Reklama

Casual Friday. Nie potrzebuję dyskusji z Lechem. Jedni mówią, drudzy pracują.

redakcja

Autor:redakcja

11 grudnia 2015, 09:38 • 10 min czytania 0 komentarzy

– Videoton przygotował mnie jednak na kolejny krok. Kwestią czasu było, kiedy odejdę. Dlaczego łatwiej było mi się dostosować? Może dlatego, że w poprzednim klubie przeżyłem wszystko. Byłem na boisku, na ławce, wracałem do składu, potem znowu ławka. Znajdowałem się w każdej pozycji. Przygotowałem swój umysł do tego, by w każdym momencie być gotowym do strzelania goli – opowiada Nemanja Nikolić w wywiadzie z cyklu Casual Friday.

Casual Friday. Nie potrzebuję dyskusji z Lechem. Jedni mówią, drudzy pracują.

Chyba powoli możesz odbierać gratulacje jako król strzelców Ekstraklasy 2015/16.

Poczekajmy. To dopiero połowa sezonu. Każdy teraz mówi o moich golach i dobrych meczach, ale pamiętajmy, że jestem nowym piłkarzem w Ekstraklasie. Wszyscy wiedzieli, jak dużo strzelałem na Węgrzech, ale nikt nie wiedział, jak się zaadaptuję do nowych realiów. Do całej presji, jaka nam towarzyszy. Myślę jednak, że przez te cztery miesiące pokazałem, że jestem gotowy na to, a nawet na więcej. Najważniejsze, żebym dostawał kolejne szanse i pokazywał się co tydzień. Za wcześnie, by już mówić, że już jestem królem strzelców – muszę szanować kolegów, którzy też walczą o ten tytuł – ale mam na to duże szanse. Będę dumny, jeżeli się uda. Na Węgrzech wygrałem wiele, ale w Polsce to dopiero mój pierwszy sezon. Jeżeli uda się osiągnąć sukces już na początku, to będzie dla mnie wielka sprawa.

Na aklimatyzację potrzebowałeś praktycznie jednego meczu. W debiucie nie mogłeś się wstrzelić, ale potem poszło już lawinowo.

Każdy piłkarz potrzebuje aklimatyzacji, nawet ci topowi. Videoton przygotował mnie jednak na kolejny krok. Kwestią czasu było, kiedy odejdę. Dlaczego łatwiej było mi się dostosować? Może dlatego, że w poprzednim klubie przeżyłem wszystko. Byłem na boisku, na ławce, wracałem do składu, potem znowu ławka. Znajdowałem się w każdej pozycji. Przygotowałem swój umysł do tego, by w każdym momencie być gotowym do strzelania goli. Muszę też podziękować kolegom, bo wszyscy od początku byli wobec mnie przyjaźni i kibicom, którzy od razu pokazali, że we mnie wierzą i dadzą mi czas. Legia jest jednak tak wielkim klubem, że tu nie ma czasu do stracenia. Nie można przegrywać. Zrozumiałem, że – mimo cierpliwości – chcą jak najszybciej zobaczyć coś ekstra. Czyli w moim przypadku gole.

Reklama

Dlaczego spędziłeś na Węgrzech tak dużo czasu? Na pewno miałeś wcześniej okazje, żeby wyjechać.

Miałem, ale musiałbyś zobaczyć mój klub. Całą strukturę, zaplecze, organizację. Wtedy zrozumiałbyś, dlaczego tam zostałem. Videoton to top level. Sprowadzali wielu bardzo dobrych piłkarzy. Trenerem był Paulo Sousa, który dziś prowadzi Fiorentinę – samo to świadczy o wielkości klubu. Ściągnął jeszcze ze sobą Joana Carrillo, który pracował w Espanyolu i Marco Caneirę, który rozegrał 30 meczów w reprezentacji Portugalii, a wcześniej występował w Valencii i Sportingu. W Videotonie mieliśmy wszystko. Co roku walczyliśmy o mistrzostwo i puchary. Kibice mnie lubili, podobało mi się miasto. Musiałbym dostać naprawdę bardzo dobrą ofertę, żeby z niej skorzystać.

Nie chce mi się wierzyć, że takich nie było przy twoich statystykach.

