Szturmem zdobył scenę, jego kawałki na YouTube zgarniają po kilka milionów wyświetleń, a wierni fani pod sceną wykrzykują teksty od pierwszego do ostatniego wersu. Złota płyta za album “Ezoteryka”, doskonale przyjęte mixtape’y oraz udane kooperacje z najważniejszymi postaciami polskiego rapu – osiągnięcia muzyczne można by zresztą wymieniać długo. Co ważniejsze – Quebonafide to gość totalnie zakręcony na punkcie piłki nożnej. A skoro tak – nie mogliśmy z nim nie porozmawiać.
Naprawdę jako szesnastolatek złożyłeś CV w portalu transfery.info?
Zgadza się. Jako szesnastolatek, albo siedemnastolatek.
Co poszło nie tak?!
Zadziałała selekcja! Nie załapałem się.
Ale serio, byłeś tak zafascynowany futbolem, że wiązałeś z tym przyszłość?
Tak, to był taki okres, że byłem naprawdę mocno wkręcony. Teraz też śledzę wszystko w miarę na bieżąco, ale już nie tak intensywnie, choćby z braku czasu. Wtedy gdybyś zapytał mnie wyrywkowo o jakikolwiek zespół z kilku najmocniejszych lig to pewnie byłbym w stanie wymienić większość zawodników. W szczególności fascynowały mnie te okienka transferowe, deadline day… Siedziałem cały dzień przed komputerem i wertowałem te wszystkie wiadomości.
Ale do współpracy ostatecznie nie doszło?
Nie, udzieliłem chyba tylko jednego wywiadu jakiś rok temu właśnie dla transfery.info. Chyba podczas tej rozmowy właśnie się “przyznałem”, że starałem się o angaż u nich. Mieliśmy porozmawiać dziesięć minut gdzieś w kawiarnii, a siedzieliśmy chyba z półtorej godziny. Jak już się rozkręciłem to zacząłem ich przekonywać, że Jackson Martinez to byłby idealny zawodnik dla Barcelony i tak dalej. Chyba nagadałem tyle głupot, że ostatecznie tego nie puścili.
Co do gadania – marzyłeś chyba też o tym, żeby zostać komentatorem?
Tak, to było ogromne marzenie, zresztą robiłem coś w tym kierunku: gdy był organizowany konkurs bodajże przez Canal+, jakieś cztery czy pięć lat temu, zgłosiłem się do tego. Wysłałem próbne piętnaście minut komentarza meczu Manchesteru City z Arsenalem. Wkręciłem się naprawdę mocno, wydawało mi się to jedyną alternatywą poza rapem. Zawsze chciałem robić to, co naprawdę lubię. A komentowanie wydawało mi się właśnie taką drogą, która sprawiałaby mi przyjemność.
Do teraz jak gram w PES-a wyciszam komentarz i sam wszystko sobie na bieżąco opisuję. Chociaż obecnie mam już trochę problem z wymową niektórych nazwisk.
Czyli po zakończeniu kariery – jak piłkarz, próbujesz sił jako komentator.
Bardzo chętnie. Na razie mam kilku kolegów w środowisku piłkarskim i na tym się kończą związki.
To jak GKS Katowice, bo miałem Szalę po swojej stronie
Przyznajesz, że chłonąłeś wszystkie ligi, ale chyba najmocniej ciągnie cię do angielskiej. Ona chyba też najczęściej przewija się w twoich tekstach.
W angielskiej chyba zawsze najwięcej się działo, szczególnie jeśli chodzi o te wspomniane transfery. Nawet kluby ze środka, Southamtpon, czy w tym sezonie West Ham United, który kupił Payeta, wyróżniającego się zawodnika jednej z najlepszych drużyn w bardzo silnej lidze. To Anglicy mają największe możliwości finansowe i transferowe, oni mogą sobie pozwolić najdroższe zakupy i najbardziej efektowne okienka transferowe. I dotyczy to także klubów z dołu. Tylko… coś im ta Liga Mistrzów nie odpala i w ogóle europejskie puchary. Ale tak, zdecydowanie najmocniej interesuję się ligą angielską i do teraz chyba całkiem nieźle orientuję się w składach.
Od czego to się właściwie zaczęło? Zazwyczaj każdy, kto ma swoją ukochaną zagraniczną ligę ma taki skład, zawodnika, mecz, od którego rozpoczęła się cała zajawka.
Moment, który najbardziej zapada w pamięć. U mnie chyba zaczęło się od Arsenalu w sezonie 2002/03, albo 2003/04, nie pamiętam dokładnie, co zresztą jest moim dużym grzechem jako kibica “Kanonierów”. Thierry Henry, Dennis Bergkamp, Pires, Wiltord i tak dalej.
Ten sezon bez porażki?
