Wojna o dominację w wiecznym mieście trwa od dekad, ale ostatnio to coraz częściej wojna o to, by nie pozwolić wymazać z włoskich stadionów kultury ultras. Walka z właścicielami klubowymi, policją oraz prefekturą rzymską – na Stadio Olimpico dziś są tak zaostrzone środki bezpieczeństwa, że za siedzenie na złym miejscu można dostać dwieście euro mandatu. Niedzielnego popołudnia derby Rzymu odbędą się w surrealistycznej atmosferze, bo pierwszy raz od niepamiętnych czasów bez ultrasów, Curva Sud i Curva Nord zgadzają się ze sobą jak nigdy: chcieliście derbów bez nas, no to macie czego chcieliście i zobaczcie jak to wam smakuje.
***
“Jak Lazio mogło nie przyjąć barw miasta w 1900?! To wstyd!”.
***
Roma powstała w 1927 z połączenia trzech rzymskich klubów: Roman, Alba Audace, Fortitudo; fuzję zainicjował Italo Foschi, sekretarz partii Mussoliniego, zresztą podobno na polecenie Duce. W Rzymie miała powstać silna drużyna, zdolna rzucić wyzwanie dominującym od lat potęgom z północy. Podobne scalenia ku chwale sukcesów miały wcześniej miejsce w Bari, Florencji, Neapolu.
Sklejono trzy zespoły, choć chciano wcielić jeszcze jeden: Lazio. Nie udało się tylko dlatego, że Giorgio Vaccaro, wpływowy faszystowski generał, zablokował ten ruch. Później Vaccaro został nawet szefem włoskiego związku piłkarskiego, rządził między 1933 a 1942, miał chłop plecy.
Mussolini oglądający drugie derby Rzymu
Roma z miejsca została najpopularniejszym klubem w mieście, trzy razy liczniejszym w kibiców niż Lazio. Aby podkreślić swoją tożsamość przyjęła barwy flagi rzymskiej, a symbolem uczyniła wilka, będącego również symbolem boga wojny, Marsa, ojca Romulusa i Remusa, mitycznych założycieli Rzymu. Trzeba dodawać, że to wilczyca również karmiła tę dwójkę? Cóż, tak głęboko zagrzebali powstający klub w rzymskiej symbolice, że brakowało tylko by grali w Koloseum, a honorowym prezesem uczynili Juliusza Cezara.
Ten wybór barw i symboli z miejsca rozsierdził fanów Lazio, którzy nagle stali się outsiderami we własnym mieście. Zachowując proporcje, to trochę tak jakby jutro na Górnym Śląsku scalono kilka pomniejszych marek, związano nowy twór ściśle z kolorystyką i symboliką regionu, wszystko celem ustanowienia uniwersalnej i jedynej słusznej piłkarskiej wizytówki regionu. Górniku, Ruchu – róbcie miejsce, wasza historia nieważna, od teraz stawiamy na nowych.
Romanisti odpowiadają wtedy: powstaliście dwie dekady wcześniej. Kto wam zabronił wybrać choćby rzymskich barw? Nikt. Macie biel i błękit na godle i pchacie się do reprezentowania Rzym?
Kolorystyka Lazio nie jest efektem czyjejś fanaberii. Klub powstał w 1900, cztery lata po pierwszej nowożytnej olimpiadzie w Atenach. Zakładano go z myślą o wielu dyscyplinach (wystartowano z trzydziestoma, futbol w 1902) i chciano ustanowić olimpijskie ideały za kompas, stąd też greckie barwy. Rzymskie akcenty też były i są: choćby Orzeł, insygnie rzymskich legionów, a zarazem symbol najważniejszego z bogów rzymskiej mitologii: Jowisza.
Próbować dzielić kluby pod względem ekonomicznym to rzecz karkołomna. Tak, Roma ma raczej rodowód z tak zwanej klasy pracującej, a Lazio z klasy trochę wyższej, ale nigdy nie było to drastyczne, a dziś jest właściwie zupełnie martwe. Podział geograficzny – Lazio panuje na północy, Roma na południu – jest nieco trwalszy, ale i tu granice się zacierają, mieszają.