Oferty były, i to lepsze finansowo, ale patrzyłem szerzej. Mam dwójkę dzieci, więc muszę myśleć przede wszystkim o nich. Znaleźć takie miejsce, w którym czuliby się dobrze. Miałem też wysoką klauzulę odstępnego w kontrakcie. Celowo ją wstawiłem, żeby pomóc klubowi zarobić większe pieniądze, jeżeli ktoś chciałby mnie kupić. Uwierz, ta kwota była bardzo wysoka, więc trochę zaryzykowałem. Po sześciu latach kontrakt wygasł, trochę wcześniej dostałem telefon od Legii i zaczęliśmy rozmawiać. Poczułem, że to idealny krok po Videotonie.

Teraz pytanie – co dalej. Nie jest tajemnicą, że mocno interesują się tobą angielskie kluby, więc kibice mogą się zastanawiać, czy skoro w Videotonie zapuściłeś korzenie na tak długo, to może jesteś na tyle stały w uczuciach, że i z Warszawy nie wyjedziesz przy pierwszej dobrej ofercie.

Najpierw pojadę odpocząć. Te sześć miesięcy było trudnym okresem – przeprowadziłem się do nowego miejsca, a potem bardzo wiele podróży, treningów, meczów. Nie narzekam, bo bardzo to lubię, ale kiedy mam wolny czas, to muszę go poświęcać rodzinie. Chcę się też na moment odłączyć myślami od piłki. Inne sprawy zostawiam mojemu agentowi. Ufam mu na sto procent. Pracujemy razem od pięciu lat, zna mnie doskonale, wie, że lubię Warszawę i podpisałem wieloletni kontrakt z Legią. Poza tym pamiętajmy, że wszystko jest w rękach klubu. Jeżeli wpłynie oferta, to najpierw Legia musi ją zaakceptować, a potem sprawa trafi do mojego agenta. Sam kompletnie o tym nie myślę. Legia obchodzi w tym roku stulecie. Chcę zapisać swoje nazwisko w jej historii jako mistrz i król strzelców.

Reklama

Czyli nie palisz się do wyjazdu?

Mówię: po prostu nie myślę o nim. Jeżeli ciężko pracujesz i jesteś uczciwy w tym, co robisz, to futbol ci to odda. Prędzej czy później. Najważniejsze, że jestem w wielkim klubie. Jestem tu, gdzie chcę być. Nie robię długofalowych planów. Tydzień po tygodniu. Mecz po meczu. Klucz – co powtórzę raz jeszcze – to fakt, że dobrze się tu czuję. Kto wie – może spędzę w Warszawie pięć lat?

Z sezonu na sezon coraz trudniej będzie ci wyjechać z powodu wieku.

Nie wiadomo. Na razie Legia ma wszystko, czego potrzebuję. Wiem też, że mogę tu pobić pewne rekordy.

Czytałeś o liczbach Henryka Reymana?

Czytałem, ale za wcześnie, by mówić po pobiciu akurat tego rekordu. Osiemnaście goli to duża różnica. W lecie natomiast będę miał 28,5 roku. To idealny wiek dla piłkarza. Jeżeli jednak zostanę w Warszawie, to na pewno nie będę smutny. Wręcz przeciwnie.

Potrafisz wskazać jakiś klucz do swojej aktualnej formy? Można odnieść wrażenie, że omijają cię negatywne passy, kiedy napastnik się zacina i przestaje strzelić. 

Nie przestawałem strzelać przez sześć ostatnich lat. Wystarczy sprawdzić moje statystyki.

Sprawdziłem, dlatego pytam.

Na Węgrzech trzy razy zostałem królem strzelców, dwa razy byłem drugi, a raz trzeci. Teraz znowu mogę zwyciężyć. Liczby potwierdzają, że przez wiele lat gram na wysokim poziomie. Oczywiście aż tylu goli co teraz nigdy wcześniej nie strzelałem. Muszę jednak podziękować kolegom, bo dają mi niewiarygodne piłki. Czasem wydaje się, że mam łatwą sytuację, ale na każdego gola trzeba ciężko pracować.

Powiedziałeś kiedyś, że nie ma dla ciebie łatwych bramek.

No bo popatrz – z Wisłą można powiedzieć, że to łatwy gol. Cztery-pięć metrów od bramki. Nic, tylko strzelić. Trzeba jednak patrzeć całościowo. Gdybym nie przewidział, że piłka poleci w kierunku dalszego słupka i nie wyczuł tej przestrzeni albo uznał, że wyleci na aut, mecz mógłby się zakończyć bezbramkowym remisem. Dlatego mówię, że nie ma łatwych goli. Wszystko trzeba wycierpieć. Co jest kluczowe? Koncentracja w polu karnym. Jestem w tym bardzo dobry. Z Wisłą byłem odpowiednio ustawiony, ale klucz to instynkt. Cieszę się, że ludzie też to doceniają i mówią o moich golach, ale to tylko mnie motywuje. Podniosłem poprzeczkę tak wysoko, że wszyscy będą liczyć, że strzelę w każdym meczu. Kto jednak rozumie piłkę, ten wie, że musi przyjść słabszy okres. Wtedy trzeba być zrelaksowanym. Jeżeli wierzysz w siebie, sytuacja szybko się zmieni. Tylko dwóch piłkarzy wygrywa mecze w pojedynkę – Ronaldo i Messi. Pozostali muszą wykonywać swoją pracę jako część drużyny.

