Reklama

Wybiła godzina zero Raula. Szkoda, że na kompletnym piłkarskim zadupiu

redakcja

Autor:redakcja

15 listopada 2015, 19:51 • 5 min czytania 0 komentarzy

Po odejściu z Realu grał jeszcze w Niemczech, grał w Katarze, teraz gra w USA, ale zawsze zostanie zapamiętany jako piłkarz Realu Madryt. Coś jak Alessandro Del Piero, o którym po wyprowadzce z Turynu zapomniano. Istnieje w głowach jako legenda, ale jako piłkarz już zrobił to, co do niego należało. Dziś w nocy ostatnia okazja, żeby zobaczyć na boisku cudowne dziecko Madrytu. Dziś być może ucałuje swój pierścień po raz ostatni. Nadszedł dzień, kiedy karierę kończy Raul Gonzalez Blanco.

Wybiła godzina zero Raula. Szkoda, że na kompletnym piłkarskim zadupiu

Każdy z fanów Realu wolałby, żeby ten dzień nastał może rok, a może więcej, ale na Estadio Santiago Bernabeu. Tam, gdzie przez lata był i mentalnie wciąż jest jego dom. I chociaż de facto karierę zaczynał w szeregach Atletico, to właśnie Królewscy przyjęli go i wychowali jak swojego, a on odpłacił za to swoją królewskością na boisku. Oprócz tego, że był piłkarzem, był też chodzącą instytucją. Facetem, od którego autorytet, czystość i uczciwość biły nawet przez ekran śnieżącego telewizora, podczas długich wieczorów z Ligą Mistrzów. Nieważne czy na białej koszulce było nabazgrane Teka czy BenQ. Wszystko się zmieniało, świat się kręcił, a ten chłopak wciąż ładował bramki. Jego dorobek został pobity wcale nie tak dawno przez Cristiano Ronaldo, który jest jednak zupełnie innym typem piłkarza. Ronaldo to robot, a Raul był połączeniem rzemieślnika i duszy artystycznej. Nie był finezyjny jak Leo Messi, z pewnością miał mniej talentu, ale na pewno nie mniej szacunku.

Ostatnio, siedząc w redakcji, zastanawialiśmy się do którego z obecnie grających na najwyższym poziomie piłkarzy można byłoby porównać Raula i okazało się to zadanie przerastające nasze możliwości. Benzema? Bez sensu. Lewandowski? Być może bliżej, ale nie do końca. Był od nich lepszy, gorszy? Trudno jednoznacznie zestawić dwóch piłkarzy, nawet grających na tych samych pozycjach. Był po prostu inny, wyjątkowy. Być może jedyny w swoim rodzaju, także przez to, że grał w czasach piłkarskiego bezkrólewia, a przynajmniej nie tak ewidentnego i trwałego, jak dziś. Raul to był Raul, kropka. I aż przykro, że o nim, jako o piłkarzu, piszemy już w czasie przeszłym, chociaż z naszych radarów zniknął właściwie już kilka sezonów temu.

Clipboard01

Cristiano Ronaldo, mniej czy bardziej kurtuazyjnie, zawsze mówi, że Raul jest prawdziwym madryckim numerem jeden. Dalej posuwa się Pep Guardiola, który powiedział: ten facet to najważniejsza postać w historii hiszpańskiej piłki. Skazą na jego fenomenalnym piłkarskim CV jest brak tytułów zdobytych na arenie międzynarodowej. Raul nie załapał się na złotę erę hiszpańskiego futbolu, nie był członkiem La Furia Roja, kiedy ta sięgała po mistrzostwo Europy w 2008 roku. Luis Aragones miał innych faworytów, a potem Raul był już za stary i rzeczywiście byli lepsi od niego. Ani razu nie sięgnął też po Złotą Piłkę, co w Hiszpanii do dziś uznawane jest za prawdziwy skandal. Niemal co roku, przez wiele sezonów, znajdował się w gronie faworytów, ale ostatecznie, choć piłkarzem był niezaprzeczalnie wielkim, nigdy mu się to nie udało.

