Reklama

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

redakcja

Autor:redakcja

08 grudnia 2015, 14:28 • 8 min czytania 0 komentarzy

Przyznam się bez bicia – trochę nie mam weny, co pewnie wiąże się z tym, że nocami piszę książkę i jakoś nie mam czasu na to, aby na spokojnie zastanowić się nad felietonem. Cóż, wybaczcie, ale pewnie i tak wyjdzie to wam na plus, bo wiosną dostaniecie kilkaset stron dobrej lektury. Dzisiaj będzie tylko kilka moich zdziwień z zeszłego tygodnia, bo dziwić się nie przestaję.

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

* * *

Zrzut ekranu 2015-12-07 o 18.01.05

Zdziwienie pierwsze. W studiu onet.pl gośćmi Michała Pola są Tomasz Smokowski, Dariusz Szpakowski i Mateusz Borek. Przynajmniej trzy z tych czterech osób znają się na piłce. Pada stwierdzenie, że są na świecie topowi menedżerowie, którzy potrafiliby lepiej wykorzystać Roberta Lewandowskiego niż Pep Guardiola.

Bayern Monachium strzelił w tym sezonie ligowym 43 gole.

Reklama

Wśród innych drużyn, które są wysoko w tabeli w Europie, wygląda to tak:

Borussia Dortmund – 42
Barcelona – 34
Leicester City – 32
Real Madryt – 32
AS Roma – 30
Fiorentina – 30
Manchester City – 30
Napoli – 28
Arsenal – 27
Juventus – 22
Atletico Madryt – 20
Manchester United – 20
Inter Mediolan – 18

Wydaje mi się, że dla środkowego napastnika to naprawdę wielki komfort grać w drużynie, która strzela najwięcej goli w Europie, 90 procent czasu przebywa na połowie przeciwnika i w zasadzie nigdy nie jest spychana do głębokiej obrony. Lewandowski nie zdobył w Bundeslidze czterech goli, tylko czternaście – w piętnastu meczach. Aż się zastanawiam, ile na tym etapie sezonu miałby bramek, gdyby prowadził go szkoleniowiec potrafiący wykorzystać jego atuty. Ale coś mi podpowiada, że nigdy nie miał więcej, prawda?

Niestety, nikt nie wymienił nazwisk tych topowych menedżerów, którzy wykorzystaliby Lewandowskiego lepiej niż Guardiola. Czy chodzi o Beniteza? Mourinho? Simeone? Van Gaala? Pellegriniego? Chciałbym się dowiedzieć, który to trener sprawiłby, że w hierarchii światowego futbolu Lewandowski byłby jeszcze wyżej niż jest teraz? Niestety, ja nie mam pomysłu.

Jeszcze moment i się okaże, że Lewandowski zakręcił się wokół piątki najlepszych piłkarzy na świecie zupełnie wbrew Guardioli, który go spowalnia i uwstecznia. Nikt jakoś nie mówi, że on tam może być dzięki hiszpańskiemu trenerowi, a nie mimo niego. Że te wszystkie bramki, które taśmowo zdobywał w tym roku, rzadko kiedy wynikały z indywidualnych rajdów, a znacznie częściej z wykańczania akcji zespołowych. Bayern naciera non stop – z lewej, z prawej, środkiem, znowu z lewej, nacierają tam wszyscy. Owszem, napastnik musi uczestniczyć w rozgrywaniu, przemieszczać się po boisku, ale to jednak chyba lepsze niż cofać się pod własną bramkę, gdy bronisz się przed atakiem przeciwnika? Zdaje mi się też, że mimo ciągłego ruchu na boisku, to Lewandowski z całego Bayernu spędza najwięcej czasu w polu karnym i najwięcej otrzymuje w nim piłek.

Powstała kiedyś jakaś irracjonalna teza, że Pep Guardiola niszczy środkowych napastników. Gdyby się zastanowić, owe niszczenie polegało na to, że dostrzegł geniusz w Lionelu Messim i przesunął go na środek ataku, kosztem innych wielkich (ale jednak znacznie słabszych) napastników. Ten manewr poskutkował mniej więcej milionem goli zdobytych przez Argentyńczyka i tysiącem trofeów. W Bayernie Messi nie gra i dziwnym trafem Lewandowski ma się dobrze. Tak, Guardiola niszczy środkowych napastników. Najpierw jego środkowym napastnikiem był Messi i został zniszczony doszczętnie, a teraz jest nim Lewandowski i ledwo zipie.