Tak. Rekordowa liczba punktów, żadnej porażki. Ale było sporo takich strzałów. Liverpool – AC Milan, kolejny bardzo ciekawy sygnał z ligi angielskiej, a przy tym chyba najlepszy mecz, taki najbardziej emocjonujący w moim życiu. Zresztą przypadł właśnie na ten okres, gdy najdokładniej śledziłem, co się dzieje w futbolu. To było super. Mega uderzenie, z 0:3 robi się 3:3, potem ten Szewczenko, interwencje Dudka. No ale to już Liga Mistrzów, co zaś jeszcze ligi angielskiej… Chyba najbardziej działa ten cały majestat. Anglia, świątynia futbolu, kraj, który to wynalazł, który zaczynał kopiąc ścięte głowy wrogów.
W ogóle w środowisku hip-hopowym Anglia jest chyba najbardziej popularna?
Nie do końca, a na pewno nie jest też tak, że ja się zamykam tylko w Premier League. Mój brat jest wielkim fanem Barcelony, więc tutaj wszystkie wiadomości siłą rzeczy mam na bieżąco. Cały terminarz i tak dalej. Zresztą lubię też oglądać ligę hiszpańską.
Zagaduję o tę ligę angielską, bo od dawna szukamy kogoś, kto z całym przekonaniem powie, że to najlepsza liga świata i będzie się można posprzeczać.
Chyba nie uważam, że Anglia jest najlepsza. Najbardziej wyrównana, różnice są najbardziej zatarte. No weźmy ten Southampton, który dwa lata temu na dobre odpalił, Tottenham…
W tym sezonie Leicester.
Tak, szkoda tylko że bez Wasilewskiego. Ale generalnie ten wyrównany poziom to jest coś, co na pewno przyciąga do Anglii. W Hiszpanii jest pięć najlepszych drużyn, które grają na bardzo wysokim poziomie, reszta zaś raczej ich nie dogania. Fajnie w ogóle, że to Atletico tak zawalczyło w Lidze Mistrzów i w miarę trzyma formę. Valencia sobie nieźle radzi, Sevilla wprawdzie obecnie rozczarowuje, ale gdybyśmy wzięli te cztery najmocniejsze zespoły z obu lig, to już by była dość dobra weryfikacja, tak jak i wyniki dotychczasowych bezpośrednich starć między nimi. Te europejskie puchary są jednak dobrym wyznacznikiem, dlatego ja bym się nie upierał, że Anglia jest najmocniejsza. Ale za to bardzo, bardzo ciekawa.
I to chyba najbardziej ujmujące, nawet drużyny z dołu mają pełne stadiony i potężne tradycje.
Do tego wierność tych kibiców, wszystko co się z tym wiąże. Oczywiście. Na przestrzeni całej ligi ludzie chyba bardziej tym żyją, bardziej to wszystko emanuje futbolowo, niż liga hiszpańska. Cała ta estetyka, obudowanie, to wszystko świetnie współgra. Swoją drogą, nigdy nie byłem nie byłem w Anglii i to chyba jedno z ostatnich europejskich państw, których nie odwiedziłem. Czekam na koncert, gdy będziemy tam grali to na pewno się przy okazji pojawię na Emirates.
Na wypełnionym po brzegi stadionie. Jak już przy tym jesteśmy – frekwencja Getafe czy Eibrar też nie wytrzymuje porównania z Newcastle albo Sunderlandem.
Właśnie. Co nie zmienia jednocześnie faktu, że oglądanie skrótów z Hiszpanii to czysta przyjemność, przepiękne gole tam padają.
Pod tym względem świetna jest też liga francuska, nawet jeśli połowę Marsylii – o czym już rozmawialiśmy – ściągnięto do Anglii.
I nie tylko, Gignac przecież w jakiś absurdalny sposób trafił do Meksyku! A Payeta trochę szkoda w sumie do West Hamu, Marsylia to przecież nie jest jakiś mały klub.
Tak jak i Arsenal. A ty chciałeś im kazać grać w baseball.
To był wers, który napisałem w momencie, gdy Arsenal był na dwunastym miejscu w lidze. Dwa lata temu, początek sezonu, bodajże pięć porażek z rzędu. To był zresztą follow-up do któregoś z dialogów z Simpsonów, trochę strawestowałem tę wypowiedź. Idealnie to pasowało to poziomu mojego wkurwienia na Arsenal w tamtym czasie. Ale też nie jestem jakiś na maksa wczuty w kibicowanie, lubię kiedy wygrywa, a kiedy nie, to powstają po prostu takie sarkastyczne wersy.
Takie zainteresowanie zagranicznym futbolem nie jest trochę efektem tego, że w Ciechanowie nie za bardzo miałeś komu kibicować? Bywałeś na meczach MKS-u w niższych ligach, może trenowałeś gdzieś u siebie?
