Reklama

Remis Wisły. Sensacja jak śnieg w styczniu

redakcja

Autor:redakcja

20 listopada 2015, 23:57 • 3 min czytania 0 komentarzy

Aż chciałoby się powiedzieć: „no nie, znowu to samo”. Jeśli swój mecz gra akurat Wisła, to śmiało możesz postawić u bukmacherów na remis. A kiedy jej rywalem akurat jest Górnik, to prawdopodobieństwo, że spotkanie zakończy się wynikiem nierozstrzygniętym, wzrasta do niebotycznych rozmiarów. I rzeczywiście tak się stało. Rezultat z zeszłej rundy – co jakoś zbytnio nas nie zszokowało – został powtórzony. Po wtorku następuje środa. Po jesieni zima. Stadion w Zabrzu jest “w budowie”. Są rzeczy stałe na tym szalonym, nieprzewidywalnym świecie.

Remis Wisły. Sensacja jak śnieg w styczniu

Mamy mały problem z jednoznaczną oceną tego meczu. Gdyby spotkanie trwało 45 minut, nie mielibyśmy wątpliwości, kogo należy pochwalić, a kogo zganić. W pierwszej połowie – świetnie Burliga, Brożek ze swobodą krakowskiego grajka ulicznego, Jankowski nieskutecznie, ale ogółem – cała ofensywa Wisły szybko, efektownie, z biglem. W drugiej – wyglądało to już zgoła inaczej.

Nie minęły dwie minuty gry i było już 0:1. Pytanie brzmi: co w tej sytuacji robili zabrzańscy obrońcy? Danch zupełnie stracił orientację w terenie i zgubił Jankowskiego, a Kopacz przykrył na poziomie, do którego przyzwyczaiła nas inna osoba o tym nazwisku. Być może był w tej sytuacji niewielki spalony Jankesa, ale jeśli już, to nie do wychwycenia dla ludzkiego oka. Rozgrzeszamy więc sędziego liniowego, w żadnym wypadku jednak nie rozgrzeszamy defensywy. Jasne, to była szybka, płynna akcja wiślaków, ale stopień ogarnięcia w tej sytuacji górniczej obrony bliski ich pozycji w tabeli.

Zresztą, w całej pierwszej połowie Wiślacy wchodzili w defensywę zabrzan jak nóż w mięciutkie masełko. Tylko cud – i indolencja strzelecka gości (Maciek, co to było?) – sprawił, że do przerwy krakowianie nie zdobyli więcej goli. Znając dosyć temperamentny charakter Janukiewicza – mógł w szatni zrobić swoim kolegom niemałą awanturę, zakończoną równie niemałą szarpaniną.

Na oddzielne pochwały zasłużył Burliga, który był na antybiotykach, a wyglądał, jakby zamiast tego zażył jakiś środek pobudzający. Pracował zarówno w defensywie, jak i ataku. Wytrzymał jednak tylko pierwszą połowę, potem zmienił go Denis „dokonuję samych złych wyborów” Popović.

Reklama

I właśnie w tym można upatrywać nieoczekiwaną zamianę ról w drugiej odsłonie. Kiedy Burligi zabrakło na murawie, gra krakowian posypała się jak domek z kart. Wisła kompletnie zgasła, a Górnik trochę się otrzepał. Gospodarze może nie zaimponowali nam jakimiś nieszablonowymi rozwiązaniami, ale przynajmniej grali agresywniej i z zębem. Wyższy pressing, wreszcie wymuszanie błędów, szczególnie na dość wolno reagującym Urydze. Efekt? Gol wyrównujący. Choć piłka po dośrodkowaniu Jeża leciała jakieś – plus minus – pół godziny, to wiślacy postanowili przybrać bierną postawę obserwatora. Do futbolówki dopadł Kosznik i zgrał ją do Kopacza, który udowodnił, że lepiej czuje się w polu karnym przeciwnika niż w swoim własnym. Górnicy w pewnym momencie mogli pokusić się nawet o wygraną, ale świetnie  w bramce spisywał się Cierzniak

Dwa słowa musimy wspomnieć o Korzymie. Chłopak od jakiegoś czasu prezentuje się słabiutko, a dziś zagrał po prostu katastrofalnie. Może i się stara, próbuje, ale kompletnie nic mu nie wychodzi. Kiedy już znalazł się w dobrej sytuacji, to nie wiedział nawet, jak uderzyć piłkę i postanowił się z nią zwyczajnie minąć. Szacunek dla zabrzan, że udało im się wyszarpać remis, mimo że przez większość meczu musieli radzić sobie bez napastnika. Z drugiej strony – mamy wrażenie, że nawet gdyby nie wyszli z szatni, Wisła i tak strzeliłaby sobie swojaka, żeby czasem nie zaliczyć wyniku innego niż remis.

Tabela? Barbórka dopiero za dwa tygodnie, ale na miejscu zabrzan już powoli zaczęlibyśmy się modlić.

npYTE2k

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...