Na pewno jednak romanisti robią co mogą by przylepić Lazio łatkę… wieśniaków i prymitywów. To jest kolejny element swoistego “wypędzania” laziali z Rzymu, pokazywania, że tylko Roma jest w pełni rzymska, jest “sercem miasta i jego jedyną miłością”. Według Giallorossi, gdy Lazio jedzie na mecz, zawsze robi to armadą traktorów.
Tak na przykład żartują romanisti z laziali
***
“Nosimy nazwę miasta, mamy jego barwy i jego symbol”.
Jeden ze sloganów Fedayn, grupy ultras Romy.
***
“Zawsze będę salutował, bo to daje mi poczucie przynależności do moich ludzi. Salutuję im, co jest znakiem, że też należę do tej grupy i wyznaję jej wartości, a nie te które próbuje narzucić nam społeczeństwo i system.”
Paulo Di Canio.
***
Baner “drużyna murzynów, której kibicują Żydzi”, baner “waszym miejscem Auschwitz, waszym domem piece”, wlepki z Anną Frank w koszulce Romy. Lazio wyrobiło sobie taką markę, że gdy kibice Tottenhamu zostali powitani w wiecznym mieście nożami (Spurs byli wyjątkowo popularnym klubem wśród Żydów na przełomie XIX i XX wieku), od razu uwaga publiki skierowała się na nich.
Ostatecznie zatrzymano trzech sprawców. Wszystkich z Romy. Giallorossi w swoim czasie potrafili wywiesić baner “Wczoraj Chelsea, dzisiaj West Ham, jutro Spurs?” nawiązujący do zgody z “Młotami” i korzeni “Kogutów”.
Czcionka w “KLOSE MIT UNS” nieprzypadkowa, stylizowana na SSmańskie “GOT MIN UNS”
To nie są derby, których osią jest ideologia, polityka. To znaczy: może już nie są, bo za czasów siły zafascynowanego komunistami Fedayn romanisti mogli uchodzić za lewoskrętnych. Ich przywódca, Roberto Rulli, wyglądał niepozornie – facet jak z kapeli rockowej, a nie boiskowy zabijaka. Ale miał charyzmę, odwagę i posłuch. Słynął z trzech rzeczy: zawsze mówił to co myślał, nie ważne przed kim stał. Był na każdym meczu Romy, domowym i wyjazdowym, jego blond czupryna była nieodzowna jak piłka, bramki i piłkarze. W walce był graczem frontowym, na pierwszej linii. Zginął w 1990 na północy, prawdopodobnie podczas ustawki z Torino. Nawet wtedy jednak, gdy Fedayn dominowała, silne od lat przecież było ultraprawicowe Boys of AS Roma. Tu nigdy nie było ideologicznej jednorodności.
Lazio ma opinię jednego z najbardziej prawicowych klubów Europy, ale i tu należy zadać pytanie: na ile to prawda, a na ile mit? Jak bardzo przysłużyła się takiej opinii legenda Di Canio? Gdy twoją wizytówką na kontynencie jest facet salutujący w wiadomy sposób, cały wydziarany dwuznacznymi symbolami, mówiący to co Di Canio zwykł mówić, to pewna łatka przykleja się na dobre.
Di Canio związany był z grupą Irriducibili, jedną z najsłynniejszych w historii włoskiej sceny kibolskiej. W pewnym momencie tak sławnej, że mającej własną maskotkę, swoisty trademark – Mr. Enricha; dokument o nich kręciło nawet BBC. W swoim czasie zasłynęli wsparciem dla Arkana, czyli Serba Željko Ražnatovića, podejrzanego o ludobójstwo, zbrodnie przeciw ludzkości i zbrodnie wojenne. Padli oni w pewnym momencie ofiarą własnej potęgi: urośli tak bardzo, że zaczęli sprzedawać swoje gadżety, wydawać własny magazyn, komercjalizować się. W 2006 doszło do schizmy i grupa podzieliła się: część członków uważała, że “Niezłomni” sprzedali się i reprezentują dziś to, z czym zawsze chcieli walczyć.
