Reklama

Striptiz, Mila i wymówki. Jak zapamiętamy Tadeusza Pawłowskiego?

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

08 grudnia 2015, 16:43 • 6 min czytania 0 komentarzy

24.02.2014. Tadeusz Pawłowski zostaje nowym szkoleniowcem Śląska Wrocław. Zastąpienie na stanowisku trenerskim kogoś takiego jak Stanislav Levy, musiało być zadaniem specyficznym. Nie chodzi nawet o zmierzenie się z osiągnięciami sportowymi poprzednika, bo te rewelacyjne nie były, a bardziej z całą otoczką towarzyszącą skądinąd sympatycznemu, czeskiemu wąsaczowi. Mimo tak wysoko zawieszonej poprzeczki, Pawłowskiemu udało się na długo wrosnąć w krajobraz Ekstraklasy i długo odgrywać w nim ważną rolę. Nie zawsze pozytywną, sami niejednokrotnie mieliśmy się do czego przyczepić. A skoro Ekstraklasę właśnie opuściła dość ważna i niejednoznaczna postać – i naprawdę ciężko powiedzieć, czy do niej wróci – postanowiliśmy krótko podsumować spędzony z nią czas. 

Striptiz, Mila i wymówki. Jak zapamiętamy Tadeusza Pawłowskiego?

Jedno proste pytanie: co zapamiętamy z pobytu Pawłowskiego w Śląsku? Lecimy z odpowiedziami.

1. Striptiz na konferencji prasowej

Dobre pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz. U Pawłowskiego natomiast golizna przesłoniła wszystko, nieważne co potem powiedział, wszyscy i tak zapamiętali tylko, że przez dwie minuty rozpinał guziczki, by błysnąć nagim torsem. Według nas – niepoważna scena. A wiecie przecież, że zgadzamy się z tym, że – cytując klasyka – naszym chłopakom brakuje trochę luzu. Ale to była przesada.

Reklama

2. Mila znów wśród żywych 

Na początku było niewesoło.

– odebranie opaski kapitana i przekazanie jej Marco Paixao
– publiczna zjebka przed kamerami NC+: – Mila ma sześć kilogramów nadwagi, ostatnio strasznie się zapuścił. Jego tkanka tłuszczowa… a, może nie będę mówił na ten temat.
– ledwie 21 minut na boisku w pięciu pierwszych meczach nowego szkoleniowca (nie tylko z powodu urazu)

A jak to się skończyło, wszyscy wiemy. Przypomnijmy fragment wywiadu z Sebastianem, przeprowadzonego po bramce strzelonej mistrzom świata.

Szanujesz Pawłowskiego, że postawił cię na nogi, ale sytuacja z opaską nadszarpnęła twoją opinię na jego temat?
Sytuacja z opaską mnie bolała, ale jeżeli doprowadził do niej dla mojego dobra, to będę mu wdzięczny do końca życia.

Chciał cię wybudzić?
Myślę, że tak. Trener powiedział mądrą rzecz: „jeżeli poprzedniemu szkoleniowcowi przy twoich umiejętnościach wystarczała jedynie taka gra, to jego problem. Mnie nie wystarczy”. To mi się spodobało. Zrozumiałem, że chyba rzeczywiście za mało daję drużynie.

Reklama

3. Prawie „Trener Roku” według Weszło!

Niedługo znów czekają nas tego typu podsumowania, lecz tym razem Pawłowski nie ma żadnych szans znaleźć się w gronie kandydatów do tytułu, nawet gdyby było ono niemal tak szerokie jak lista płac Lechii Gdańsk. Ale poprzedni rok to inna para kaloszy, doceniliśmy, że Pawłowski do ligi wszedł z buta. W tabeli za 2014 Śląsk Wrocław był na wysokim trzecim miejscu, z 62 punktami na koncie, a to wynik naprawdę nielichy, bo z pewnością nie można było powiedzieć, że był to klub poukładany od A do Z. Ostatecznie wybór padł na Leszka Ojrzyńskiego, ale przed Pawłowskim też chyliliśmy czoła.

4. „Oszczędności” 

Kolejny znak, że Pawłowski to gość, który nie do końca wszystko ogarnia. Ostatni mecz długiego sezonu 2013/14. Drużynie Pawłowskiego nie groziły puchary (grała w grupie spadkowej), ale spadek też nie. Jednak stawką meczu z Koroną nie była przysłowiowa pietruszka, ale konkretny pieniądz – 400 tysięcy złotych za miejsce w tabeli na koniec rozgrywek. Nie musimy chyba przypominać, że w Śląsku nie przelewało się już wtedy.

