Po wyeliminowaniu Glentoranu Belfast, NK Primorje i AC Parmy, drużyna Henryka Kasperczaka grała dalej. Dziesięć minut dzieliło piłkarzy Wisły od wygranej s Schalke. Trzynaście lat temu w Krakowie zagrali pierwszy mecz i zremisowali 1:1. W 81. minucie bramkę wyrównującą zdobył Emile Mpenza. Tuż przed przerwą bramkę dla Wisły samobójczym strzałem zdobył Poulsen. Wszyscy byli zgodni co do tego, że był to sprawiedliwy wynik.
Przed meczem wszyscy zastanawiali się, czy wystąpi w nim Arek Głowacki. Wystąpił i był bez wątpienia jednym z najsilniejszych punktów Wisły. Słabiej w obronie zagrała natomiast cała drużyna i stąd olbrzymie kłopoty jej piłkarzy w drugiej części gry. W 39. minucie padła dość przypadkowa bramka dla Wisły. Mirek Szymkowiak dośrodkował z 35 metrów na pole karne, a tam pechowo piłkę uderzył głową Christian Poulsen. Duńczyk, który przed meczem wspominał o Macieju Żurawskim, jako groźnym zawodniku, wyręczył go w strzelaniu goli. Piłka przekroczyła linię bramkową zanim zdołał ją zagarnąć Rost.
Konstruktorami akcji Schalke byli Asamoah, Mpenza, Bohme i Sand. W 81. minucie naturalizowany Belg pokazał na co go stać. Wykorzystał błąd wybiegającego z bramki Huguesa, minął bramkarza i trafił do pustej bramki. Później próbowali jeszcze Bohme i Hajto (obaj z rzutu wolnego), a w ostatniej minucie meczu szansę miał jeszcze Żurawski, ale jego strzał doskonale wybronił Rost.
– Zagraliśmy słabiej niż w obydwu spotkaniach z Parmą. Nawet w lidze zdarzało nam się szybciej rozgrywać piłkę, ale w Polsce nie mamy aż tak wymagających rywali. Zawodnicy Schalke zaskoczyli nas bardzo agresywną grą. W meczach z VfL Bochum i z Legią cofali się zawsze na własną połowę, a na nas wściekle się rzucili i wypracowali sobie od razu kilka znakomitych sytuacji – komentował Mirek Szymkowiak.
Tak naprawdę działo się dopiero w rewanżu, na Arena Auf Schalke, gdzie Rudi Assauer zjadał swoje cygaro.