Reklama

Śmiało Robert, idź do Beniteza. On wykorzysta twoje zdolności jeszcze lepiej. Wszak to pod jego okiem Gonzalo Higuain zdobył w tamtym sezonie aż 18 goli, a sezon wcześniej 17. To są dopiero liczby.

* * *

Zdziwienie numer dwa. Piotr Rutkowski udzielił wywiadu „Przeglądowi Sportowemu”. O Macieju Skorży powiedział tak: – Nadal uważam go za jednego z najlepszych, jeśli nie najlepszego trenera w Polsce.

Jest więc dla Rutkowskiego całkiem prawdopodobne, że Skorża to najlepszy polski trener. Postanowił go jednak zwolnić. Teraz w Poznaniu jest inny szkoleniowiec, aktualnie odnoszący dobre wyniki, ale de facto – od Skorży gorszy. Co więc dalej? Czy po ugaszeniu pożaru szanowny pan Maciej zostanie przywrócony do pracy, czy też Lech całkiem świadomie nie będzie korzystał z usług trenera, który jest najlepszy?

Jakoś mi się to kupy nie trzyma. Jeśli masz najlepszego trenera, a go zwalniasz, to chyba coś z tobą nie tak. Nie widzę tu długofalowego planu na zarządzanie klubem, mimo że wywiad pełen jest przeróżnych korpo-gadek właśnie o zarządzaniu (między innymi „zarządzaniu kryzysem”).

* * *

Zdziwienie numer trzy. Napisałem w felietonie dla „PS”, że Cadiz to szmaciarze i mogę to powtórzyć tysiąc razy. Po organizacyjnym blamażu Realu w Copa de Rey przepisy pozwalały na dwa wyjścia: walkower za pierwszy mecz (Cadiz nie składa wniosku), albo wykluczenie „Królewskich” z rozgrywek (Cadiz składa wniosek). Wybrano – jak w teleturnieju z Chajzerem – bramkę numer dwa, łapczywie. Zdziwienie polega na tym, iż w komentarzach ludzie tak stanowczo stają po stronie cwaniaków, a nie czystego sportu.

W całości wkleję mój tekst z „PS”, bo wciąż uważam, że tępym głowom trzeba niektóre rzeczy tłumaczyć wielokrotnie i łopatologicznie. Nawet to, że warto być przyzwoitym, a nie rzucać się łapskami na zostawiony na ławce portfel…

Jakże my lubimy się biczować. Kiedy Legia na skutek formalnego błędu została wykluczona z eliminacji Ligi Mistrzów, pełno było głosów: w profesjonalnym klubie coś takiego nie mogłoby się wydarzyć! U nas to wiadomo – klub-kukułka, amatorka, wielopoziomowy rozgardiasz, generalnie syf, kiła i mogiła, a na Zachodzie wszystko dopięte na ostatni guziczek. I gdzie ta Legia w Lidze Mistrzów, skoro nawet nie potrafi czytać regulaminów? Do książek, a nie na boisko!

Jerzy Dudek napisał wtedy felieton, który kończył się następująco: „Ciekawa była też rozmowa z Emilio Butragueno, obecnie jednym z dyrektorów klubu, zajmującym się organizacją. Słyszał o całym tym zamieszaniu w związku z Legią i Celtikiem. Skomentował to tak: – Współczuję wam, bo wiem, że dawno nie mieliście swojego klubu w Lidze Mistrzów, ale z drugiej strony nie mogę pojąć, jak w dzisiejszym świecie futbolu ktoś może wystawić niezgłoszonego piłkarza. I to jeszcze na takim poziomie. W Realu takie coś kontroluje kilka osób na różnych szczeblach…”.

Ha! W Realu kontroluje to kilka osób – ładna bajeczka dla pięciolatków. Finalnie okazało się, że nie kontroluje nikt, a prezes klubu ma pretensje do Villarreal – czyli ligowego rywala – że go o statusie Czeryszewa nie poinformował (cóż za absurd!), do tego wspomina, że jakiś faks nie doszedł. Może więc niepotrzebne te nasze ciągłe kompleksy, to wmawianie sobie, że do czegoś nie dorośliśmy albo że inni w porównaniu z nami to są dopiero profesjonaliści. Wpadki formalne zdarzają się i będą się zdarzać – tak dużym, jak małym. Przy czym błąd Legii był naprawdę trudnym do wyłapania szczegółem (piłkarz odcierpiał karę i nie grał w tylu meczach, na ile został zdyskwalifikowany), natomiast Real zaliczył blamaż tak wielki jak 0:4 z Barceloną. Teraz dla odmiany jakiś przedstawiciel warszawskiego klubu może powiedzieć do Emilio Butragueno: – Współczuję wam, bo wiem, że dawno nie mieliście Pucharu Króla w swojej gablocie, ale z drugiej strony nie mogę pojąć, jak w dzisiejszym świecie futbolu ktoś może wystawić niezgłoszonego piłkarza. I to jeszcze na takim poziomie. W Legii takie coś kontroluje kilka osób na różnych szczeblach.