A Pawłowski wychodzi na konferencję i z charakterystycznym uśmieszkiem oznajmia: E tam, zagrają rezerwy.

Na szczęście zapowiedział to na tyle wcześnie, że ktoś przytomny zdążył odwieść go od tego pomysłu i zmiany w składzie były kosmetyczne – udało się wygrać i zachować dziewiąte miejsce.

5. Ekstraklasa zmienia ludzi 

– Nie będę wywierał presji na sędziach, jak trener Probierz. Uchodzę za bezstronnego i inteligentnego faceta, więc nie chcę zmarnować takiego postrzegania – tak swego czasu Tadeusz Pawłowski zaczepiał swojego kolegę po fachu i trzeba przyznać, że długo pozostawał wierny swoim ideałom. Ale te skończyły się, gdy jak to się mówi: „zaczęło się palić w dupce”, bo wyniki nie były już tak piękne.

Szalał przy linii jak wszyscy, odpaliliśmy pierwszy z brzegu odcinek „Ligi od kuchni” z udziałem Śląska, a tam takie obrazki.

pawło

 No i słynne już: Sędziowie nie pomagają Legii, ale zaczynają się dziać dziwne rzeczy…

 6. Paplanina 

Generalnie tzw. cechą dominującą Pawłowskiego było to, że cały czas trajkotał. Bez opamiętania, a co gorsze – często też bez ładu i składu. Doceniamy otwartość na media, ale wbrew pozorom w tej zabawie nie chodzi o to, kto powie więcej, tylko wygranym – przynajmniej w naszym oczach – zostaje ten, który będzie mówił z sensem. Zmienianie zdanie co jakiś czas też nie jest mile widziane.

Weźmy sytuację ze schyłkowego okresu Marco Paixao w Śląsku. Najpierw było tak:

Z naszej, mam nadzieję, szczerej rozmowy zapadły mi w głowie jego pełne entuzjazmu słowa: „Bardzo chcę strzelać gole dla Śląska. Z pewnością mu to umożliwię!

Kilka chwil później tak:

Należy przewidywać, co się będzie działo w następnym sezonie. Wszystko wskazuje na to, że Marco nas opuści, więc powinien zrozumieć, że już teraz muszę myśleć, jak drużyna będzie funkcjonować bez niego.

A następnie znowu tak:

Chcemy dalej realizować filozofię zgodnie, z którą do samego końca będziemy chcieli wykorzystywać potencjał zawodników, których mamy w kadrze. Nawet jeśli po sezonie mają odejść.

Ostatecznie Paixao nie opuścił żadnego spotkania od grudnia do czerwca, ale co Pawłowski się przy tym nagadał, to jego.

7. Wymówki 

Końcówka pracy to już w zasadzie tylko i wyłącznie nieustanne szukanie usprawiedliwień i przekonywanie wszystkich do tego, by też zarzucili na nos różowe okulary. Napisaliśmy nawet o nim: jeśli orkiestra na Titanicu grała do końca, to Pawłowski był tym gościem, który z radością krzyczał „bis” i poklepywał po plecach pianistę. Do optymizmu dochodziła zaś paniczna ucieczka przed rzeczywistością.

Trener chwytał się każdej szansy, by wytłumaczyć, że to tak naprawdę nie jego wina, iż drużyna spisuje się poniżej oczekiwań. Najchętniej wykorzystywana była oczywiście śpiewka o pucharach. Jeśli wydaje się wam, że cztery mecze w lipcu to wymówka z wyjątkowo krótkim terminem ważności, to jesteście w błędzie, bo Pawłowski sięgnął po nią jeszcze w kontekście meczu rozgrywanego… 21 listopada. Tak, tak – były już trener Śląska wywlekał to na światło dzienne tak często, że nie zdziwilibyśmy się, gdyby jeszcze wiosną wspomniał o tym, jak źle wpłynęły na jego drużynę starcia z NK Celje i IFK Goeteborg.

*

Ale o tym już się nie przekonamy, teraz czas na Szukiełowicza. Tak jak Pawłowski mierzył się ze wspomnieniami po The Social One, tak nowy trener musi stawić czoła tym po Tedzie. Sądząc po jego pierwszym wywiadzie (KLIK), może być równie ciekawie.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...