Dziś nie będzie o wydarzeniu czy osobie z pierwszych stron gazet. Nie wykluczamy opcji, że nikt z was nigdy wcześniej nie słyszał o tym piłkarzu. Gdy rozmowa toczy się na temat jakiegoś Mendiety, to każdy automatycznie myśli o byłym reprezentancie Hiszpanii i gwiazdorze Valencii. Ale był też inny Mendieta. Zdecydowanie mniej popularny Paragwajczyk, Diego. Gość, który kopał sobie na piłkarskiej prowincji w Indonezji. I być może kopałby nadal, gdyby nie to, że zmarł równo trzy lata temu.
Powód? Jakkolwiek spojrzeć – absurdalny. Absurdalny i zarazem szokujący. Diego reprezentował barwy indonezyjskiego Persis Solo. Czyli grał w rozgrywkach, które interesują tylko największych futbolowych hipsterów i tamtejszą społeczność. Zarobki? Jakieś były. Gdyby wszyscy płacili na czas, dałoby się z nich spokojnie wyżyć. A że nie do końca tak było, przekonał się sam Diego – i rodzina, która musiała opłakiwać jego śmierć.
Klub zalegał mu z sześciomiesięczną pensją. Łącznie wyszło blisko 13 tysięcy dolarów. Jak się okazało – były to pieniądze, które mogły uratować mu życie. Diego został zainfekowany bowiem cytomegalowirusem, wywołującym cytomegalię. Chorobę atakującą ludzi o słabej odporności, a także noworodki, ale jak najbardziej uleczalną. Diego nie miał jednak środków na zakup antybiotyków i fachowe leczenie. Trzykrotnie z tego powodu zmieniał szpital. Przed śmiercią schudł o 17 kilogramów. Był wrakiem człowieka.
Mendieta zmarł 3 grudnia 2012 roku. Miał 32 lata. Został pochowany w koszulce Realu. Klubu, którego był wiernym fanem. Jego ciało zostało odesłane do Paragwaju.
Natychmiast po tym tragicznym wydarzeniu klub wypłacił jego rodzinie zaległe pieniądze. Reakcja władz Persis jest dla nas co najmniej zastanawiająca. Bo skoro mogli przelać kasę od razu po śmierci swojego byłego piłkarza, to czemu nie zrobili tego wcześniej? Nie chciało im się? Księgowy poszedł na urlop? Liczyli, że zawodnik zapomni o swoich zarobkach? Nie rozumiemy tego.
– Nie otrzymał żadnej pomocy, został pozostawiony sam sobie. Wspierali go tylko trzej koledzy z Paragwaju. Klub w ogóle nim się nie zainteresował – mówiła potem zdruzgotana żona Diego, która przedwcześnie została wdową. – To jest hańba dla całej piłki nożnej w Indonezji – stwierdził wówczas Frederique Wina, sekretarz generalny FIFPro azjatyckiej dywizji.
Zawodowy związek piłkarzy i FIFA szybko po całym zajściu zapowiedziały interwencję w tej bulwersującej sprawie. Światowa federacja wystosowała do władz indonezyjskiej piłki ostatnie ostrzeżenie i nakazała przeprowadzić im szereg reform, dzięki którym w przyszłości ma nie dochodzić już do podobnych tragedii.