Po wyeliminowaniu holenderskiego NEC Nijmegen, kolejnym rywalem Wisły w Pucharze UEFA była norweska Valerenga. Przeciwnika rzecz jasna przyjęty z szacunkiem, ale też i przymrużeniem oka. Klub z Oslo ledwo utrzymał się w lidze norweskiej, którą w Polsce rzecz jasna, poza wyjątkiem Rosenborga, uważano za słabszą od naszej. W Oslo skończyło się 0:0, w Krakowie skończyło się 0:0, a w karnych 3:4. Dwanaście lat temu Wisła po smutnym, topornym dwumeczu wyleciała z europejskich pucharów.
– Nie jest wcale słaba drużyna, jak się ją w mediach przedstawia, lecz ambitny, waleczny, grający agresywnie zespół – kurtuazyjnie tonował nastroje trener Henryk Kasperczak. Kurtuazyjnie, bo sam w głowie musiał mieć scenariusz zakończony awansem. Wyjazd z Oslo bez straconej bramki to był niemal wymarzony scenariusz. W Krakowie, przed własną publicznością, wystarczyło ukłuć raz i pozamiatane. – Spotykamy klub lepszy od nas, klub na dobrym, europejskim poziomie, ale przyjechaliśmy zagrać tutaj mecz. Wisła bardzo chce wygrać, ale nasza siła to świadomość, że nie mamy nic do stracenia – odbijał piłeczkę trener gości, Kjeltil Rekdal.
O przebiegu samego meczu nie ma co pisać. Klasyczna rąbanka. A potem szokująca prawda stała się faktem. Najlepszy klub w Polsce okazał się gorszy od jednego z najgorszych klubów w Norwegii. Wygranego wyłoniły karne, w których spudłowali Tomasz Frankowski i Mirosław Szymkowiak. Potem media pisały: jak można było przegrać z drużyną, która potrafiła się jedynie bronić? – Maradona i Platini też nie strzelali karnych. Trzeba teraz skupić się na lidze i zapomnieć o tej porażce – mówił Kasperczak na pomeczowej konferencji prasowej. Miał szczęście, że wtedy jeszcze nie było Weszło.
W lidze szli jak burza, a w europejskich pucharach kompletnie spartaczyli. Najbardziej podoba nam się nagłówek pomeczowego tekstu ze strony Wislaportal.pl, który zresztą zacytowaliśmy w tytule. “Wisła musiała uznać wyższość (sic!) Vålerengi Oslo i odpadła z tegorocznej edycji rozgrywek Pucharu UEFA. Mecz zakończył się dogrywką i rzutami karnymi. Frankowski i Szymkowiak niedokładnie strzelają i mordercy futbolu jadą swoim traktorem do III rundy.”