Chcielibyśmy mieć takie podejście do życia jak niektórzy piłkarze. Luz blues, czasem coś się wygra, czasem się przegra, ale ogólnie to zero stresu. Na przykład taki Richard Zajac, który buty na kołku już co prawda zawiesił, a dziś trenuje bramkarzy w Podbeskidziu. Słowak w ogóle nie uważa, żeby w poprzednim sezonie zaliczał babola za babolem. Błędy? Jakie błędy, dla niego to nie są błędy i rób mu co chcesz. Czytamy, co Zajac ma nam do powiedzenia i wprost nie dowierzamy: jak to możliwe, że ten kozak kończył karierę w Podbeskidziu a nie – co najmniej – gdzieś w Bundeslidze?
W rozmowie z portalem footbar.org Zajac o swoich OCZYWISTYCH wpadkach mówi tak:
To musielibyśmy wyliczyć te wszystkie bramki, po których niektórzy chcieli mnie ukrzyżować.
Na pewno była Lechia i sytuacja z Maciejem Makuszewskim.
Wspomniałbym jeszcze o pierwszej kolejce poprzedniego sezonu i meczu z Pogonią. Frączczak źle dośrodkował i wyszła z tego bramka. Nie czułem się za nią winny. Potem faktycznie była Lechia. Wcześniej robiłem wiele takich przerzutek. Wtedy akurat się nie udało. Zgłupiałem. Nie wyszło. Co tam jeszcze było…
Jagiellonia i trafienie Niki Dzalamidze.
Nie zrozumiałem się z Pavolem Stano. Nie chciałem wybijać piłki na oślep, wolałem podać do niego, ale pobiegł w inną stronę. Ale – podobnie jak wcześniejsze bramki – nie uznaję tego za typowy błąd bramkarski. Piast i Legia w Pucharze Polski? To były podobne sytuacje, lekki strzał na bramkę, piłka odbija się na nierówności murawy i zmienia tor lotu. Zgodzę się za to, że popełniłem błąd w starciu z Wisłą. Guerrier uderzył z ostrego kąta. Sam nie wiem jak wrzuciłem sobie piłkę do bramki. To faktycznie była typowa bramkarska pomyłka. Ale tylko to.
Przez cały sezon tylko jeden błąd? No, no, panie Zajac, co za perfekcyjny wynik! Aż prawie zapomnieliśmy, kto brylował w rankingu bramkarskich wtop, niemal umknęło nam też, kto tak dzielnie bił się o miano najgorszego bramkarza ligi w naszych notach. Słowak ewidentnie przedawkował tak zwaną „pozytywną pompkę”. Teraz pracuje jako trener bramkarzy, musi chwalić swoich podopiecznych za dobre interwencje, wytykać im błędy, a do tego potrzebna jest wiarygodność. A ciężko traktować na serio kogoś, kto uważa, że:
– nie popełnił błędu wychodząc z bramki tak daleko, że puściłby za kołnierz wagon uchodźców, a co dopiero celny strzał,
– nie popełnił błędu nastrzeliwując Makuszewskiego, który zdobył swoją najłatwiejszą bramkę w życiu,
– nie popełnił błędu asystując przy golu Dzalamidze,
– nie popełnił błędu nie łapiąc piłki po strzale Masłowskiego,
– nie popełnił błędu nie łapiąc piłki po strzale Ciechańskiego.
Zajac mówi o typowo bramkarskich błędach. Istnieje oczywiście możliwość, że zapadliśmy w zimowy sen i obudziliśmy się w świecie, w którym wybijanie piłki, podawanie jej do partnerów i łapanie strzałów nie należą już do typowych elementów gry bramkarza, ale większe prawdopodobieństwo ma to, że Słowak najzwyczajniej w świecie bredzi. Czasem wypadałoby przyznać się do błędów, wziąć je na klatę, szczególnie zważywszy na to, że minęło od nich już wystarczająco dużo czasu, żeby złapać do nich należyty dystans.
Choćby nawet po to, by dać przykład młodym, których się trenuje.
Fot. FotoPyk