Reklama

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

redakcja

Autor:redakcja

03 listopada 2015, 18:36 • 4 min czytania 0 komentarzy

Kibice Ruchu nie obejrzą na żywo najbliższych trzynastu wyjazdowych meczów swojej drużyny. I bardzo dobrze. Gdyby chodziło nie o trzynaście, ale o dwadzieścia trzy mecze, to też bym napisał: bardzo dobrze.

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Z jakiegoś powodu uchodzę za wielkiego przeciwnika rac. To pewnie efekt czytania po łebkach, jakże charakterystycznego dla naszych czasów. Szybko, szybko, nie ględź, mów „tak” albo „nie”, nawijaj, czy jesteś „za” czy „przeciwko”. No i mnie zakwalifikowano jako tego, który jest przeciwko. Bo kto by szukał odcieni szarości w tym czarno-białym świecie… A ja przeciwnikiem nie jestem, podobają mi się, tylko wiem też, że wiążą się z zagrożeniami. I dodatkowo uznaję za skrajną głupotę zabawę świecidełkami przy świadomości, że na pewno konsekwencją zabawy będzie kara finansowa dla klubu. Nawet gdy odpalane są przy maksymalnym zachowaniu bezpieczeństwa to ze względu na obowiązujące prawo porównałbym to trochę do przebiegania na czerwonym świetle przez jezdnię, gdy zupełnie nic nie nadjeżdża, za to na oczach nadgorliwego policjanta. Raz można, mandacik, trudno, stało się. Drugi raz – to już idiotyzm. Trzeci raz – ciężki kretynizm. Takie tam palenie pieniędzy i to w dodatku cudzych.

Kibice Ruchu przerwali mecz w Krakowie. Odpalili mnóstwo rac i rzucali je na płytę boiska. Raca trzymana w ręku, przy zachowaniu ostrożności, jest ładna (chociaż przesadnie kosztowna, przez co niepotrzebna – o tym było powyżej). Natomiast raca z ręki wyrzucona to narzędzie niebezpieczne. Środowiska kibiców często twierdzą: będziemy odpalać tylko w zorganizowany sposób, zero ryzyka! Niestety, ryzyko zawsze będzie, dopóki znaczną część naszych stadionów okupować będą jednostki nieszczególnie wybitne intelektualnie.

Wszystko w rękach rozsądnej osoby jest bezpieczne, a w rękach nierozsądnej prawie wszystko może być niebezpieczne. Daj mądremu nóż, to schowa do kieszeni i wieczorem pokroi chleb, zamiast wymachiwać. Daj pistolet, to włoży do plecaka, zamiast celować do ludzi. Daj kamień, to postawi sobie na biurku, zamiast ciskać w tłum. To samo jest z racą – daj ją mądremu, to odpali w bezpieczny sposób. I o tym właśnie przypominają raz po raz różne kibicowskie grupy: daj racę mądremu, będzie ładnie. Problem w tym, że na stadionach jest też niezwykłe nagromadzenie tumanów. Gdybyśmy zakładali, że na trybuny trafiają tylko ludzie naprawdę rozsądni, wszelkie regulaminy byłyby zbędne. Podobnie jak lista przedmiotów, których wnosić nie wolno.

Kibice Ruchu szybko w zorganizowanej grupie na wyjazd nie pojadą (nie liczę jakichś tymczasowych „zgód”) – i super. Bo w rzeczywistości to nie jest kara dla nich, ale po prostu zapewnienie bezpieczeństwa kibicom innych drużyn – a także pracownikom innych klubów, również tym zabezpieczającym spotkania z poziomu murawy. Jeśli pójdę na jakikolwiek stadion, nie chciałbym, aby koło mnie – w zasięgu rzutu racą – siedział jakiś koleś z Chorzowa. I myślę, że nie chce tego żaden człowiek, który wybierze się na mecz z synem. Jeśli więc nie można namierzyć pojedynczych jednostek – ponieważ tłum kolegów skutecznie je chroni przed identyfikacją – to trzeba wyeliminować całą grupę. Właśnie po to, by inni mogli iść na stadion bez niepokojącej myśli: a jeśli będą rzucać? Skoro grupa X nie umie zachować się wśród ludzi, to nie powinna być między ludzi wpuszczana. I zależy mi na tym, aby zaakcentować, że to nie kara dla owej grupy, ale przysługa świadczona zwykłym osobom. Segregacja – na lewo normalni, na prawo nienormalni.

Reklama

Z powodu takich harcowników, jak ci z Chorzowa, race nie zostaną zalegalizowane nigdy. I też nigdy nie powinny zostać zalegalizowane, ponieważ… nigdy takich harcowników jak ci z Chorzowa w stu procentach się nie pozbędziemy. Gdyby udało się wytrzymać tak z pięć-sześć lat bez incydentów z rzucaniem, może i legalizacja przestałaby być mrzonką i dałbym wiarę, że jest realna. Ale niektórych za bardzo ręka świerzbi.

* * *

Agnieszka Radwańska sportowcem roku?

Drodzy państwo, odniosła duży sukces, zwłaszcza finansowy. Ale szanujmy się chociaż troszeczkę.

W tenisie do historii przechodzi się albo w Londynie, albo w Paryżu, albo w Nowym Jorku, albo w Melbourne. Najlepiej – wszędzie naraz. A nie w Singapurze. Tam to jest fajny, pokazowy turniej, z którego zbyt szybko odpaść się nie da, bo nie tego oczekują sponsorzy i kibice. Gdyby był to turniej zwykły, to Agnieszka Radwańska odpadłaby z niego po swoim pierwszym meczu (bo go przegrała, z Szarapową). Odpadłaby z niego także po swoim drugim meczu (bo też go przegrała, z Pennettą). Dzięki specyficznej strukturze, zupełnie „nietenisowej”, dotrwała jednak do samego końca – i za to wielkie brawa. Ale o jakim sportowcu roku my w ogóle mówimy?

W Australii – przegrała w czwartej rundzie.
We Francji – przegrała w pierwszej rundzie.
W Anglii – przegrała w półfinale.
W USA – przegrała w trzeciej rundzie.

Reklama

Dziewczyna gra pięknie, technicznie jest zjawiskowa i potrafi z piłką zrobić wszystko. Niestety, w tym roku jej największym osiągnięciem był półfinał wielkoszlemowego turnieju. To też olbrzymi sukces, nie przeczę, ale przynajmniej dla mnie niewystarczający, by wciskać ją na pierwsze miejsce w plebiscycie na sportowca roku. Przypominam, że mamy trzech złotych medalistów mistrzostw świata w lekkiej atletyce.

KRZYSZTOF STANOWSKI

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Patryk Stec
1
Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać
Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
3
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...