A w jakim systemie czujesz się najlepiej? 4-2-3-1 czy przy dwójce napastników?

Grałem w wielu systemach. Każdy trener ma swoją filozofię i muszę się dostosować. Każdy ma też jednak plan B, który wdraża, gdy przegrywa. Natychmiast zmienia strategię. Dla mnie system nie ma aż takiego znaczenia. Lubię po prostu być otoczony kreatywnymi piłkarzami jak Gui, „Tricko”, „Kuchy”, Stojan czy „Prijo”. Jestem napastnikiem, który żyje z podań. Ondrej dał mi np. świetną asystę z Łęczną, a Prijović to jeden z moich najbliższych przyjaciół i też świetnie się dogadujemy. Nieistotne, czy gramy dwoma napastnikami, czy jednym. Pokazywałem, że potrafię strzelać w obu systemach. Trener decyduje o taktyce, a ja mam po prostu wykonywać swoją pracę. Czyli strzelać.

Po jednej ze zmian nie podałeś mu ręki.

Media zrobiły z tego wielką aferę, a tam nic się nie wydarzyło. Trener rozmawiał z Gui, więc poszedłem bezpośrednio na ławkę. Chcę strzelać zawsze, wtedy się nie udało, więc byłem zdenerwowany, ale wyłącznie na siebie. Nie miałem nic przeciwko trenerowi. Po meczu jednak przeprosiłem, bo moje zachowanie było niemiłe w stosunku do kolegów z drużyny. Wszystko sobie wyjaśniliśmy. Mamy doświadczonego trenera, który wie, jak rozmawiać z piłkarzami. Rozumie, kiedy zawodnik jest zdenerwowany.

Od swoich poprzedników różnisz się tym, że – choć może to pozory – nie sprawiasz wrażenia gościa, który za moment zacznie balować.

Mam niewiele czasu dla rodziny, więc kiedy jest okazja, to poświęcam go właśnie jej. Z nią jestem najszczęśliwszy.

Zapewniasz, że nikt cię nie złapie w Enklawie?

Na pewno nie złapie.

A co z reprezentacją? Ostatnio przestałeś się łapać do składu.

Pytanie do naszego selekcjonera. W eliminacjach byłem jednym z najczęściej grających, ale w play-offach nie wystąpiłem. Dla mnie to też było… Jakby to powiedzieć…

Rozczarowanie?

Nie. Po prostu nie wiem, dlaczego nie zagrałem, ale w tym momencie drużyna była najważniejsza. Nie to, kto grał i kto strzelił. Kluczem był awans. Żeby po 44 latach Węgry znów wystąpiły na Mistrzostwach Europy. Pomogłem kolegom w eliminacjach i – choć nie rozumiem decyzji trenera – to ją szanuję. I czekam na kolejne szanse. To były moje pierwsze eliminacje i od razu awansowaliśmy na Euro. Dla mnie to niewiarygodne.

Widziałeś ostatnie okładki węgierskich gazet, na których znalazłeś się z Lewandowskim i Teixeirą?

Widziałem, widziałem. Kiedy na początku sezonu byłem na liście kandydatów do Złotego Buta, traktowałem to trochę w kategoriach żartu. Wtedy najsilniejsi albo nie grali, albo mieli za sobą dwa-trzy mecze. Nie miało to jednak większego znaczenia, bo był to dopiero początek rozgrywek. Sezon się jednak rozkręcił, udało mi się zrobić bardzo dobre liczby i po 25 meczach nadal jestem w TOP3. Znam jednak swoje miejsce. Nie stawiam siebie przed Lewandowskim, Mullerem czy Ronaldo. Jestem – jakby to powiedzieć? – blisko ziemi. Miło widzieć swoje nazwisko tak wysoko, ale oni jeszcze dużo strzelą w zimie, dlatego nie myślę o Złotym Bucie. Wszelkie takie porównania zostawiam dla mediów i dziennikarzy, którzy dyskutują o tym w studiach telewizyjnych.