Czara goryczy przelała się w 2010, kiedy Irriducibili zaprosili na Curva Nord podczas wyborów prawicową polityk, Renatę Calverini. Już sam ten fakt rozjuszył pozostałe grupy, szczególnie, że u zarania grupa szła na ustach z hasłem rebelii przeciwko politykom, a jeszcze kobieta usiadła na obrazie zabitego kibica Gabriele Sandriego – niewybaczalne faux paus. Wręcz w komicznie wyrazisty sposób pokazujące, jak bardzo sztuczna była jej wizyta tam. Wkrótce “Niezłomni” zostali rozwiązani.
***
W 2006 ówczesny szkoleniowiec Lazio, Dellio Rossi, obiecał fanom, że jeśli Biancocelesti wygrają derby, to tuż po meczu zanurkuje w fontannie Gianicolo. Lazio wygrało 3:0, a trener przebrał się w strój kąpielowy i spełnił obietnicę.
Plotka głosi, że kibice Romy byli przygotowani na czarny scenariusz, a więc porażkę Romy, i zawczasu naszczali ile się dało do Gianicolo.
***
“Kiedyś wszystko było dozwolone, teraz jest zero tolerancji. Ale i tak nie robimy dość. Wszyscy muszą zrozumieć, że w futbolu są rywale, a nie wrogowie”.
Claudio Lotito, prezydent Lazio.
***
Bajecznie bogaty Cragnotti był jak dobry wujo, który nigdy nikomu nie żałował. Na przełomie wieków zmienił Lazio w europejską potęgę: Biancocelesti bili rekordy transferowe, mieli Nedveda, Verona, Simeone, Nestę, Mihajlovicia, kupowali za krocie Mendietę czy Crespo. Byli gigantami, a i ultrasom wujaszek nie żałował przywilejów, choćby darmowych biletów. Wkrótce zaczęły jednak wypadać trupy z szafy: kolos miał gliniane nogi, budżet oparty na kredytach. Gdy Cragnotti zwijał interes i Lazio mogło osunąć się w przepaść, pojawił się Claudio Lotito. Jak sam mówi: trwał pogrzeb, a on wszedł i go przerwał.
Uratował klub przed zgonem, ale na trybunach kochany nie był i nie będzie. To jeden z najbardziej zadeklarowanych tępicieli kultury ultras. Zaczął od tego, że skasował im wszystkie przywileje, z darmowymi biletami i fundowaniem opraw na czele. Dostawał groźby śmierci, listy z nabojem i kartką “to dla ciebie”, musiał nająć prywatną ochronę. Zawsze jednak podkreślał: to tylko hałaśliwa mniejszość.
W lutym 2014 sześć tysięcy laziali szło w proteście przeciwko niemu, na przedzie niosąc prowokacyjny baner: absolutna większość. Na Sassuolo przyszło tego dnia pięćdziesiąt tysięcy osób – bardzo dużo jak na przeciętną klasę rywala, ale zwyżka frekwencji wzięła się stąd, że była okazja dać nieoficjalne votum nieufności Lotito. Okrzyki “odejdź, odejdź” i “my albo ty” były głośne jak nigdy, banery “Libera la Lazio”, czyli uwolnić Lazio, zapełniały całe sektory.
Lotito po meczu odpowiedział, trzeba mu przyznać, błyskotliwie: “pozostanę niezłomny”. Nawiązał tym samym do wiadomego ugrupowania ultrasów.
Problem po części tkwi w tym, że wielu laziali wychowało się na czasach, kiedy ich duma była europejską potęgą, superklubem, vipem na bankiecie dla elity. Kibice nie akceptują przeciętności, interesują ich tylko mocarstwowe plany i powrót do tamtej niebiańskiej rzeczywistości.
