Wokół tego meczu powstała dość dziwna, niezrozumiała legenda. I my nie do końca ogarniamy dlaczego tak dobrze pamiętamy tę bramkę Radka Matusiaka i dlaczego wtedy ogranie Belgów na ich terenie uważaliśmy za tak gigantyczny sukces. A nie byli to Belgowie z Lukaku, Mertensem i Courtois, a – z całym szacunkiem – Emile Mpenzą, który parę lat później przymierzany był do gry w Dolcanie Ząbki. A jednak ten mecz, doping i jedynego gola, spokojnie moglibyśmy odtworzyć z pamięci.
Emocje trwały właściwie do ostatniej minuty, bo bramka Rado Matu, która na dobrą sprawę na dobre rozkręciła jego europejską karierę i zwróciła uwagę wielkich klubów, padła w pierwszej połowie. Długo męczyliśmy się po prezencie Daniela van Buytena. Kilka razy świetnie bronił Artur Boruc. Niezawodni byli przede wszystkim kibice, którzy wśród 40 tysięcy na stadionie byli niebywale widoczni, a przede wszystkim słyszani. No i niezawodny był Matusiak, wtedy jeszcze napastnik GKS BOT Bełchatów. Gorzej było z celownikiem Ebiego Smolarka, który zmarnował dwie czy trzy bardzo dobre okazje.
Dzięki tej wygranej przybliżyliśmy się do finałów Euro 2008. Po meczu niezłe rewelacje sprzedał natomiast Jacek Bąk. Powiedział, że Belgowie oferowali 10 tys. euro za sfaulowanie ich napastnika w polu karnym. Albo stracili głowę, albo pomylili Polaków z półamatorami z Wysp Owczych. Aha, pan Dariusz Szpakowski już wtedy miał jazdy, bo na Ebiego wołał Włodek, a dziennikarz przeprowadzający pomeczowy wywiad, życzył wszystkim wesołych świąt.