Reklama

Co się zdarzyło w Białymstoku, niech zostanie w Białymstoku

redakcja

Autor:redakcja

21 listopada 2015, 18:29 • 2 min czytania 0 komentarzy

Jeszcze w gimbazie o niektórych sprawdzianach z biologii czy innej geografii mówiło się, że są z rodzaju 3Z – zakuć, zdać, zapomnieć. Mecz Jagiellonii z Koroną też należy do grupy 3Z, tylko że schemat jest nieco inny – zobaczyć, zażenować się, zapomnieć. Jeśli ktoś zapyta nas za dwa tygodnie: „hej, oglądałeś ten mecz w Białymstoku?”, chcemy uczciwie, z ręką na sercu odpowiedzieć: „jaki mecz? Już nie pamiętam”. Marzymy o tym, żeby to spotkanie nigdy nam się nie przyśniło w nocy, gdzieś pomiędzy wizją, w której lecimy z przepaści, a koszmarem, kiedy goni nas stado dzików. Parafrazując znane powiedzenie: co zdarzyło się w Białymstoku, niech zostanie w Białymstoku. W zasadzie moglibyśmy wyłączyć dzisiejszą transmisję po bramce gospodarzy. Przez pozostałe 83 minuty nie działo się nic, co może mieć coś wspólnego z piłką nożną.

Co się zdarzyło w Białymstoku, niech zostanie w Białymstoku

O takich pojedynkach zwykło się mówić, że są przeznaczone dla koneserów. Z tymże tym razem nie chodzi o koneserów taktyki, a amatorów typowej, ligowej rąbanki. Obie drużyny prezentowały szeroki wachlarz zagrań, który powinien zachwycić nawet najwybredniejsze gusta:

– granie długich piłek do nikogo,
– granie długich piłek do przeciwnika,
– granie krótkich piłek do przeciwnika,
– strzały z czterdziestu metrów (Grzelak),
– przyjmowanie piłki na pięć metrów,
– podania do bramkarza.
– szeroko pojęte kiksy.

Musimy dodać, że koneserom o wiele bardziej podobała się gra Korony Kielce. Dziś to oni mieli wykupiony patent na pierdołowatość i brak techniki. Inna sprawa, że nikt w Białymstoku fajerwerków nie oczekiwał. Drużyna wygrała swój pierwszy mecz od dwóch miesięcy, co niezależnie od okoliczności wszyscy przyjmują z uśmiechem na ustach.

Jeśli już coś musielibyśmy zapamiętać z tego spotkania, niech będzie to strzał Łukasza Sierpiny z wolnego. Skrzydłowy Korony był dziś o włos – serio, o centymetry – od swojego pierwszego trafienia w ekstraklasie. Drągowski ani drgnął, kiedy piłka przelatywała obok słupka. Gość zaliczy za chwilę DWA I PÓŁ TYSIĄCA minut w ekstraklasie i jeszcze nigdy nie strzelił gola, nigdy nie asystował. A mówimy przecież o ofensywnym piłkarzu. Niebywałe. Paradoks sytuacji polega na tym, że trudno Sierpiny nie chwalić, szczególnie w tym sezonie. Jeżeli mamy wskazać kogoś, komu w meczach Korony chce się najbardziej – będzie to właśnie on.

Reklama

Jeśli ktoś liczył na przystawkę przed El Clasico – sorry, ale ten mecz raczej nie wprawił go w atmosferę piłkarskiego święta. Dobre przetarcie przed Legia – Śląsk? No… też nie. Po takiej rąbance może odechcieć się wszystkiego, a szczególnie polskiej ekstraklasy. Wstęp przed Łęczna – Ruch? Teraz, przy takim nagromadzeniu emocjonujących wydarzeń, sprzed tego meczu pouciekają nawet najwięksi hipsterzy.

jaga

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...