Główną kwestią jest jednak zderzenie dwóch kompletnie odmiennych filozofii kibicowania. Z jednej strony fanatyczne trybuny, z drugiej facet mający wobec nich zero tolerancji. Słowa Lotito “Ludzie muszą zrozumieć, że futbolem należy się cieszyć, a nie poprzez niego szerzyć nienawiść i agresję. Na stadion trzeba iść cieszyć się grą, a na koniec zwycięzca i przegrany muszą być rozstrzygnięci w pozytywnej atmosferze, tak jak na angielskich stadionach” to manifest “upiknikowienia” włoskich aren, który fanatyków zawsze będzie przyprawiał o wymioty.
Jedna sprawa jednak: ultrasi mieli pretensje, że nie sprzedał klubu węgierskiemu konsorcjum reprezentowanego przez legendę klubu, Giorgio Chinaglię. Dochodzenie policji później powiązało oferowane pieniądze z Camorrą, która szukała kanałów na pranie forsy. Lotito ma łeb na karku, piłkarsko drużyna za jego rządów robi krok za krokiem do przodu, obie grupy jednak reprezentują punkty widzenia absolutnie nie do pogodzenia. Ta wojna nie ma prawa nigdy się skończyć.
***
A jaka jest relacja ultrasów i właściciela Romy, Jamesa Pallotty?
Konflikt wybuchł z wielką siłą, gdy zamknięto Curva Sud po tym jak pojawiły się na niej banery wyśmiewające Antonellę Leardi, matkę zabitego przez fana Romy Ciro Esposito. Pallotta powiedział wtedy o ultrasach per “pierdoleni idioci”. Ci wystosowali list-odpowiedź:
“Nie było jeszcze śladu ciebie w jajach twojego ojca, a wtedy my byliśmy w Turynie na meczu Roma – Milan, który przypieczętował nasz spadek. Kiedy się rodziłeś, my byliśmy na meczu Romy na Campo Testaccio.
Kiedy ty ekscytowałeś się swoimi Boston Celtics, my ratowaliśmy się przed spadkiem dzięki Pruzzo i 2:2 z Atalantą, by później, kiedy ty skakałeś po czyimś celnym koszu koszu, cieszyć się po Roma – Torino i płakać po Roma – Liverpool.
W wieku 53 zostajesz właścicielem Romy i pierwsze co robisz, to zmieniasz herb, który służył nam od 1927. Złożyłeś wiele pięknych obietnic, w które wielu chciało uwierzyć.
Na każdym stadionie my, kibice Romy, jesteśmy lżeni przyśpiewkami i oprawami, na co nie narzekamy, bo to część futbolu, a nie takich sportów jak koszykówka, gdzie telebimy mówią widzom kiedy kto ma klaskać.
A ty śmiałeś nazwać czternastu tysięcy z nas pierdolonymi idiotami, wchodząc w buty moralisty, których widzieliśmy wielu, a którzy nigdy nie zrobili nic dobrego dla Romy ani jej kibiców.
Dlatego jesteśmy na ciebie źli, James. I dlatego nie wrócimy na Curva Sud, a innych prawdziwych fanów Giallorossi zapraszamy do bojkotu”.
Pallotta robił później wiele, by na nowo zyskać zaufanie fanów, opowiadał jak mają na nowym stadionie Romy mieć swoje wymarzone miejsce, jak są duszą i sercem klubu, ale tak czy inaczej miesiąc miodowy dawno się skończył.
***
Lazio lubi czerpać z greckiej mitologii. Na wielkim bannerze uwieczniony Charon, który przeprowadzał martwe dusze przez Styks do świata umarłych, tym razem przewożący w łodzi Romę. Podpis: “Skończcie marzyć, że jeszcze zobaczycie niebo, przyszliśmy was zabrać na drugą stronę, na stronę wiecznej ciemności”.
