Wspaniale kończy tę jesień drużyna Adama Nawałki. Po tym jak reprezentacja Polski pokonała przed paroma dniami Islandię, dziś bez większych problemów – już jako kadra PZPN – poradziła sobie z Czechami. I znów wszystko funkcjonowało tak jak należy – i atak pozycyjny, i błyskawiczna kontra a’la Mourinho, i stałe fragmenty. Potwierdziło się, że drużyna Nawałki ma chyba najszerszy repertuar ofensywny od czasów… Hmm… Engela? Beenhakkera? Kadra gra, strzela i sama się prosi o to, by dziennikarze pełnymi piersiami pompowali balonik przed Euro. Dwóch finalistów zostało właśnie rozbitych.
Generalnie co do not – nie spodziewamy się większych dyskusji. Boruc obronił, co musiał, a przy golu szans nie miał żadnych. Środek obrony bez zarzutu, choć najpewniej wyglądał Glik. Boki też co najmniej przyzwoicie. Jedyny babol grubego kalibru przydarzył się Jodłowcowi, który wystawił patelnię Krejciemu, ale jak tu się pastwić nad „Jodłą”, skoro on sam podwyższył prowadzenie na 2:0? Ponadto zachwycający Kapustka, przebojowy (choć momentami chaotyczny) Grosicki, przebudzony w drugiej połowie Linetty (jak Zieliński z Islandią!) i w miarę porządny Mączyński, który może i grał dyskretnie, ale jednak rozprowadził kontrę na 3:1, kiedy zaliczył asystę drugiego stopnia. Może nikt z drugiej linii nie pokazał klasy światowej, ale trudno kogokolwiek ocenić niżej niż „5”, a sami wiecie, jak rzadko zdarzają się u nas tak wysokie noty.
No i ten fantastyczny Milik. Co tu dużo mówić – MVP meczu. Kozak, który wziął na siebie ciężar pod nieobecność Lewandowskiego. Fantastycznie się patrzy na rozwój tego chłopaka. 21 lat, 22 mecze w kadrze, 10 goli. Gwiazda eliminacji, a dziś bramka i dwie asysty ze zwycięzcami grupy A, który odprawili Islandię, Turcję i Holandię. Bezdyskusyjnie international level w wykonaniu Arka i aż chciałoby się zapytać, gdzie leży kres jego umiejętności. A raczej – gdzie wisi. Bo wydaje się, że naprawdę wysoko…
Fot. FotoPyK