A nie czujesz, że mógłbyś tu zostać nowym Radoviciem? Nie tylko kimś, kto daje zwycięstwa, ale osobowością wykraczającą także poza murawę?

Nie chcę takich porównań, bo Radović grał tu osiem lat, był kochany, świetnie grał i strzelił masę goli. Chcę napisać historię pod nazwiskiem Nikolić Nemanja, a nie jako czyjś następca.

Co myślisz, kiedy słyszysz, że strzelasz tylko słabym? Denerwuje cię to? Motywuje?

Jak się mam denerwować, skoro zaliczyłem 33 mecze i strzeliłem 25 goli? Mam się tym smucić? Rozgrywam fantastyczny sezon, już mam wiele trafień na liczniku, a jeszcze zostało kilka spotkań (rozmawialiśmy przed Napoli). 25 goli dla wielu zawodników byłoby wspaniałym wynikiem po całym sezonie! I wcale nie uważam, że strzelam tylko słabym. Sprawdźmy tabelę – nie strzeliłem tylko trzem drużynom – Lechowi, Jagiellonii i Pogoni, z którymi jeszcze się zmierzę.

Janowi Urbanowi, który ci to zarzucił, chodziło zapewne o Europa League.

Kiedy przyszedłem do Legii, naszym celem był awans do fazy grupowej. Udało się, a ja strzeliłem z Botosani i z Kukesi w Albanii. Nie trafiłem tylko z Zorią. W fazie grupowej nie trafiłem jeszcze do siatki, ale nie jestem z tego powodu zdenerwowany. Jeżeli nie strzelę z Napoli, to też nie zmieni faktu, że rozgrywam fantastyczny sezon. Futbol bez krytyki byłby nudny – to normalna rzecz – ale nie słucham takich opinii.

A jest coś, z czego nie jesteś zadowolony, jeżeli chodzi o twoje indywidualne występy w tym sezonie?

Nie. Uważam, że wykonuję bardzo dobrą robotę i niezwykle ciężko pracuję, żeby utrzymać ten poziom. Dla mnie każdy mecz jest taki sam. Jeżeli teraz gramy z Napoli, to nie ma tak, że przygotowuję się lepiej. Wszystkie mecze traktuję jak derby. Mam zakodowane w głowie, że nie istnieje takie pojęcie jak łatwy czy trudny przeciwnik. Mecz z Lechem jest taki sam jak z Górnikiem. Pogoń i Jagiellonia – to samo. Szacunek trzeba mieć do każdego. Dlatego do Napoli podchodzę tak samo jak do Piasta.

Odniosłem po kilku twoich wypowiedziach wrażenie, że nazwa „Lech” wzbudza w tobie większą motywację. Trener wytyka ci, że nie strzelasz silnym, a prezes otwarcie mówi, że nie chcieli cię w Poznaniu.

Nie pracowałem z Janem Urbanem, ale słyszałem o nim bardzo miłe słowa. To jeden z najlepszych trenerów w Polsce. Osiągnął wielkie sukcesy z Legią i za to należy mu się szacunek, więc nie chcę mu bezpośrednio odpowiadać. Prezes też ma prawo do swojej opinii i jego też szanuję – podobnie zresztą jak Lecha, bo to duży klub. Ale słowa to jedno, czyny to drugie. Legia zajmuje drugie miejsce, ja pierwsze w klasyfikacji strzelców i mam 20 goli, a cała drużyna Lecha 21, więc wiesz… Gdybym był dzieciakiem i chciał walczyć w gazetach z prezesem i trenerem Lecha, to powiedziałbym to, to i to, ale nie potrzebuję polemiki. Jedni mówią, inni pracują. I ja pracuję bardzo dobrze.

Rozmawiał TOMASZ ĆWIĄKAŁA

Najnowsze

Weszło

Lekkoatletyka

Gdzie leży limit ludzkiego organizmu? „Ktoś przebiegnie maraton w godzinę i 55 minut”

Jakub Radomski
8
Gdzie leży limit ludzkiego organizmu? „Ktoś przebiegnie maraton w godzinę i 55 minut”
Piłka nożna

Bilety za stówkę, brak stadionu i dobra akademia. Lechia Zielona Góra, jej problemy i sukcesy

Szymon Janczyk
20
Bilety za stówkę, brak stadionu i dobra akademia. Lechia Zielona Góra, jej problemy i sukcesy

Komentarze

0 komentarzy

Loading...