***
To na Derby della Capitale zanotowano pierwszą ofiarę śmiertelną stadionowych zamieszek calcio. W 1979 Vincenzo Paparelli został na Stadio Olimpico trafiony w oko racą, a wskutek odniesionych obrażeń zmarł.
Najsłynniejsze są jednak zajścia z 2004 roku. Cztery minuty po zmianie stron mecz zamarł. Po stadionie rozniosła się plotka, że policja zastrzeliła małego chłopca. Z trybun widziano drobne ciało przykryte białym kocem.
Ultrasi wtargnęli na bieżnię. Trzech wybrało się z delegacją do Tottiego, rozmowy wyraźnie przebiegały według schematu: ty słuchasz, my mówimy.
Po wszystkim kamery wyłapały, jak Totti rzuca do Capello: “se giochiamo adesso, questi ci ammazzano” – jeśli zagramy, zabiją nas.
Mecz wstrzymano, piłkarze odmówili gry. Wkrótce sędzia Rosetti otrzymał telefon od ówczesnej głowy ligi, Adriano Gallianiego: padł rozkaz, by mecz przerwać. I wtedy zaczyna się totalna anarchia. Bójki przenoszą się na ulice, Stadio Olimpico mało nie zostało podpalone, rannych zostaje 170 osób.
Tymczasem zagadka małego chłopca zostaje rozwiązana nieco później. Nawdychał się gazu łzawiącego, wezwano karetkę, a leżał tak, by koc działał jako forma osłony i filtra. Szybko trafił do szpitala, nie stało mu się nic.
***
“Ponieważ bałem się co stałoby się, gdybyśmy przegrali”.
Gascoigne na pytanie dlaczego dwie minuty płakał na murawie po wyrównaniu w derbach 1992. Paul zresztą o derbach Rzymu miał tyleż dobre, co niesamowite historie: jako dowód na to, że derby Glasgow czy też północnego Londynu nawet nie stały w tej samej lidze co Derby della Capitale, wskazywał fakt bycia uderzonym po jednym z takich spektakli przez kibicującą Romie… zakonnicę.
***
5:1. W różnych miejscach Rzymu znajdziecie tak proste graffiti – po prostu 5:1 i nic więcej.
Enigmatyczne? Być może. Ale każdy rzymianin wie o co chodzi. 5:1 z marca 2002, cztery gole Montelli, lanie nad lanie sprawione przez Romę, choć Lazio miało wtedy arcyskład.
Laziali dwa lata temu przeżywali swoje chwile wielkiej chwały, a przyczyną były zwycięskie derby w finale Coppa Italia. Kibice potrafili wynająć samolot latający nad miastem z napisem “T’avemo arzato la coppa in faccia” (“podnieśliśmy puchar, a wy musieliście patrzeć”), a także następny “Wiemy, że was zraniliśmy: 26-05-13”. Festiwal wcierania soli w rany miał trwać, balony miały unosić nad Curva Nord gigantyczne trofeum na derbach, ale władze skasowały pomysł na finiszu – oczywiście nie bez protestacyjnej reakcji i fali nienawiści ultrasów.
Ostatni mecze też miał nie lada historię – nazwano go starciem za 40 milionów euro, bo rozstrzygał o tym kto wejdzie do Ligi Mistrzów bez kwalifikacji. Koniec końców po emocjonującym pojedynku to Il Capitano mógł paradować po murawie w t-shircie z szyderczym “Game Over”.
***
“Obie strony bardziej nienawidzą władz niż siebie nawzajem”.
Wright Thompson, ESPN.
***
Poranek 11 października 2007, bar przy zjeździe z L’Autostrada del Sole. 25-letni Gabriele Sandri ginie tu z ręki policjanta, Luigiego Spaccatorellego. Miała tu miejsce walka między kibicami Juve i Lazio, a Spaccatorella tak uspokajał sytuację, aż zaognił ją w całym kraju. Ultrasi wszystkich trybun byli zjednoczeni w nienawiści.
