Reklama

Koncert Barcelony i grecka tragedia Realu. El Clasico, którego nikt prędko nie zapomni

redakcja

Autor:redakcja

21 listopada 2015, 20:54 • 3 min czytania 0 komentarzy

Jeśli Barcelona przyjeżdża na Bernabeu z Messim na ławce, a potem ten Messi z ławki ogląda jak koledzy wbijają Realowi trzy bramki, grając porywającą, piękną piłkę, to pewne jest jedno – oto El Clasico, którego nikt prędko nie zapomni. Co prawda kibice „Królewskich” zrobią wszystko, by zapomnieć, ale będzie to niezwykle trudne, bo takiej rany nie zaleczy pobicie Las Palmas czy innego Eibaru. Szczególnie, że przypominać o 0:4 przy każdej okazji będą także ci z Barcy.

Koncert Barcelony i grecka tragedia Realu. El Clasico, którego nikt prędko nie zapomni

Świętowanie w Katalonii uzasadnione, no bo co tu w ogóle tłumaczyć? Największy rywal niemiłosiernie sprany w swojej świątyni. Wspaniała gra, przykład tego co dzieje się, gdy wielkie indywidualności, gwiazdy, umieją stawiać drużynę na pierwszym miejscu, z czego powstają kolejne kapitalne akcje, w których piłka chodzi jak po sznurku. Suarez – Neymar – Iniesta, ależ ich współpracę się świetnie oglądało. Piękno futbolu zawarte w ich telepatycznej współpracy. Iniesta, jak powiedział na antenie Tomek Ćwiąkała, popełniający asystę-dzieło sztuki przy golu Neymara, ten sam Neymar odwdzięczający się podaniem piętką przy potężnej bombie Andresa. A wszystko zaczął świetną akcją i zagraniem do Suareza ten, który „zajął” miejsce Messiemu: Sergi Roberto. Jego też należy docenić, udowodnił swoją wartość. Leo zresztą też się przypomniał, miał swój udział przy pieczętującym rezultat trafieniu. Popis, po prostu popis, od pierwszej do ostatniej minuty.

Real wyszedł nabuzowany, ale szybko uszło z niego powietrze i później nie miał na grającą koncert Barcelonę odpowiedzi. To był zespół rozbity, nie potrafiący grać wspólnie. Jeśli cokolwiek dobrego działo się w ataku „Królewskich”, to zwykle przez czyjś indywidualny zryw. Mechanizm zaprojektowany przez Beniteza nie działał, może zazębiał się ze słabszymi wielokrotnie, ale dzisiaj, na tle takiego rywala, nawet się nie włączył. Piłkarzy z osobna też można punktować, bo gdzie był Bale – nie mamy pojęcia, ale na pewno nie na boisku. O Benzemie zupełnie zapomnieliśmy, myśleliśmy, że facet jeszcze nie wrócił z aresztu. Tak, Real stworzył kilka dobrych okazji, właściwie zasłużył na honorową bramkę, ale Claudio Bravo też był jednym z bohaterów spotkania i łapał wszystko. Dwa razy obronił choćby uderzenia Ronaldo z kilku metrów – czapki z głów.

Osobny akapit należy poświęcić brutalności piłkarzy Realu. Obiektywnie trzeba stwierdzić, że niektóre zagrania były poniżej pasa. Gdy Isco zostaje wprowadzony, by poszaleć w ataku, wlać w kolegów wiarę, że w tym meczu da się coś jeszcze ugrać, a koniec końców swoją boiskową działalność ogranicza do bandyckiego kopnięcia z tyłu w nogi grającego fantastycznie Neymara… Ręce opadają. Pokaz bezsilności, frustracji. Kara za to musi być poważna, ale takich zagrań po stronie Realu było więcej. Najbardziej zastanawia co dzieje się z Cristiano Ronaldo. Jakże ironiczne – dopiero co obejrzeliśmy film-laurkę o nim, a teraz na boisku pokazuje zupełnie inną twarz, atakując łokciem Daniego Alvesa, odpychając Rakiticia. W ostatnich tygodniach to dla niego nic wyjątkowego,  bo przecież gonił też choćby za Krychowiakiem.

W Realu może dojść do trzęsienia ziemi. Kibice od samego początku nie są przekonani do Beniteza. Trybuny domagały się dzisiaj dymisji Pereza, skandując „Florentino dimisión!”. Trio BBC gaśnie w oczach. Barcelona? Na drugim biegunie. Tu będzie impreza do rana, jak to się mawia: wódka będzie lać się z kranów.

Reklama

Najnowsze

Inne kraje

Vinicius zmarnował rzut karny. Blamaż Brazylii z Wenezuelą [WIDEO]

Patryk Stec
11
Vinicius zmarnował rzut karny. Blamaż Brazylii z Wenezuelą [WIDEO]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...