Bardzo krótko trenowałem w B-klasowym Gryfie Kownaty, ale nie przebiłem się nawet tam. Co do MKS-u – w ogóle tego nie śledzę. Mam w drużynie kilku znajomych, wiem, że grają w czwartej lidze, ale niewiele więcej. Poziom… No Ekstraklasa to nie jest, także faktycznie przyjemniej jest patrzeć na Premier League. Chociaż na pewno fajnie by było, gdyby chłopaki awansowali. Kiedyś wpadałem na ich mecze, teraz każdy weekend jestem w trasie, więc nawet nie mam kiedy. Ostatni raz byłem pewnie ze trzy-cztery lata temu.
A rodzima Ekstraklasa?
Nigdy nie kibicowałem żadnemu z klubów polskiej Ekstraklasy, chociaż oczywiście zawsze wspieram polskie zespoły w europejskich pucharach. Odkąd pamiętam to wzbudzało u mnie dużo emocji, tak jak i mecze kadry, która teraz bardzo mi się podoba.
Cały czas tak było? Wielu ludziom kadra kompletnie zobojętniała, kiedy pół składu tworzyli obcokrajowcy.
U mnie kadra cały czas wzbudzała emocje, z tym że oscylowały one bardziej wokół wkurwienia. Znudzenia zresztą też. To było coś takiego. Nie ma co się na ten temat za bardzo rozwodzić, ja zdecydowanie bardziej “czuję” tę oczyszczoną kadrę, niż tę, która była wcześniej. Nie chcę żeby to jakoś nieładnie zabrzmiało i miało negatywny wydźwięk, ale właśnie tak to widzę. Bardziej się identyfikuję z tymi ludźmi, zresztą ci piłkarze, którzy teraz grają chyba lepiej czują powagę gry w tej reprezentacji. Wcześniej było kilku traktujących to raczej jako środek do realizacji jakichś własnych celów. Reprezentacja to nie trampolina, ale coś ważnego – jeśli identyfikujesz się z krajem, to jest to dla ciebie olbrzymia rzecz i duma. A gdy ktoś się tutaj nie wychowywał… Mam wrażenie, że może tego tak do końca nie czuć.
Teraz oglądam te wszystkie kulisy, kanał “Łączy nas piłka”. Bardzo mi się podoba to, co tam się dzieje, także pod kątem atmosfery. No i oczywiście podoba mi się gra.
Jesteś reprezentantem nieco młodszego pokolenia w rapie, więc i odbiór futbolu masz nieco świeższy. Ludzie z naszego pokolenia nie pamiętają brodatego Jorge z tekstów Eldo, za to żyją Moyesem i Hazardem. Nie masz wrażenia, że rap za waszą sprawą zaczął nadążać za piłką? W twoich utworach jest pełno nawiązań do współczesnego futbolu.
Te nawiązania wynikają chyba przede wszystkim z tego, że na ich temat bardzo łatwo się składa punchline’y, a u mnie to podstawa.
W ogóle odkąd w polskim rapie zaroiło się od hashtagów, zwiększyła się też liczba tych piłkarskich “mrugnięć okiem” i piłkarskich punchy.
U mnie one wynikają przede wszystkim z tego, że ja cały czas tym żyję. To moja największa pasja poza rapem i chyba jedyna, która utrzymała się na takiej przestrzeni lat. Mimo że momentami słabła – cały czas gram w piłkę, gdzieś tam amatorsko za nią biegam… Lubię to po prostu! Graliśmy na orliku trzy sezony z rzędu, teraz trochę z tego wypadłem z racji koncertów w weekendy, nie mogę z chłopakami grać na przykład w niedzielnej lidze orlikowej. Staram się jednak ten raz, dwa razy w tygodniu wyjść na piłkę, albo chociaż zorganizować coś w trasie. Czasem robimy tak, że umawiamy się z fanami na orliku przed koncertem w danym mieście.
Czytałem o takim meczu w Skarżysku-Kamiennej.
Tak, graliśmy tam, to był chyba jedyny mecz z fanami, który przegraliśmy! Teraz zresztą z chłopakami ze Skarżyska graliśmy w Lublinie, bo poszli tam na studia. Bodaj dwa tygodnie temu byliśmy razem na orliku. Ta piłka cały czas się przewija, więc trzeba o niej rapować, w końcu “jakie życie taki rap”.
Przy tego typu nawiązaniach czasem rzucacie żarty typowo dla piłkarskich fanatyków. “Tyle wiesz o rapie, co Adriano o szóstce Weidera”, czy “Nie mogę się odsłonić podczas gierki jak Jakub Kosecki” to nawiązania dość niezrozumiałe dla ludzi spoza klimatu.
Ten kawałek z Eripe był typowo dla osób “wczutych”, jest w całości o piłce nożnej. Może bierze się to też z tego, że mnóstwo osób reaguje na tego typu nawiązania, dostrzegam takie komentarze też ze środowiska piłkarskiego. Ostatnio wrzuciłem zdjęcie korków na Instagram i lustrowałem komentujących: “ten piłkarz, ten piłkarz, tego znam z meczu” i tak dalej. Wśród moich słuchaczy jest chyba sporo osób z tego środowiska, do kogoś to dociera i ktoś może się z podobnymi rzeczami identyfikuje.