Real został wyrzucony z rozgrywek. O ile dobrze wczytałem się w doniesienia z Hiszpanii, istniała inna możliwość – gdyby Cadiz nie złożyło oficjalnego wniosku, prawdopodobnie zostałby orzeczony walkower. A wtedy „Królewscy” mieliby szansę odrobić orzeczone 0:3. Cóż to byłaby za historia – malutcy przyjeżdżają na stadion giganta bronić wysokiej zaliczki. Obronić ją byłoby trudno, to jasne, ale nie byłoby to zadanie niewykonalne. Tego jednego dnia oczy całego świata byłyby zwrócone na mały klub z Kadyksu – dumny klub, który nie połakomił się na darmowy awans, nie składał protestu, tylko stanął do uczciwej walki. To byłaby prawdziwa szansa na przejście do historii futbolu i na zdobycie ludzkich serc. Awans wywalczony faksem będzie jedynie ciekawostką.

Mówiąc krótko, moim zdaniem Cadiz to szmaciarze. Owszem, takie ich prawo, ale generalnie prawem każdego jest być szmaciarzem albo osobą przyzwoitą. Walkower 3:0 byłby karą w stu procentach proporcjonalną i zgodną z duchem gry, ale dla szmaciarzy było to za mało.

Co się stało z tym światem? Dlaczego wykorzystywanie kruczków, nie mające nic wspólnego z futbolem i z duchem gry, jest przyjmowane tak bezrefleksyjnie? Z jakiego powodu wszyscy wzruszają ramionami i idą dalej? Czemu nikt głośno nie powiedział działaczom Celtiku Glasgow, że są padliniarzami i dlaczego nikt nie oburza się protestem Cadiz. Wszyscy za to ciągle mówią, że „przepisy to, przepisy tamto”.

W 1999 roku doszło do historycznego zdarzenia. Mecz Arsenalu z Sheffield United w Pucharze Anglii, bramkarz gości wybija piłkę na aut, aby lekarze mogli udzielić pomocy jednemu z jego kolegów. Chwilę później zawodnik „Kanonierów” Ray Parlour rzuca piłkę z autu w kierunku bramkarza Sheffield – chce ją po prostu oddać, zgodnie z zasadą fair-play. W sytuacji nie orientuje się jednak Kanu i przejmuje futbolówkę, następnie zagrywa do Overmarsa – ten trafia do pustej bramki. Gol zdobyty w taki sposób wywołuje protesty zawodników Sheffield, ale sędzia nie może nic zrobić: w myśl przepisów był to gol legalny.

Najciekawsze dzieje się później: Arsene Wenger jest zniesmaczony wygraną 2:1 i bramką Overmarsa. Mówi, że jego piłkarze „nie zrozumieli sytuacji” i oferuje trenerowi gości rozegranie całego spotkania od nowa. Zgadza się na to angielska federacja i faktycznie dochodzi do powtórki. Arsenal raz jeszcze zwycięża 2:1, ale już bez żadnych kontrowersji. Po latach myślę, że to był jeden z największych triumfów francuskiego szkoleniowca – bo był to triumf nie tylko sportowy, ale też moralny.

Czy istniał przepis, pozwalający powtórzyć mecz na wniosek trenera jednej z drużyn? Nie. A jednak znaleziono wyjście z sytuacji i czy świat futbolu dzięki temu stał się lepszy, czy gorszy? Moim zdaniem lepszy. Wciąż wolę grę, w której o przejściu do następnej rundy decyduje gra w piłkę, a nie cwaniactwo. Futbol, który kocham to taki, będący drogowskazem – jak walczyć, ale też jak postępować w codziennym życiu.

A teraz możecie się dalej oburzać i bronić szmaciarzy. Jak to się mówi – komentarze są wasze.

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...