O Miedzi Legnica pisaliśmy ostatnio, że to mistrzowie przegrywania w końcówkach. Mecz z Rozwojem? Gole tracone w 88. i 90. minucie. Pojedynek z Sandecją? Bramka w doliczonym czasie gry. No, ale dziś karma wróciła. Znamy też już mistrza jesieni. Swoich meczów nie rozegrały jeszcze drużyny z miejsc dwa i trzy, ale wszystko jest już rozstrzygnięte: najlepsza w rundzie otwierającej była Wisła Płock.
1. To się musiało w końcu stać: przegrał Jerzy Brzęczek. Ale trzeba go usprawiedliwić – porażka z liderem to żaden wstyd. Tym bardziej, kiedy wchodzisz do klubu i robisz w nim TAKĄ robotę. Potknięcie przyszło dopiero w siódmym meczu na ławce trenerskiej (a wcześniej GKS dostawał po pysku w – tak na oko – co drugiej kolejce). Dwupak katowiczanom załadował Damian Piotrowski i zapewnił swojej ekipie miano lidera po rundzie wiosennej. Liga i tak przystępuje z marszu do następnej rundy, więc ma to mniej więcej takie znaczenie jak występ Estończyków na Eurowizji 2005.
2. Trzeci mecz z rzędu wygrywa Rozwój Katowice i musimy przyznać, że cały czas tkwimy w lekkim szoku obserwując tę drużynę. Nie ukrywamy, że to był dla nas jeden z głównych kandydatów do spadku. Szczególnie po tym, jak przez większość tej rundy przyjmował baty od każdego jak leci. Ale powiedzmy sobie szczerze: dziś, w meczu z Sandecją, mocno pomogło szczęście. Pierwszy gol dla katowiczan to kandydat do zwycięstwa w konkursie „piłkarskie jaja”. Słaby nawiązał do swojego nazwiska i zagrał piłkę do nikogo, Baran i Radliński wpadli na siebie, a piłkę do pustaka wkopał Czerkas. Chwilę po przerwie dołożył drugie trafienie – tym razem główką.
3. Jak zakończył się mecz dwóch klubów-przeciwieństw, bo chyba w takim tonie trzeba mówić o rywalizacji Stomilu Olsztyn i Miedzi Legnica, już wiecie. Z jednej strony Stomil, który radzi sobie zaskakująco dobrze, mimo że w klubowej kasie pustki jak na lotnisku w Radomiu. Z drugiej – majętna Miedź, od której wszyscy oczekują, że będzie biła łbem o szczyt tabeli, a ta wciąż nie może doskoczyć do czołówki. Olsztynianie w tygodniu postawili sprawę na ostrzu noża: chcemy wypłat. I zarządzili strajk. Trenowali tylko w czwartek. Dzisiejszy mecz pozostawiał sporo do życzenia, sytuacji było jak na lekarstwo i kiedy już wydawało się, że skończy się bezbramkowym remisem, goście strzelili bramkę. Rzut wolny, wrzutka Marquitosa, główka Midzierskiego. Nie przejdzie nam przez palce, że to sprawiedliwy wynik.
4. Olimpia Grudziądz. Cóż, sytuacja tego klubu jest dramatyczna. Drużyna prowadzona przez Skowronka to czerwona latarnia ligi i to taka – wiecie – świecąca najintensywniej, pełnokrwistą barwą. Jeśli już przy kolorach jesteśmy: taktyka gospodarzy na to spotkanie nie była zbyt wirtuozerska:
Jeżdżenie na dupach nie przyniosło efektu. Gra w osłabieniu przez ponad godzinę, sprokurowanie karnego… Granie na ambicji to dobry kierunek, trzeba dorzucić do tego jeszcze trochę myślenia.
5. Czerwono było też w Ząbkach, gdzie arbiter wyrzucił poza boisko aż dwóch zawodników gospodarzy. Ale wbrew pozorom przyznane czerwa nie miały zbyt wielkiego wpływu na wynik. Druga kartka została pokazana w doliczonym czasie, więc było już po herbacie. Pierwsza też dość późno – w 78. minucie za atak Klepczarka łokciem. Jeśli drużyna na serio myśli o ekstraklasie, nie może remisować u siebie 1:1 z MKS-em Kluczbork. Nie i koniec. Dwa ostatnie mecze w tym roku Dolcan zagra u siebie: z Pogonią Siedlce i Miedzią Legnica i… nie widzimy innej możliwości niż komplet.
6. Wszystko wskazuje na to, że na dobre tory wraca Chojniczanka Chojnice. Po tym jak zanotowała serię pięciu meczów bez punktu, gdzieniegdzie zaczęto przebąkiwać, że trener Mariusz Pawlak będzie musiał szukać sobie nowej roboty. No, ale dziś dzięki bramce Kieruzela zanotowała drugie zwycięstwo z rzędu i wygramoliła się ze strefy spadkowej. Gospodarze zaczęli już powoli zapominać jak smakują trzy punkty wywalczone w Chojnicach – ostatnio ta sztuka udała im się jeszcze w… maju.
7. Najbardziej rozstrzelani byli uczestnicy dzisiejszego ostatniego meczu. Roller-coaster swoim trafieniem rozpoczął Flis, potem dwa razy ukąsiła Bytovia – jeszcze przed przerwą z karnego (Surdykowski) i po zmianie stron z wolnego (Opałacz). Goście napierali, napierali, aż w końcu wepchnęli wyrównującego gola. – Lubię grać z trenerem Kafarskim, bo zawsze potrafimy się zaskoczyć i nasze spotkania są bardzo dobre, jeśli chodzi o taktykę – szczególnie w defensywie – powiedział po meczu Rafał Ulatowski. Ta ich wirtuozeria defensywna skończyła się czterema golami. Prawdziwy mecz dla koneserów.
8. Mecz Zawiszy Bydgoszcz i Zagłębia Sosnowiec został przełożony. Powód? Powołania zawodników do reprezentacji. Obie ekipy zmierzą się ze sobą 5. grudnia.
Fot. FotoPyk