Mnie nie zamienisz na Bereszyńskiego
W Ekstraklasie na bank masz chyba sporo słuchaczy. Śledzisz tę ligę?
Ekstraklasa jako całość, to jest taka liga, którą dopiero sobie odświeżam, bo po długim okresie intensywnego śledzenia wszystkiego, co się w polskiej piłce dzieje, przez ostatni sezon byłem zupełnie odłączony od jakichkolwiek informacji.
W rapie nie było tego widać. “Mnie nie zamienisz jak Bereszyńskiego” i tak dalej. Ogólnie ostatnio sporo tych nawiązań, też u Dwóch Sławów czy Eripe. By wspomnieć choćby “wszystkich bez biletów #Błaszczykowski”.
Piłka od zawsze była obecna w rapie, przywoływaliśmy tutaj chociażby Eldo. Raperzy zawsze się piłką interesowali, więc była też obecna w ich twórczości. Może obecnie jest tego jeszcze więcej, bo ostatnio coraz popularniejsza jest konwencja punchline’owa, oparta w dużej mierze na erudycji. Jeśli więc ktoś się futbolem interesuje, to też emanuje nim w tekstach przez porównania piłkarskie czy jakieś piłkarskie analogie. Wielu raperów zresztą do teraz pogrywa w piłkę, nawet po zrobieniu tej “kariery” muzycznej. W najbliższym czasie będę chciał zorganizować jakiś mecz charytatywny z udziałem raperów, połączony z turniejem konsolowym. Organizujemy te wspomniane meczyki na mniejszą skalę, teraz chciałbym rozkręcić to porządnie. Można wykorzystać popularność, żeby zrobić coś dla innych, a nie patrzeć tylko na siebie.
Pomożemy, kiedyś już organizowaliśmy mały mecz razem z Kartofliskami.
To ta “Ósma Liga Mistrzów”? Oglądam, kapitalne. Strasznie się na tym uśmiałem, komentarz “gra w stylu angielskim”, gdy latają te lagi od jednej do drugiej bramki. Mistrzostwo. To jest ta rzeczywistość futbolowa, którą poznałem od środka. B-klasa. Właśnie w takiej grałem, to był szczyt moich możliwości.
Jak długo grałeś?
Miałem kilka podejść do różnych drużyn. Niedługo to trwało, raczej nie miałem jakichś większych możliwości, zresztą to też kwestia przyłożenia się do gry. Ja nieszczególnie lubiłem biegać, wolałem samemu gnać z piłką. Tutaj się wszystko ucinało.
Pro Evolution, B-klasa, komentowanie. Jak pół Polski.
Tak, ale zawsze też mierzyłem siły na zamiary. Nigdy nie widziałem w sobie większego potencjału piłkarskiego, na szczęście udało mi się skupić grupę ludzi, z którym przez kilka ładnych lat graliśmy w piłkę. Osiedle na osiedle, tego typu sprawy, zaczęło się jeszcze w czasach, gdy mieliśmy dziesięć lat i trwa właściwie aż do teraz. Z wieloma z nich cały czas utrzymuję kontakt. Ale tak jak z piłką nie wiązałem przyszłości i nie napalałem się na karierę piłkarską, tak z komentarzem sportowym było inaczej. Kiedy tak siedziałem i mruczałem pod nosem, to czasami udawało mi się złożyć ciekawe zdanie. Widziałem, że to nieźle wychodzi.
Skoro radziłeś sobie we freestyle’u, to chyba poradziłbyś sobie w komentowaniu.
Wszystko to jest kwestia przygotowania, jeśli dobrze się przygotujesz statystycznie i merytorycznie, a następnie włożysz w to trochę emocji, to myślę że spokojnie można stworzyć coś ciekawego.
No ja bym chętnie usłyszał na antenie “Mucha nie siada, to nie Everton”.
Swoją droga, ciekawe, co się teraz dzieje z Jankiem Muchą.
Dużo miałeś takich nawiązań podczas rapowania na wolno?
Miliony. Na cypherach po prostu miliony. Przy takim oficjalnym freestyle’u rejestrowanym na wideo – nie pamiętam, ale na pewno mnóstwo. Czułem się mocny przy piłkarskich tematach, albo gdy ktoś sam do nich nawiązał. Kluczowe jednak są te cyphery, tam naprawdę był tego wysyp.
A odwrotnie, podczas tego komentowania pod nosem o którym wspominałeś zdarzają ci się jakieś soczyste wiązanki i punchline’y?
Notorycznie! Już o Benzemie bym teraz coś ciekawego złożył, chyba jak wrócę do pokoju, to sobie coś przygotuję na dzisiejszy koncert. On w ogóle ma być też zamieszany w jakieś poważniejsze zarzuty, kokainę… Nie kumam kompletnie tego, co tam się wyrabia. Widziałeś Facebooka Paula Pogby? Niesamowite to wszystko.
