjach, gdy w dość prostej grupie zebrała ledwo czternaście punktów.

Najnowsze

Ekstraklasa

Magiera: Cieszę się, że gola strzelił Żukowski. Zasłużył ciężką pracą na trafienie

Piotr Rzepecki
1
Magiera: Cieszę się, że gola strzelił Żukowski. Zasłużył ciężką pracą na trafienie

Komentarze

0 komentarzy

Loading...