Reklama

Śląsk bez wahań formy i na równym poziomie. Siedem porażek w 11 meczach.

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

06 grudnia 2015, 18:08 • 3 min czytania 0 komentarzy

Ostatnie zwycięstwo w lidze? 12 września. Od tamtej pory cztery remisy i siedem porażek, bilans bramkowy 5:15. Jeśli Michał Probierz mówił, że europejskie puchary to pocałunek śmierci, tak Śląsk ma porządną malinkę. I nie do końca wie, jak się jej skutecznie pozbyć.

Śląsk bez wahań formy i na równym poziomie. Siedem porażek w 11 meczach.

Współpracownicy Tadeusza Pawłowskiego wymienieni, sam Pawłowski – na urlopie. We Wrocławiu dokonali dotychczas kilku korekt, które nie przynoszą na razie żadnych efektów. Jedyne, co się zmienia, to miejsce wrocławian z tabeli. Gorzej być już nie może, bo Śląsk jest ostatni. Jeśli planował wyjść jeszcze dziś ze strefy spadkowej, potrzebował zwycięstwa nad Lechią. Ale z Lechią, która znajduje się tuż nad czerwoną linią, przegrał.

W 62. minucie gry goście oddali pierwszy strzał na bramkę.Wcześniej byli kompletnie bierni, w ogóle nie doskakiwali do przeciwnika, nie okazywali żadnej agresji, pazerności czy chęci odebrania piłki. Kiedy już tę piłkę mieli – bo mieć ją też musieli – nikt nie miał pomysłu, co z nią zrobić. Na skrzydłach bezradni Dankowski z Zielińskim, na środku mało kreatywny Gecov, a Flavio Paixao pozostawało tylko biegać pomiędzy przeciwnikami i czekać. Na co? Chyba na końcowy gwizdek. Dwa celne strzały przez półtorej godziny sprawiają, że nie jest nam wrocławian ani trochę żal.

Byłoby nawet niesprawiedliwe, gdyby dziś z Gdańska wywieźli choćby punkt. Kawał solidnej roboty w środku pola wykonywał Mila, dobrze zabezpieczał go Borysiuk, a ustawiony na szpicy Mak chętnie współpracował z pomocnikami. W końcu Mila uruchomił Wawrzyniaka, ten odegrał do Gersona – i gol, którego mógłby nie wpuścić Pawełek, a wpuścił Wrąbel. Ale powoływany do kadry pomocnik mógł dziś swoje liczby podkręcić mocniej: z rzutu wolnego uderzył centymetry obok słupka, a nieźle wystawioną przez niego piłkę zmarnował Łukasik.

Lechia robiła to samo, co w środowym spotkaniu z Pogonią. To znaczy, starała się narzucać swój styl gry, utrzymywała się przy piłce i nie pozbywała się jej w głupi sposób. Znów trochę brakowało wykończenia i… znów mogło skończyć się tragedią. Kilka dni temu Peszko w sytuacji sam na sam fatalnie przyjął piłkę, co zaraz skończyło się golem dla rywali, a dziś – Krasić z bliska walnął ponad bramką. Trybuny w Gdańsku się ożywiły, poleciała burza gwizdów, na murawie zaś kolejna kontra Śląska. No i wtedy, już w 90. minucie, wylądowała w siatce. Na szczęście dla gospodarzy, odgwizdano pozycję spaloną.

Reklama

Powiemy banałem: piłkarze Dawida Banaczka wygrali, bo na to zwycięstwo zapracowali. Ale jeżeli Śląsk też chciałby spróbować iść tą drogą – musi atakować trochę dłużej niż przez niespełna kwadrans.

***

Pomeczowy komentarz Thomasa von Heesena: – Milos Krasić w mojej opinii powinien zająć się fryzjerstwem, ewentualnie modelingiem. Niewykorzystana przez niego setka sprawiła, że Peszkina zapiekło w gardle, a mnie przed oczyma stanęły popowe piosenkarki, które w tej sytuacji zachowałyby się lepiej.

***

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...