Nigdy nie zrozumiem, jak przy takich zarobkach można się w jakikolwiek sposób mieszać w coś takiego.
Ostatnio rozmawiałem o tym z kumplem. Kiedy człowiek nie ma w swoim życiu żadnej naturalnej adrenaliny, to zaczyna sobie szukać jakichś sztucznych sytuacji, w których ona by się pojawiała. Jak ma zbyt stabilne, “normalne” życie, to zaczyna coś tam robić na boku, co mu tej adrenaliny dostarcza. Ludzie, którzy mają mnóstwo sosu śmigają do kasyn i tam szukają jakiegoś zamiennika.
W utworze “Eden Hazard” też się zresztą ten temat przewija, razem z nazwiskiem Grosickiego.
Tak, tu akurat w zwrotce Muflona. W ogóle naprawdę, ostatnio jak się nad tym zastanawiałem, to tych nawiązań jest mnóstwo, chyba w co czwartym kawałku! Muszę to trochę przesiać i spróbować ograniczyć.
Wracamy do “mnie nie zamienisz na Bereszyńskiego”.
Tak, głośna sprawa walkowera po rewanżowym meczu Legii w Lidze Mistrzów. Byłem strasznie zły, bo zawsze kibicuję polskim zespołom w polskich pucharach, zresztą mam też w sobie jakiś taki prowincjonalizm, że jak Polak gdzieś gra, to zawsze wspieram jego zespół. O, teraz sobie też przypominam, że to też się ujawniło przy tej sympatii dla Arsenalu – tak naprawdę stałem się ich kibicem wtedy, gdy w bramce stanął Wojtek Szczęsny, później były te jego dobre mecze z Barceloną. Do tego jeszcze kumpel na studiach, bardzo zaangażowany w kibicowanie “Kanonierom” trochę mnie tym wszystkim zaraził. Arsenal w ogóle chyba ma w Polsce bardzo oddanych kibiców, jakoś na tle fanów innych zagranicznych zespołów wydają mi się bardziej zaangażowani.
A wracając do Bereszyńskiego… No czekam na ten polski klub w Lidze Mistrzów, tym bardziej, że nie załapałem się jeszcze na świadome oglądanie występów Widzewa i Legii w latach dziewięćdziesiątych. Było mi autentycznie smutno, że Legia teraz odpadła po takiej akcji.
Które z polskich prób dostania się do Ligi Mistrzów pamiętasz?
Na pewno Wisła z Panathinaikosem, Kuba Błaszczykowski na prawej obronie, później zszedł z urazem i oglądał ten mecz dalej o kulach. Radek Sobolewski strzelił gola w rewanżu, Wisła miała już znakomitą sytuację do tego, by awansować i jakoś Grecy zdołali to odrobić. Olisadebe u nich grał, chyba nawet zdobył bramkę. Ale lepiej i milej wspominam Puchar UEFA, Wisła – Parma, Wisła – Schalke, Wisła – Lazio… Do tego Lech, już chyba nie w Pucharze UEFA, ale Lidze Europy, Robert Lewandowski, ten Peruwiańczyk… Rengifo? Oni chyba we dwóch skaleczyli Austrię Wiedeń, strasznie fajnie się oglądało tego “Kolejorza”, potem zresztą eliminowali Manchester City. Do tego wcześniej Groclin Dyskobolia, też z Manchesterem City… Ostatnio nawet się zastanawiałem – z kim oni odpadli? Z jakąś niemiecką drużyną? Lech z kolei z Udinese.
Słynny błąd Kikuta.
Tak. Zawsze byłem w to na maksa wczuty, teraz zresztą też. Zarówno eliminacje do Ligi Mistrzów, jak i wszystkie występy w Pucharze UEFA czy Lidze Europy. Chociaż ostatnio zauważam, że mamy jakieś dziwne szczęście do losowania w miarę przystępnych drużyn, które wydają się w zasięgu, a potem jest słabo. Wisła przegrała z jakimiś ogórkami, potem te Basel, Nikozja… Lech z Żalgirisem. Sporo tego.
A pierwsze świadome wspomnienia z reprezentacją Polski?
Na pewno pierwszy mój świadomy mundial, Korea i Japonia 2002. Chodziłem wtedy do podstawówki, nie mieliśmy lekcji, tylko chodziliśmy do osobnej sali z telewizorem i oglądaliśmy mecze. 0:4 z Portugalią po bodaj trzech golach Pedro Paulety. Hajto wkręcony tak, że trzeba go było wiertarką odkręcać. USA 3:1, Radek Majdan w bramce, Żurawski nie wykorzystał rzutu karnego.
Kawałek “Mundialeiros” Pudelsów.
Tak. I monety z wizerunkami kadrowiczów, jakieś karty z piłkarzami.
Zupki instant.
