Wydarzeniami z piątkowej nocy w Paryżu w dalszym ciągu żyje cały świat i w najbliższym czasie pewnie się to nie zmieni. Są jednak pewne osoby, którym ten horror wyrył ślad w pamięci na całe życie. Załóżmy teraz taki scenariusz: jesteście piłkarzami klubu Premier League i jako że nie gracie w żadnej reprezentacji, dostajecie trochę wolnego. Szukacie pomysłu, jak zagospodarować czas w weekend i w końcu go znajdujecie. Wybór pada na stolicę Francji. Pakujecie manatki i wciskacie się w samolot, jednocześnie nie wiedząc, że może być to droga bez powrotu. Nierealne? A jednak.
A teraz wyobraźcie sobie, że nie jest to tylko czysto hipotetyczna sytuacja, a coś co przeżył Martin Kelly. Nazwisko, o którym już co nieco mogliście słyszeć, bo w miarę regularnie gra w Crystal Palace, a wcześniej zaliczył trochę meczów w Liverpoolu. Teraz możliwe, że usłyszycie o nim coś więcej i to nie z powodów sportowych, a z powodu tego, co przeżył w feralną noc w Paryżu. Facet naprawdę miał furę szczęścia w nieszczęściu. Inni nie mieli go aż tyle.
To miał być bardzo standardowy wypad, wiadomo – spędzanie kolejnego weekendu w domu niekoniecznie i nie dla każdego musi być atrakcyjne. Kelly wziął więc pod rękę swoją dziewczynę i wyruszyli. Wraz z towarzyszką wybrali sobie lokal w centrum miasta o wdzięcznej nazwie „La Perle”, czym zresztą zdążył się pochwalić na Instagramie. – Znaleźliśmy przyzwoitą małą miejscówkę na dzisiejszy wieczór – napisał pod zdjęciem. Wtedy jeszcze nie wiedział, że za chwilę wydarzy się tam akcja rodem z filmów Tarantino i będzie musiał oglądać podziurawione ludzkie ciała, krew spływającą chodnikiem oraz słyszeć przeraźliwe krzyki z każdej możliwej strony. Co innego, gdy ogląda się takie obrazki w kinie, a co innego, kiedy ma się je przed oczami i zachodzi w głowę, czy przypadkiem za chwilę nie zostanie się częścią tej przykrej scenerii.
Eskapada do Paryża przysporzyła powodów do stresu nie tylko Anglikowi. Łatwo można się domyślić, co przeżywała rodzina piłkarza. Zewsząd przecież szum informacyjny, z każdą minutą pojawiało się coś nowego, sygnały nieraz były ze sobą sprzeczne. W tym chaosie pojawiały się szczątki wieści, jakoby kafejka, w której czas spędzał Kelly również została zaatakowana. Jakby tego było mało, Martin przez kilka godzin nie odpowiadał na telefony. W takiej sytuacji naprawdę trudno zachować zimną krew i spokojnie oczekiwać. Co zrozumiałe, fani CP również pławili się w strumieniu niepokoju. W końcu jednak, około 2.00 nad ranem, Kelly dał znak życia, a klub za pośrednictwem Twittera szybko puścił w świat informację, że jest cały i zdrowy.
We have been in contact with @MartinKelly1990 tonight and can confirm he is safe and well.
— Crystal Palace FC (@CPFC) listopad 14, 2015
Dzień później Kelly nieoczekiwanie stał się bohaterem, bo wiele stron internetowych obiegły fotki, na których rzekomo pomaga rannym w tej masakrze. Jego reakcja? Zdziwienie i… natychmiastowe sprostowanie na Twitterze. – Widziałem obrazki chłopaka, który wygląda jak ja, pomagającego ofiarom, gwoli wyjaśnienia nie byłem to ja – napisał.
Martin kelly helping the injured in the bombings last night he was in a restaurant in Paris when the attacks begun pic.twitter.com/2vIqkvebTS
— Matty Duggan (@mattyduggan) listopad 14, 2015
Szczęście? W obliczu takiej jatki ciężko o nim w ogóle mówić, ale Kelly chyba nie ma innego wyjścia. W końcu wielu innym nie udało się umknąć przed pociskami seryjnie wydobywającymi się z luf Kałasznikowów, ani przed metalowym elementami wypełniającymi pasy szachida islamskich męczenników. Siostrze Antoine’a Griezmanna też to szczęście akurat dopisało, ale kuzynce Lassa Diarry już nie i została zamordowana w sali koncertowej Bataclan.
Mariusz Grzegorczyk