Reklama

Na początku jego kariery często w jego kontekście padało określenie más talante que talento. Więcej ambicji niż talentu. Nie oznaczało to, że nie był utalentowany, ale w madryckiej kuźni nieoszlifowanych klejnotów było na pęczki. Świetnie określił to kiedyś Fernando Hierro, mówiąc, że w niczym nie był doskonały, ale we wszystkim bardzo dobry. To Raula cechowała dojrzałość i niezachwianie w postanowieniach, nawet w chwilach, w których można było zwątpić. Tak jak w październiku 1994 roku, kiedy debiutował w pierwszej drużynie. Przed meczem uciął sobie rozmowę z prezesem Jorge Valdano. – Jeśli chcesz wygrać, postaw na mnie. Jeśli chcesz przegrać, postaw na kogoś innego – miał powiedzieć nastoletni Raul.

Clipboard01

Powietrze zeszło już po dziesięciu sekundach od wejścia na boisko, kiedy zmarnował sytuację sam na sam. To była katastrofa. Partaczył wszystko, co tylko się dało, grał beznadziejnie, a Real przegrał 2:3. Myśleli, że znajdą go zaryczanego w jakimś kącie, albo w pomieszczeniu na miotły, ewentualnie już w autokarowym kiblu. Zdziwili się, kiedy rzeczywiście był w autobusie, ale spał jak dziecko. To, że zawalił mecz w największym klubie świata, nie robiło na niego wielkiego znaczenia. Ot mecz, będzie takich jeszcze tysiąc. Poza tym… Czy ktoś z was przypomina sobie Raula z miną Ronaldo? Płaczącego, rzucającego się w polu karnym, z głupim uśmieszkiem czy puszczającego oko do sędziego? To potwierdzą nawet wyznawcy ronaldowej sekty. Raul był wzorem. Uśmiechał się często, nigdy nie złośliwie. Faulował? Pewnie, ale zaraz podchodził i podawał rękę, pomagając wstać. Zero złośliwości, zero pozerstwa. Klasa sama w sobie.

Pamiętamy jak odchodził z Realu, w jakich okolicznościach. Zepchnięty na boczny tor, bez należnych mu honorów. Trochę w stylu Alessandro Del Piero, który też uniósł się honorem i nie miał zamiaru siedzieć na ławce rezerwowych. O epizodach poza Realem nie ma co pisać, może poza tym, że wszędzie go uwielbiano. Wszędzie, od Gelsenkirchen, po Nowy Jork, był tą samą wielką osobowością. Budzącą respekt, ale w żadnym wypadku strach.

Szkoda, bo chociaż z wielkiej piłki zniknął już kilka sezonów temu, to cały czas mieliśmy gdzieś z tyłu głowy, że cały czas gra, że jego gole kogoś cieszą. Dziś to już ostatnia niedziela. Uciekał przed czasem, uciekał przed przeznaczeniem. Długo, bo do 38 roku życia, ale teraz najwyraźniej został zagoniony ślepą uliczkę. Na koniec może zdobyć 22. trofeum w karierze, NASL Cup. Przy Lidze Mistrzów czy Pucharze Interkontynentalnym brzmi średnio, ale dla Raula – znając jego ambicję – ma w tej chwili z pewnością największe znaczenie. New York Cosmos – Ottawa Fury, 23:00. Godzina zero. Mimo wszystko szkoda, że na zadupiu, na pomalowanym na kolorowo boisku, w lidze, w której jeszcze niedawno błyszczał Tomasz Zahorski.

Tak, czy inaczej. Adios Campeon!

Reklama

***
AKTUALIZACJA

Raul w swoim ostatnim meczu zagrał 90 minut, a jego drużyna – New York Cosmos – pokonała Ottawa Fury (3:2) i sięgnęła po mistrzostwo drugiej ligi amerykańskiej. Kariera w liczbach: 1034 mecze, 432 gole.

Clipboard01

Najnowsze

Ekstraklasa

Dariusz Mioduski skomentował sytuację w Legii. “Kiedy brakuje jedności, zaczynają się problemy”

Kamil Warzocha
0
Dariusz Mioduski skomentował sytuację w Legii. “Kiedy brakuje jedności, zaczynają się problemy”
Moto

Motorsport był dla facetów. Ale ona się tym nie przejmowała. Historia Michèle Mouton

Błażej Gołębiewski
3
Motorsport był dla facetów. Ale ona się tym nie przejmowała. Historia Michèle Mouton

Komentarze

0 komentarzy

Loading...