Tak, to wszystko się pamięta, jeszcze to 0:2 z Koreą… Ale teraz, gdy sobie to wszystko przypominam, to chyba też mógłbym coś wskazać z tego wcześniejszego mundialu, w 1998 roku. Miałem wtedy siedem lat, już zaczynałem interesować się piłką. Nie wiedziałem jeszcze o co chodzi, ale oglądałem. Francuzi chyba wtedy grali najlepiej.
Ja najmocniej zapamiętałem Sukera. Którego chyba zresztą też miałeś w kawałku.
“Grałem w kratkę jak Davor Suker”. Teraz odżywają te wspomnienia, potem dwa lata później na Euro też chyba Francuzi wygrali? Z 1998 roku pamiętam też piłkę, Tricolore. Nie wiem czemu, ale to mi jakoś szczególnie utkwiło w pamięci.
Jeszcze tajemnicza zapaść Ronaldo tuż przed finałowym meczem.
Tak! Ostatnio sobie odświeżałem Ronaldo w jakiejś kompilacji, gdzie zestawiono go z Cristiano Ronaldo. Niesamowitą klasę pokazywał ten Brazylijczyk. Kawał piłkarza, mimo tych kontuzji. Zresztą nawet teraz oglądałem wideo, gdzie ważąc chyba ze 110 kilo zakładał siatkę podczas jakiegoś pokazowego spotkania futsalowego. Ale obiektywnie: moim zdaniem Portugalczyk jest lepszy. Przeżywałem bardzo grę obu, mimo tego, że oglądałem ich w różnych okresach mojej fascynacji piłką nożną, więc mogę chyba w miarę bezstronnie osądzić. Wiadomo, że ludzie ogólnie mają tendencję do negowania osiągnięć, które dzieją się w czasie teraźniejszym i z sentymentem będą wracali do tego, co działo się wcześniej, ale za dziesięć lat chyba wszyscy przyznają, że Cristiano też był legendą. Nawet jeśli teraz w komentarzach dominują zwolennicy Luiza Nazario de Limy.
Dla mnie krytyczny moment to było przyznanie przed samym sobą, że Messi jest lepszy od Ronaldinho. Długo starałem się tego do siebie nie dopuszczać. Ty chyba mniej kierujesz się sentymentami?
W ogóle. Nigdy tak nie miałem, ani z żadnym klubem, ani z żadną reprezentacją, które po czasie idealizowałbym ze względu na sentymenty. Lubiłem oglądać Anglię, pewnie ze względu na tę fascynację ligą angielską, ale poza tym nie przywiązywałem się. Tak jak teraz obserwuję ten wielki spór, wręcz wojnę o Barcelonę i Real… Jakieś internetowe walki… Nigdy nie miałem czegoś takiego, nawet z Arsenalem.
Arsenal, a zwłaszcza jego wyniki w ostatnich sezonach, uczą chyba dystansu.
Wieczna czwórka, fantastyczne czwarte miejsce. Ale teraz jest sporo lepiej, poza tym meczem z Bayernem wygląda to w porządku.
Mają szansę na mistrzostwo?
Na pewno personalnie dużo lepiej wygląda City, Arsenalowi brakuje chyba trochę środkowego napastnika z prawdziwego zdarzenia, niby jest Giroud, gra nieźle, ale brakuje mi takiego nazwiska z tej najwyższej półki.
Kogoś z Hiszpanii. Alexis się sprawdził świetnie.
Tak, ale ja uważam, że on w Hiszpanii też grał doskonale. Trafił po prostu na zespół, gdzie było jedenastu takich Alexisów. Nie da się zresztą w żaden sposób porównać Barcelony i Arsenalu, dwa różne kluby, z odmienną polityką transferową i odmiennym duchem drużyny. Nie wydaje mi się, żeby grał teraz dużo lepiej – po prostu inaczej się wygląda na tle kolegów z Londynu, a inaczej na tle Messiego czy Neymara. Gdyby wrzucić go teraz do PSG obok Zlatana, Moury, Lavezziego, Di Marii, Cavaniego – też byłoby mu trudniej się aż tak mocno wyróżnić. W Arsenalu jest gwiazdą i to na nim opiera się gra ofensywna. Nie ma trochę równowagi. Walcott? Może, ale on z kolei jest trochę szklany.
Jesteś wielkim fanem PES-a, co jest dla mnie…
…nie do przyjęcia?
Nie, nie jestem aż takim hardkorowym fanem FIFA, ale jednak – ostatnio PES chyba nieco w odwrocie?
Ja gram w tę serię jeszcze od czasów Winning Eleven na Playstation. Pozostaję wierny cały czas, ani na moment nie zdradziłem PES-a, przeoczyłem chyba tylko jedną edycję, gdy po prostu mniej grałem. Poza tym rok w rok katuję kolejne części. Kiedyś nawet wygrałem z wicemistrzem Mazowsza w PES-a 4:1 na jakimś turnieju, ale to były naprawdę stare czasy. Później przegrałem z wicemistrzem Polski.
