Kto przesiadł się na włoski szlagier prosto z El Clasico, przesiadał się z rozpędzonego Lamborghini do Fiata Cinquecento. Niestety klasyk Serie A rozczarował i długimi minutami nie działo się zupełnie nic. “La Gazetta” szumnie zapowiadała ten mecz “Kto przegra jest stracony” i w tym kontekście to Dybali fani Juventusu mogą zawdzięczać, że nie spadła głowa Starej Damy.
O wrażeniach estetycznych nie ma co opowiadać, no, chyba że skupimy się na jednym konkretnym graczu, a mianowicie Dybali. W tej dzisiejszej mizerii prezentował się najlepiej. Miał trudne wejście do Juve, to prawda, wydawało się też, że przygniatają go oczekiwania, ale chyba chłopak zaczyna się budzić i nawiązywać do łatki supertalentu, jaką mu przyjęto. Łapie pewność. Gdy złapie ją na dobre, może być wielki, posiada takie przebłyski, które zdradzają niesamowity potencjał. On sam ma też poukładane w głowie, jest zarazem ambitny – po meczu wymownie powiedział “Stać mnie na dużo więcej”. O to właśnie chodzi.
Fajnie wyglądała też rywalizacja bramkarzy – z jednej strony 38 letni Buffon, z drugiej szesnastoletni Donnarumma. Trzeba przyznać, że stary lis nie został dobrze przetestowany, bo Milan rzadko potrafił zagrozić bramce Gigiego, ale młody Donnarumma znowu pokazał klasę. Takie umiejętności w takim wieku – naturalny talent. Choć to on wyjmował piłkę z siatki, a nie Buffon, to kto wie czy w korespondencyjnym pojedynku za ten wieczór nie postawilibyśmy na młokosa. Niestety fakt, że gołowąs z bramki był w Milanie najlepszy nie wystawia za dobrej recenzji reszcie zespołu. Co grał dziś Montolivo, który niby powinien regulować tempo gry – spuśćmy na to zasłonę milczenia.
Juve awansowało na szóste miejsce, wyprzedzając Rossonerich, do lidera z Florencji traci sześć punktów, ale Fiorentina – tak samo jak Inter – swój mecz gra jutro. Niemniej jednak Stara Dama wskoczyła do pociągu i goni czołówkę. Milan? Jeszcze nie teraz. Bywało gorzej, choćby w zeszłym sezonie, ale walka o Ligę Europy to maksimum, marzenia o Lidze Mistrzów trzeba odłożyć na kiedy indziej.