Luigi był zwykłym krawężnikiem z drogówki. Najpierw wystrzelił w powietrze, ostrzegawczo. Mężczyźni się rozbiegli uciekając do aut, a potem zmierzając na autostradę. Według rekonstrukcji ustalonej przez prokuraturę, Spaccatorella oddał dwa strzały w kierunku odjeżdżającego samochodu – jedna z kul zabiła Gabriele. Policjant tłumaczył później, że nacisnął spust przez przypadek, świadkowie twierdzili, że celował.
Sandri był bardzo dobrze znanym ultrasem, prywatnie profesjonalnym DJ-em, w dodatku w drodze na mecz. Gdy sąd przyznał policjantowi karę raptem 6 lat więzienia (później wydłużoną do dziewięciu), ojciec zabitego, Giorgio Sandri, powiedział tak: “Czuję, jakby zabili go po raz drugi. Ta decyzja to wstyd dla całych Włoch”. Ultrasi Lazio uznali, że to werdykt przeciwko nim i atakowali posterunki policyjne. W mieście zaczęły pojawiać się graffiti z Sandrim. Na jego pogrzeb przyszło pięć tysięcy osób.
Przede wszystkim jednak wywołało to wyjątkowe pojednanie Curva Nord i Curva Sud. Kapitanowie Lazio i Romy wspólnie składali kwiaty pod zdjęciem Gabriele. Wyobraźcie to sobie: Totti, ikona Giallorossi, oddająca hołd ultrasowi laziali. Nawet fani Romy wywiesili banner: “Gabbo: Uno di Noi!” czyli “Gabbo, jeden z nas!”.
***
Kibice Romy i Lazio nie wejdą na swoje trybuny, Curva Nord i Curva Sud solidarnie będą opustoszałe, choć zjeżdżają się goście z całej Europy – Wisła Sharks, West Ham, Levski, Ferenvcaros, Real. To protest przeciwko coraz większym zaostrzeniom bezpieczeństwa stadionowego. Fani będą towarzyszyć drużynie tylko podczas treningu i jazdy autokaru przez miasto.
Niektóre procedury część z was zrozumie, jak choćby dokładniejsze przeszukania, by nie wnosić niepożądanych przedmiotów. Ale fakt, że niektórzy potrafili dostać blisko 200 euro mandatu za to, że siedzieli nie na swoim miejscu już pewnie trudniej.
Prefekt Rzymu Franco Gabrielli wpadł na pomysł, by odgrodzić strefy w Curva Nord i Curva Sud plexiglassem, ograniczyć też wielkość tych sektorów o kilka tysięcy. Gabrielli chce zasłynąć jako ten, który skutecznie walczy z kibolami i przestępczością. Chce pokazać, że dzięki niemu Rzym staje się bezpiecznym miastem, gotowym na organizację Olimpiady w 2024, o którą się ubiega. Facet broni swoich racji wskazując na to, że zajścia z zeszłorocznego Coppa Italia kategorycznie nie mogą się powtórzyć.
Na swój sposób wygrał. Stadion bez ultrasów – czy nie tego właśnie chciał? Czy to nie marzenie jego i Lotito? Ale te kilkadziesiąt tysięcy ludzi będzie oglądać derby w różnych miejscach miasta. Tysiące z różnych opcji i klubów, przy wyjątkowej mobilizacji policji, a każdy policjant będzie miał dla nich tego dnia twarz znienawidzonego Gabriellego… Rzym po południu będzie beczką prochu. Już protest to forma wypowiedzi “macie czego chcieliście, oto derby bez nas”, a Derby della Capitale bez flag, rac, zorganizowanego dopingu i opraw, Corriere nazwało najsmutniejszymi derbami Rzymu w historii.
Jeśli ultrasi naprawdę chcą dopiec takiemu prefektowi, to właśnie robiąc dym na ulicach. Czują się osaczeni, coraz bardziej kontrolowani? No to nie trzeba tęgiej głowy, by prorokować, że istnieje spora szansa na manifestacyjne “zerwanie się ze smyczy”.
Leszek Milewski