Często uczestniczyłeś w takich turniejach, czy raczej preferujesz granie na kanapie?
Teraz, gdy często w weekend gramy trzy koncerty, następne dwa-trzy dni po prostu leżę na materacu albo w inny sposób się regeneruję. Czytam, siedzę przed telewizorem, no i oczywiście gram na konsoli, a że jeśli już gram – to zawsze w Pro Evo. Najczęściej internetowo, poprzez MyClub, odpowiednik FIFA Ultimate. Bardzo mi się to podoba, ale ostatnio coś zacząłem dostawać baty, co mi się wcześniej praktycznie nie zdarzało.
Tutaj też od razu mam skojarzenia z rapem.
“Komedia jak polski komentator w Pro Evo 6, więc dawaj”. W grze komentarz nie był najlepszy, ale obu bardzo cenię, uważam, że Mateusz Borek jest świetnym komentatorem, a Roman Kołtoń znakomicie go uzupełnia merytorycznie.
A gdy słuchasz na przykład Szpakowskiego… Poprawiasz go sobie czasem?
Tak. Biegnie Messi, a tu “Maradona, Maradona”. Albo jak to mówią: “już mu się Maradona włączył”.
Mistrzostwa Świata 2014. Dużo czasu spędzonego wspólnie ze Szpakowskim, prawda?
Tak, to jest kolejny taki okres, kiedy jestem pochłonięty tym wszystkim. Oglądałem większość meczów z Brazylii, zawsze zresztą razem z koleżkami prowadzimy zakłady, ja sobie wszystko bardzo dokładnie rozpisuję. Tak jak w ogóle nie obstawiam na co dzień, tak przy mistrzostwach świata zawsze się w to bardzo mocno wkręcam.
Oglądasz od deski do deski? To jest jak osiągnięcie na konsoli – “obejrzałeś wszystkie mecze mistrzostw”.
No jasne. RPA na pewno obejrzałem w całości, od razu sobie to postanowiłem jeszcze przed inauguracją. Ale w sumie większość turniejów staram się zaliczać w ten sposób. W tym ubiegłorocznym, gdy mecze się pokrywały, oglądałem powtórki. 90% meczów na pewno obejrzałem.
To kiedy ty właściwie masz czas na rap?!
Nocą. Tylko nocą, numery zaczynam koło drugiej, piszę do ósmej. To jest mój stały czas pracy. Chyba ze trzy, może cztery razy napisałem coś w ciągu dnia. Noc jest spokojniejsza, dobrze na mnie działa, można się skupić, opracować sobie jakiś “mind mapping”. Wdrożyć się w klimat i dopiero coś napisać.
Ale jednak, mówiłeś że przez styl życia rapera odpuściłeś jeden sezon Ekstraklasy.
Tak, ten poprzedni, ale teraz staram się już być na bieżąco. Nie sympatyzuję raczej z żadną drużyną, po prostu najczęściej oglądam te, które grają dość przyjemnie dla oka. Dobrze się ogląda w tym sezonie Piasta. Na razie działa ta maszyna, Latal im chyba serwuje porządne treningi. Widowiskowo gra też Legia, sporo strzelonych goli, sporo tracą. Ostatnia akcja Guilherme, Jodłowiec piętą… Fajnie się to ogląda. Teraz przez wzgląd na Kubę Świerczoka często śledzę mecze Górnika Łęczna, widziałem chyba ostatnie sześć, nawet w trasie, przed koncertem, gdzieś znajdujemy telewizor i oglądamy jak sobie radzi. Kogo jeszcze by można wyróżnić… Na pewno Nikolić, który pewnie zaraz odejdzie. Swoją drogą, zastanawiam się jak to się dalej potoczy, bo Kamil Wilczek, król strzelców, w Carpi zagrał dwa mecze od początku sezonu. Ale Nikolić to jest moim zdaniem potencjał na podstawowego napastnika średniaka z dobrej ligi, może nawet niemieckiej czy angielskiej. Zwoliński z Pogoni, też duży talent. Podoba mi się gra Fojuta, bardzo cenię Drągowskiego, Duda ma papiery na piłkarza, Guilherme robi sporo zamieszania. Ciekawy jestem jak będą się prezentować ci dwaj pod okiem Czerczesowa. A co do Drągowskiego, to wydaje mi się, że to jest moment na zagraniczny transfer.
Jesteś zwolennikiem takiego wyjeżdżania od razu po jednej dobrej rundzie?
To zależy od zawodnika. Na przykład jeśli chodzi o Milika to wydaje mi się, że powinien jeszcze ugruntować swoją pozycję w Ajaksie. Przynajmniej sezon na podkreślenie swojej klasy. To zresztą zależy od bardzo wielu czynników, trochę od szczęścia, trochę od trenera. Milik sam o tym pewnie wie, bo w Bayerze na początku się nie przebił. Tutaj też jest trochę przypadku, bo na przykład Kuba Świerczok w pierwszym meczu w Kaiserslautern miał taką sytuację, że prawie wrzucił gola w debiucie, zabrakło tam naprawdę niewiele. Może gdyby ta piłka wpadła, wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej, może by nie grał w Górniku Łęczna, tylko gdzieś w Bundeslidze.
Skąd się w ogóle znacie?
Poznaliśmy się na Wielkiej Bitwie Warszawskiej, jak jeszcze startowałem. Bardzo szczery człowiek, jak coś myśli, to mówi. Mam paru kolegów w środowisku piłkarskim, którzy kupują moje płyty, ale nie chcę się tym jakoś za bardzo chwalić. Znalazłoby się paru ananasów. Byłem nawet ostatnio na meczu Górnika Łęczna z Cracovią, bo i Kuba, i Łukasz Tymiński to moi koledzy. W Łęcznej jest ciekawy klimat, na tym spotkaniu z Cracovią w takiej totalnej ciszy, nic się nie dzieje, piłka w środku pola, kopią, kopią i nagle taki potężny okrzyk: “techniicznyyy kurwoooo”. Techniczny, który nic nie zawalił, nawet tablicy świetlnej nie pokazywał, nikt się do zmiany nie szykował. Kilka sekund i “liniooowy ty cwelu”.
Ale na młynie nie byłeś nigdy?
Nie. Chyba bym się nie odnalazł, jestem w stanie docenić to szaleństwo, jestem w stanie powiedzieć, że to coś efektownego i dobrze przygotowanego, ale to chyba nie dla mnie. Też ze względu na to, że nie mam nawet za bardzo gdzie iść, jak już wspomniałem nie jestem kibicem żadnej drużyny.
W pewnym momencie wspomniałeś “już mu się Maradona włączył”. Śledzisz te wszystkie memy piłkarskie?
Jasne. Te z Czerczesowem, ze Sławomirem Peszką, mam w “polajkowanych” sporo tych stron z piłkarskimi memami. Ekstraklasa Trolls, inne tego typu.
Nie masz wrażenia, że tymi wszystkimi piłkarskimi nawiązaniami w rapie przyczyniacie się do budowania tej “football culture”, tak świetnie rozwiniętej w Anglii?
Mimo wszystko nie mam chyba aż takiej siły sprawczej. Albo może nie potrafię tego dostrzec. Nie czuję, żebym jakoś rozsławiał futbol, piłka nożna w Polsce to i tak hegemon jeśli chodzi o sporty. Zawsze się ludzie tym interesowali i jeszcze długo będą tym żyć. Ja miałem taki moment, myślałem, że widziałem już wszystko, że te zagrania się powtarzają, wszystko już było i się tylko dubluje. Ale potem trafia się mecz, gdy z 0:3 robi się 4:3 i rozdziawiasz gębę. Gdzie ja z tym swoim rapowaniem jestem przy tym wszystkim…
Ale te piłkarskie nawiązania, przez tę popularność futbolu, są chyba najczęściej komentowane. Może to moje piłkarskie skrzywienie, ale bardzo długo pamiętam wszystkie tego typu odniesienia.
Nie potrafię tego oszacować, w ogóle mam problem z taką autooceną w kwestii tego, do kogo trafia jakiś konkretny wers. Jakoś w tym całym procesie twórczym nie myślę, czy to się przyjmie i czy ludzie będą się z tym utożsamiać. Staram się też nie śledzić komentarzy, bo mimowolnie to by jakoś wpływało na moją twórczość. Chcę to robić po swojemu, od początku do końca.
Na fanpage’u facebookowym jednak cierpliwie odpowiadasz po raz setny, że jesteś za Arsenalem.
Ciągle o to pytają, ciągle ludzie myślą, że jestem kibicem Chelsea! Chyba po tym kawałku “Eden Hazard”.
Piłka, konsola, kawałki z nawiązaniami piłkarskimi, osiedlowe mecze. Od groma wspomnień związanych z futbolem.
Zdecydowanie. Chyba nawet większość wspomnień w życiu to odsiewając te koncertowe będą w ten czy inny sposób związane z piłką. Piłka, rap. PES 2016, Premier League, Ekstraklasa, granie na orliku. Do tego skóra społeczna, jakieś relacje międzyludzkie, ale z drugiej strony – większość tych osób, z którymi utrzymuję stały kontakt to właśnie koledzy, z którymi od kilkunastu lat gram w piłkę. Z Krzychem, z moim hypemanem, też się poznałem na piłce, jeszcze na betonowym “bojo” na “jedynce”, wtedy przy podstawówce, teraz już chyba gimnazjum.
Gruby na bramce i koniec meczu, gdy właściciel piłki musiał iść do domu. Miałeś tego typu historie?
Tak, łącznie z tym, że kiedyś ostro sfaulowany zawodnik przyprowadził swojego starszego brata, który tak przemalował faulującego, że nokaut od razu.
Fot. M. Szumko
ROZMAWIAŁ JAKUB OLKIEWICZ